wtorek, 28 czerwca 2016

Opowieść o Sindbadzie Żeglarzu

Księga 1001 Nocy

Opowieść o Sindbadzie Żeglarzu



Wieść niesie, o królu szczęśliwy, że za panowania Władcy Wiernych Haruna ar-Raszida żył w mieście Bagdadzie pewien człowiek, którego zwano Sindbadem Tragarzem. Był on ubogiego stanu i aby zarobić, nosił na głowie ciężary. Pewnego dnia wypadło mu w czasie wielkiego upału ogromny ciężar dźwigać. Zmęczony tym ciężarem i utrudzony spiekotą przechodził koło bramy pewnego kupca. A przed bramą tą ziemia była zamieciona i skropiona wodą, powietrze było świeże i nie opodal stała szeroka ława. Tragarz położył na niej swe brzemię, aby odsapnąć chwilę i oddech złapać. A wtedy przez ową bramę doleciał doń rozkoszny powiew i jakiś zapach słodki. Sprawiło mu to taką przyjemność, że na skraju ławy przysiadł, a wtedy z wnętrza domu posłyszał delikatne tony harfy i lutni jak też jakieś czarowne, rozśpiewane głosy. Do tego dołączył się jeszcze świergot ptaków sławiących rozmaitymi językami i głosami Allacha – oby wywyższone było Jego imię. 

Były tam turkawki, słowiki, kosy, szpaki, gołębie grzywacze i kuropatwy. Tragarz zdumiał się i wielkim wzruszeniem przejęty, podszedł bliżej. W głębi domu znalazł wspaniały dziedziniec, a na nim rzezańców, niewolników i paziów, a także przedmioty, jakie zazwyczaj znajdują się u królów lub sułtanów. I poczuł tragarz zapachy potraw najprzedniejszych i napojów najwykwintniejszych, a wtedy oczy do nieba podniósł i rzekł: „Chwała Ci, o Panie i Stworzycielu, który zsyłasz swe dobrodziejstwa, darząc nimi swych wybrańców wedle upodobania! O Boże, oto błagam Cię o odpuszczenie wszystkich moich złych postępków i ku Tobie się zwracając, wyrzekam się mych grzechów! Boże, mocy Twoich postanowień nic się nie ostoi, Ty nikogo nie pytasz, co czynić, bo władzę masz nad każdą rzeczą! Chwała Tobie, który wedle swojej woli jednym bogactwo, innym niedostatek zsyłasz i tego, kogoś sobie upodobał, wywyższasz, innych zaś, jeśli zechcesz, poniżasz. Co większego jest nad Ciebie, co trwalszego nad Twe panowanie i jakże potężna Twoja władza! Oto nie poskąpiłeś dobrodziejstw swoim sługom, takim jak pan tego domu, który w dostatki opływa, raduje się smakowitymi zapachami, dobre ma jadło i napoje wyszukane. Rządzisz Twymi stworzeniami tak, jak chcesz, i są one tym, czym im być każesz. Są więc zmęczeni i tacy, co wypoczywać mogą, są szczęśliwi i tacy, co jak ja w udręce i upodleniu wiecznie trwają.” To rzekłszy dalej wierszem powiedział:

Nie znają chwili spoczynku biedni nędzarze,
Cień im odjęto łaskawy, ochłodę w skwarze.
Jam dziś obezwładniony gorzkim zmęczeniem,
I dziwne są losy moje i wielkie brzemię.
Są obok ludzie szczęśliwi, żyją wesoło,
Ich barki trudu nie znają, ni potu czoło,
Bo szczodrze los obdarował szczęśliwcom życie
Weselem i poważaniem, jadłem i piciem.
Choć z jednakiego nasienia wszyscy powstali:
I ja, i oni, i inni, wielcy i mali,
Przecie odmienne są nasze dni, nasze noce,
Jako się różnią od siebie wino i ocet.
W tym, co tu prawię do Ciebie, nic Ci nie kłamię.
Tyś sprawiedliwy i dobre Twoje władanie.

Skończywszy mówić wiersze, Sindbad Tragarz sięgnął po swój tobół i chciał iść dalej, gdy z bramy wyszedł paź. Miał on gładkie lica, zgrabną postać i wytwornie był odziany. Ujął Tragarza za ramię i powiedział: „Wejdź, mój pan wzywa cię i pragnie z tobą porozmawiać.” Tragarz począł się wymawiać od wejścia za paziem do domu, ale był to próżny trud, przeto zostawił swój ciężar w przedsionku u odźwiernego, a sam podążył za młodzieńcem w głąb domu. Zobaczył, że jest to piękne domostwo, w którym znać było gościnność i szlachetne obyczaje gospodarzy. I ujrzał tam tragarz wielu czcigodnych mężów i różne osoby dostojne, i były tam kwiaty wonne, słodycze, owoce i różnego rodzaju wykwintne potrawy, wina, instrumenty muzyczne i wesołe, urodziwe dziewczęta, a każda z nich godne siebie miejsce zajmowała. Pośrodku tego zgromadzenia stał mąż dostojny, którego posrebrzone skronie świadczyły, że wiele przeżył. Miał on miłą postać, twarz piękną i wzbudzał szacunek swą powagą, godnością i szlachetnym wyglądem. 

Sindbad Tragarz widząc to wszystko zdumiał się i rzekł; „Na Allacha, albo to jest raj, albo też dostałem się do pałacu jakiegoś króla lub sułtana.” Potem dobremu wychowaniu wyraz dając, pozdrowił ich i życząc im błogosławieństwa bożego, ziemię przed nimi ucałował i stanął, pokornie chyląc głowę. Pan domu pozwolił mu spocząć, a gdy tragarz usiadł, zbliżył się do niego i począł go bawić rozmową, odnosząc się doń przyjaźnie. Podsunął mu potrawy wykwintne, drogie i smaczne, więc przybliżył się Sindbad Tragarz i rzekłszy: „W imię Allacha”, spożywał tak długo, aż zaspokoił głód i nasycił się. Potem rzekł: „Chwała Allachowi na wieki”, umył dłonie, podziękował za przyjęcie, a pan domu wtedy się odezwał: „Miło mi ciebie widzieć i życzę ci, aby dni twoje błogosławieństwo Boże wypełniało. Jak ci na imię i czym się trudnisz?” Odpowiedział: „Panie mój, nazywam się Sindbad Tragarz, a zajęciem moim jest dźwiganie na głowie ciężarów innych ludzi, za co otrzymuję zapłatę.” I uśmiechnął się pan domu, i powiedział: „Wiedz zatem tragarzu, że imię masz takie samo jak ja. Nazywają mnie bowiem Sindbad Żeglarz. A teraz, mój tragarzu, daj mi raz jeszcze posłuchać wierszy, któreś mówił stojąc pod bramą.”

I zawstydził się Sindbad Tragarz, i rzekł: „Na Allacha, nie miej mi za złe tych słów, które wtedy powiedziałem. Wyrwały mi się, gdyż zaprawdę zmęczenie, trud i niedostatek nie uczą człowieka ogłady, tylko gbura zeń czynią.” Pan domu jednak powiedział: „Nie wstydź się, jesteś odtąd moim bratem. Powtórz te wiersze, bo zachwyciły mnie, kiedy słuchałem ich, gdy wypowiadałeś je stojąc u bramy.” Powtórzył więc tragarz swoje wiersze, a pan domu wysłuchawszy ich zdumiał się i rozpromienił, a potem rzekł: „Wiedz, o tragarzu, że moje dzieje są niezwykłe. Dam ci je poznać, opowiadając, co się ze mną działo i co mi się przydarzyło, zanim osiągnąłem ten dobrobyt i zanim zamieszkałem w tym domu, w którym mnie teraz oglądasz. Zaprawdę, do tego dobrobytu i domu doszedłem drogą wielkich znojów, trudów i rozlicznych niebezpieczeństw. Ach, ileż udręki i nieszczęść doświadczyłem w młodym wieku! Odbyłem siedem podróży, a każda podróż to opowiadanie, od którego umysł się mąci. A wszystko to działo się zgodnie z wyrokiem losu, albowiem nie ma ucieczki ani odwołania od tego, co komu zostało zapisane.” To rzekłszy Sindbad Żeglarz rozpoczął: Pierwsze opowiadanie Sindbada Żeglarza dotyczące podróży pierwszej...

Zapraszamy na warsztaty mistyki sufickiej, żydowskiej i chrześcijańskiej


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz