czwartek, 5 lutego 2015

Opowiadanie o niewiernym wezyrze

Księga Tysiąca i Jednej Nocy


Opowieść o niewiernym wezyrze



















Pewien król miał syna, który ogromnie lubił polowanie i łowy, i miał też wezyra, któremu polecił, by towarzyszył królewskiemu synowi wszędzie, gdziekolwiek by on skierował swe kroki. Pewnego dnia królewicz wyruszył na polowanie i łowy, a razem z nim udał się wezyr jego ojca. Gdy tak razem jechali, obaj ujrzeli wielkiego zwierza. Wezyr rzekł do królewskiego syna: „Dalejże, pędź za tym zwierzem, doścignij go!” Królewicz pogonił za zwierzyną, lecz zwierz zniknął mu z oczu i przepadł w pustyni, a młodzieniec stanął bezradnie, nie wiedząc, w którą udać się stronę, gdy wtem na skraju drogi dojrzał jakąś płaczącą dziewczynę. Zapytał: „Kim jesteś?” Odrzekła: „Jestem córką jednego z królów Indii. Jechałam przez pustynię, gdy wtem ogarnęła mnie senność i spadłam bezwiednie z wierzchowca. Pozostałam opuszczona, samotna i bezradna.” Królewicz, wysłuchawszy tych słów, ulitował się nad dziewczyną i posadził ją na grzbiet swego rumaka, by jechała z nim razem. Gdy przejeżdżali koło jakichś ruin, dziewczyna odezwała się do młodzieńca „O mój panie, chciałabym oddalić się za potrzebą”, i królewicz zsadził ją przy ruinach. Gdy nie powracała czas jakiś, a jemu poczęło się dłużyć oczekiwanie, udał się po kryjomu jej śladem. I okazało się, ze była to ghula. Królewicz bowiem posłyszał, jak mówiła do swoich dzieci: Moje dzieci, przyprowadziłam wam dziś tłustego młodzieńca.” A one rzekły: „Przyprowadź go nam, matko, byśmy mogły napełnić nim nasze brzuszki.” Skoro syn króla posłyszał te słowa, nabrał pewności, że czeka go śmierć, zadrżały mu lędźwie i ogarnęło przerażenie. Zawrócił tedy, lecz wówczas wyszła ghula, a ujrzawszy, że jest pełen trwogi i trzęsie się ze strachu, rzekła: „Cóż to się stało, że jesteś tak zatrwożony?” I odrzekł królewicz: „Mam wroga i boję się go.” A na to powiedziała ghula: „Wszakże mówiłeś, że jesteś królewskim synem.” Odparł: „Tak.” – „Dlaczegóż więc – mówiła dalej – nie dasz swemu prześladowcy trochę pieniędzy, by go nimi zaspokoić?” Odrzekł: „On nie zadowoli się pieniędzmi; nic poza mą duszą go nie zaspokoi, dlatego lękam się go i czuję się zgubiony.” – „Skoro uważasz, że jesteś zgubiony – rzekła ghula – zwróć się do Allacha z błaganiem. On na pewno ustrzeże cię od zła i krzywdy, które ci grożą.” 

Królewicz wzniósł więc swą głowę ku niebu i zawołał: „O Ty, który wysłuchujesz uciśnionego, gdy zwraca się do Ciebie z prośbami! Ty, który wykrywasz nieprawości – dopomóż mi przeciw memu wrogowi i oddal go ode mnie. Ty możesz bowiem zdziałać wszystko, co zechcesz!” Ghula słysząc owo wołanie oddaliła się od królewicza, a on powrócił do swego ojca i opowiedział mu, jak wezyr z nim postąpił. „Tak i ty, królu – mówił wezyr – gdy zaufasz mędrcowi, najsroższą śmierć od niego poniesiesz. A jeśli łaską go darząc, pozwolisz mu na zbytnie zbliżenie, to on zgotuje ci zgubę. Wszakże zdajesz sobie sprawę, że hakim Rujan wyleczył cię z choroby, działając na powierzchnię twego ciała czymś, co trzymałeś w dłoni. Czyż zatem, to mając na uwadze, nie przychodzi ci na myśl, że równie łatwo przyszłoby mu zgładzić cię za pomocą podobnej rzeczy, którą ujmiesz w rękę?” – „Prawdę mówisz – odrzekł król Junan – mogłoby się zdarzyć, tak jak rzekłeś, wezyrze, dobry doradco. Możliwe, że mędrzec ten jest szpiegiem i przybył tu, by zadać mi śmierć. Bo zaprawdę, skoro potrafił uzdrowić mnie czymś, co trzymałem w dłoni, to z pewnością potrafi mnie zgubić za pomocą czegoś, co powącham.” To powiedziawszy król zwrócił się do wezyra: „Jakże więc mam z nim postąpić, wezyrze?” I odrzekł wezyr: „Każ go wezwać natychmiast, a gdy przybędzie, zetnij mu głowę. W ten sposób uchronisz się przed jego nikczemnością i uwolnisz się od niego, podstępem swym uprzedzając knowania, które on mógłby przeciwko tobie skierować.” I rzekł król Junan: „Słusznie mówisz, wezyrze.” Po czym wydał rozkaz, by przyprowadzono mędrca przed jego oblicze. Hakim Rujan przybył wesoły, nie przeczuwając, co mu zgotował Miłosierny, jak o tym powiedział był ktoś w takich oto wierszach:  

O ty, co się lękasz losu, porzuć smutku ciężkie brzemię,
Wszystkie sprawy swoje powierz temu, który stworzył ziemię,
*
Bo koleje przeznaczenia w każdej wiodą cię godzinie,
Co zaś nie jest ci sądzone, to na pewno cię ominie.
I zwracając się do króla, mędrzec przemówił słowami poety:
Jeślim kiedyś ci nie złożył podziękowań mych najpierwszych,
Powiedz jeno, komu składam dziękczynienia dań i wierszy?
Obsypałeś mnie darami, zanim cię prosiłem o to,
Obdarzyłeś mnie sowicie, niezdradliwie i z ochotą,
Pragnę dzięki składać tobie i wysławiać twą osobę,
Pragnę chwalić wielkość twoją i w ukryciu, i wszem wobec.
Za twe czyny winien jestem nieustanne dziękczynienie,
Czyny twe są lekkie w słowach, lecz dla ramion są brzemieniem.

I wypowiedział także i te wiersze:

Odwróć się od wszelkiej troski,
Oddaj się wyrokom boskim,
Ciesz się każdą twą godziną,
Zapominaj dni, gdy miną.
Chociaż smutnych spraw jest wiele,
Po nich przyjdzie ci wesele!
Allach wszystko sprawić zdolen,
Przeto szanuj jego wolę.

Po czym wypowiedział jeszcze takie wiersze:

Zawierz się Wszechmogącemu, niech ku niemu myśl ulata,
I zaniechaj dóbr doczesnych, odwróć się od tego świata.
Wiedz, że nie tak, jakbyś pragnął, wyglądają wszystkie sprawy,
Ale tak, jak zechce tego Wszechmogący Allach prawy.

A potem wypowiedział te wiersze:

Nie smućże się i zapomnij o tym wszystkim, co cię gnębi,
Bowiem troski oddalają spokój z twego serca głębi.
Na cóż zda się niewolnikom rządzić się człowieczą wolą?
Porzuć ją i bądź szczęśliwy, bez utrapień, co cię bolą.

Skoro więc zjawił się hakim Rujan, król rzekł mu: „Czy wiesz, dlaczego; cię wezwałem?” – Nikt poza Allachem Najwyższym nie zna tajemnic” – odparł mędrzec. I rzekł mu król: „Sprowadziłem cię tu po to, by cię zabić i pozbawić ducha.” Zdumiał się hakim Rujan wielce tym powiedzeniem i zapytał: „O królu, dlaczego chcesz mnie zabić? Jakież to moje przestępstwo wyszło na jaw?” I rzekł król: „Powiadomiono mnie, że jesteś szpiegiem, i przybyłeś tu po to, by mnie uśmiercić. Lecz oto ja zadam ci śmierć, zanim ty zdołałbyś to uczynić.” I zakrzyknął król na kata: „Zetnij głowę temu zdrajcy, by uchronić nas przed jego niegodziwością!” I rzekł mu hakim Rujan: „Daruj mi życie, a Allach i tobie daruje. Nie zabijaj mnie, gdyż i ciebie Allach zgładzi.” Potem mędrzec Rujan zwracał się jeszcze wiele razy do króla, tak jak ja zwracałem się do ciebie, ifricie, lecz ty nie chciałeś mnie wysłuchać, tylko pragnąłeś mej śmierci! Lecz król Junan rzekł do hakima Rujana: „Nie zaznam spokoju, póki cię nie zabiję, uzdrowiłeś mnie bowiem za pomocą czegoś, co trzymałem w ręce, nie jestem więc pewny, czy nie mógłbyś mnie zabić także za pomocą czegoś, co bym powąchał lub innym sposobem.” I rzekł mędrzec: „Królu, czy taka jest twoja wdzięczność? Czy złem chcesz płacić za dobro?” Lecz król rzekł: „Musisz umrzeć natychmiast.” Gdy hakim Rujan upewnił się, że władca rzeczywiście każe go zabić i że jest to nieuniknione, zapłakał i począł się skarżyć, iż świadczył dobro, a nie otrzymał podzięki, tak jak to powiedziane jest w wierszu:

Majmunę rozum omija z daleka,
Chociaż rozumem jest samym jej rodzic.
Któż by chciał bagnem lub po grudzie chodzić
Bez światła, które prowadzi człowieka?

A potem kat zbliżył się do mędrca, zawiązał mu oczy, dobył miecza i zwrócił się do króla: „Racz zezwolić! „Mędrzec zaś mówił do króla płacząc: „Oszczędź mnie, by Allach oszczędził i ciebie. Nie zabijaj mnie, bo Allach i ciebie zabije.” I wygłosił wiersze poety:

Czyny me były szlachetne, ale mi szczęścia nie dały,
Uszczęśliwiony jest za to jeno oszczerca zuchwały.
Moja poczciwość sprawiła, żem pogrzebany jest klęską,
Gdy przeciw mnie obróciła świata nikczemność zwycięską.
Gdybym swe życie zachował, zacność porzuciłbym ninie,
A jeśli śmierć mi pisana, na grób przekleństwo niech spłynie,
We wszelkich ziemi językach, gdy śmierć mnie zgładzi niemiła,
Mnie, posiadacza zacności, co sama siebie zgubiła.

A potem rzekł mędrzec do króla: „Jeśli taką masz dla mnie zapłatę, to wiedz, że jest to zapłata krokodyla.” Król spytał: „Jaka jest opowieść o krokodylu?” Lecz mędrzec odparł: „Nie mogę opowiadać w takim stanie. Raz jeszcze zaklinam cię na Allacha: oszczędź mnie, a Allach i ciebie oszczędzi.” I mędrzec zatkał gwałtownie. Niektórzy dostojnicy królewscy powstali, a jeden z nich rzekł: „Królu, daruj mi krew tego mędrca, bo zaprawdę, nie widzieliśmy, by postąpił z tobą zdradliwie, byliśmy natomiast świadkami, że wyleczył cię z choroby, która drwiła z innych lekarzy i mędrców.” Lecz król rzekł: „Nie znacie powodu, dla którego postanowiłem go zabić. Chodzi o to, że gdybym oszczędził mędrca Rujana, z pewnością sam byłbym zgubiony. Kto bowiem uleczył mnie z choroby, co mnie nękała, za pomocą przedmiotu, który trzymałem w ręce, mógłby mnie również zabić za pomocą czegoś, co by mi dał do wąchania. Obawiam się, że on mnie zgładzi i otrzyma za to wynagrodzenie, gdyż mniemam, że jest szpiegiem, który przybył tu tylko po to, by mnie uśmiercić.” A mędrzec prosił znowu: „Oszczędź mnie, a Allach i ciebie oszczędzi! Nie zabijaj mnie, gdyż Allach i ciebie zabić może.” 

Gdy jednak hakim Rujan upewnił się, o ifricie, że król na pewno go każe zabić, rzekł mu: „Królu, skoro moja śmierć jest nieunikniona, udziel mi choć trochę czasu; chciałbym pójść do swego domu, by wywiązać się z pewnych zobowiązań, zalecić rodzinie i sąsiadom, by mnie pochowali, i wreszcie chciałbym porozdawać moje lekarskie księgi. Mam jedną księgę, która jest szczególną rzadkością – tę ofiaruję tobie w darze, byś ją miał w swym skarbcu.” I zapytał król hakima Rujana: „Cóż to jest za księga?” I odparł mędrzec: „Są w niej sprawy nieprzeliczone. A najdrobniejszą spośród zawartych w niej tajemnic jest ta, że gdy zetniesz mi głowę, a potem otworzysz tę księgę, odliczysz trzy karty, później zaś trzy wiersze na stronie, która wypadnie po twej lewej ręce – wówczas przemówi do ciebie moja głowa i odpowie ci na wszystko, o co ją zapytasz.” Król niezmiernie się tym zdziwił i uradował, i rzekł; „Hakimie Rujanie, czy naprawdę przemówisz do mnie, gdy zetnę ci głowę?” – „Tak, królu – odrzekł – Jest to niezwykła rzecz.” I pozwolił król mędrcowi wyjść pod strażą. Poszedł więc mędrzec do swego domu i w tym samym dniu doprowadził wszystkie swe sprawy do porządku. A na drugi dzień wszedł do sali tronowej, gdzie przybyli również wszyscy emirowie, wezyrowie, szambelanowie, zarządcy i możni państwa. I sala tronowa stała się podobna do ogrodu kwietnego. Wszedł tedy mędrzec do sali tronowej, mając ze sobą księgę i pudełko z jakimś proszkiem, i stanął przed królem, po czym usiadł i rzekł: „Przynieście mi półmisek!” A gdy mu podano, czego żądał, wsypał proszek z pudełka na półmisek, rozprowadził równomiernie i rzekł: „Weź tę księgę, królu, ale nic z nią nie czyń, dopóki moja głowa nie zostanie ścięta. A gdy się to stanie, umieść mogą głowę na półmisku i rozkaż, by ją dociśnięto do tego oto proszku. Gdy tak uczynisz, krew przestanie spływać z głowy. Wtedy otwórz księgę.” Król otworzył księgę, a skoro zauważył, że karty są poklejone, włożył palec do ust, zwilżył go śliną i obrócił pierwszą kartę, potem drugą i trzecią. A karty z trudem tylko dały się przewracać. I tak król odwrócił sześć kart i obejrzał je, lecz nie znalazł na nich pisma. Powiedział tedy do mędrca; „Mędrcze, nic tu nie jest napisane.” Rzekł mędrzec: „Odwracaj karty jeszcze dalej”, i król odwracał dalej. I upłynęło zaledwie trochę czasu, gdy nagle w ciało króla przedostała się trucizna. Księga bowiem była zatruta! Król zaczął się słaniać, krzyknął i zawołał: „Jad we mnie wstąpił!” A hakim Rujan wypowiedział te słowa:

Ty panowałeś nad nami, władałeś długo i trwale
I nagle – jakby twej władzy nigdy nie było wcale.
Gdybyś był prawy, twe losy sprzyjałyby tobie dalej,
Lecz za haniebne czyny los taką darzy zapłatą.
On dzisiaj ciebie rozpaczą, plagami pognębił za to,
Dowiedz się tedy o tym, przed czym cię język ostrzegał,
Że to za twą niegodziwość, więc losu swojego nie gań.

Gdy tylko mędrzec Rujan wyrzekł te słowa, król padł na ziemię martwy. „A wiedz, ifricie, że gdyby król zachował był mędrca Rujana przy życiu, Allach byłby oszczędził i jego. Skoro jednak król odmówił mędrcowi, i postanowił go zabić, Allach nie oszczędził króla. Gdybyś więc ty, ifricie, darował mi życie, Allach zachowałby i ciebie. Ponieważ jednak nie pragnąłeś niczego poza mą śmiercią, więc teraz ja zadam śmierć tobie i uwięziwszy w dzbanie, wrzucę cię do morza.” Marid krzyknął wówczas i zawołał: „Na Allacha, rybaku, nie czyń tego! Oszczędź mnie w swej szlachetności i nie chowaj do mnie urazy za mój czyn. Jeśli byłem zły, ty okaż swą dobroć. Wszakże mówią znane przysłowia: «O ty, co świadczyłeś dobro temu, kto ci wyrządził krzywdę! Wystarczy już zło jego uczynku.» Nie czyń więc podobnie, jak to postąpił był Umama z Alikiem.” – „Jakże to było z nimi?” – zapytał rybak. Lecz ifrit odparł: „Nie czas na opowiadanie, gdy jestem więźniem w dzbanie. Opowiem ci o nich, gdy mnie wypuścisz z zamknięcia.” Ale rybak rzekł: „Nie odstąpię od mego zamiaru, by wrzucić cię do morza, skąd nie będziesz mógł się wydostać. Przecież prosiłem cię o litość, korząc się przed tobą, ty zaś postanowiłeś zabić mnie, mimo że na to nie zasłużyłem żadną zbrodnią i nic złego ci nigdy nie wyrządziłem. Przeciwnie, doznałeś ode mnie samego dobra przez to, że wypuściłem cię z twego więzienia. Ale skoro ty postąpiłeś sobie ze mną w ten sposób, przekonałem się, jak jesteś nikczemny. Toteż wiedz, że wrzucę cię do morza, a każdemu, kto by cię wydobył, opowiem o tobie i ostrzegę go przed tobą, a wtedy on znowu wrzuci cię do morza. Pozostaniesz tam już do końca swoich dni, aż zrozumiesz, że to właśnie jest odpowiednia dla ciebie kara.” 

I rzekł ifrit: Wypuść mnie na wolność. Oto teraz nadarza ci się sposobność, byś okazał swą wspaniałomyślność. A ja przysięgam, że nigdy ci krzywdy nie wyrządzę, lecz dopomogę ci w jakiś sposób i na zawsze wybawię cię od nędzy.” Przyjął więc rybak przysięgę ifrita, że odzyskawszy wolność nigdy nie wyrządzi mu żadnego zła, tylko zawsze będzie mu świadczył dobro. Zabezpieczony przysięgą i obietnicami, rybak otworzył ifritowi dzban, zaklinając go w imię Allacha. I wzbił się dym wysoko, aż cały wyszedł z dzbana, zgęstniał i przyjął postać ifrita o strasznym wyglądzie, który kopnięciem wtrącił dzban do morza. Gdy rybak ujrzał, jak dzban ów pochłonęło morze, pomyślał, że już nie ma dla niego ucieczki przed zgubą, i ze strachu zmoczył się mówiąc w duszy: „Niedobry to znak.” A potem dodając sobie otuchy powiedział: „O ifricie, wszakże Allach Najwyższy nakazał: «Dotrzymuj przysięgi, kiedyś bowiem przyjdzie ci zdawać z tego sprawę.» Przysiągłeś mi i obiecałeś, że mnie nie oszukasz. Gdybyś mnie zawiódł, pokarałby cię Allach, który zsyła pomstę i który jest nierychliwy, ale sprawiedliwy. Mówiłem do ciebie tak, jak mówił mędrzec Rujan do króla Junana: «Oszczędź mnie, a Allach i ciebie oszczędzi.»” Ifrit roześmiał się, ruszył przed siebie i rzekł: Chodź ze mną, rybaku.” I poszedł rybak, zwracając baczną uwagę na ifrita, bo nie był jeszcze całkiem pewny swego bezpieczeństwa. Tak oddalili się od przedmieść, wspięli się na szczyt góry, a potem zeszli w rozległą dolinę, pośrodku której znajdował się staw pełen wody. Ifrit przystanął nad stawem i rozkazał rybakowi, by zarzucił tam sieć i łowił. Rybak spojrzał do wody i zobaczył w niej ryby barwy białej, czerwonej, niebieskiej i żółtej. Zdumiony tym zarzucił sieć, gdy ją wyciągnął, znalazł w niej cztery ryby, każdą innego koloru. I uradował się wielce, skoro je ujrzał, a ifrit rzekł: „Udaj się z rybami do sułtana i podaruj mu je, a władca z pewnością sowicie cię za to nagrodzi. Ty zaś, na Allacha, wysłuchaj mej prośby i przebacz mi, ale naprawdę nie mam teraz innej możliwości, by ci się odwdzięczyć za twój czyn, przebywając bowiem tysiąc i osiemset lat w morskiej toni, nie oglądałem do tej chwili powierzchni ziemi. Lecz nie łów z tego stawu więcej niż jeden raz dziennie. I niechaj Allach ma cię w swej opiece.” 

To powiedziawszy ifrit nogą uderzył w ziemię przed sobą, a ona rozstąpiła się i pochłonęła go. Rybak zaś poszedł ku miastu, zdumiony tym, co mu się z ifritem przydarzyło. Zabrał ze sobą ryby, a skoro wszedł z nimi do swego domu, wynalazł gliniane naczynie, napełnił je wodą i wpuścił tam ryby. A one zaczęły się miotać we wnętrzu glinianego garnka z wodą. Rybak zaś umieścił sobie to naczynie na głowie i skierował się do królewskiego zamku, tak jak mu nakazał ifrit. Gdy przyszedł do króla, podarował mu ryby, a król zdziwił się bardzo tym darem, gdyż jeszcze nigdy w życiu nie oglądał podobnych ryb. I rzekł: „Oddajcie te ryby niewolnicy – kucharce.” A niewolnicę ową władca otrzymał był przed trzema dniami w darze od króla Rumu i dotąd jeszcze nie zdążył wypróbować jej zdolności do przyrządzania potraw. I polecił jej wezyr usmażyć te ryby mówiąc: „Dziewczyno, oto co król tobie powiedzieć kazał: «Zatrzymałem cię, łzo moja, tylko na wyjątkowe chwile.» Dzisiaj więc uciesz nas widokiem twych potraw i doskonałością swych kucharskich umiejętności, władca bowiem otrzymał od kogoś taki oto dar.” Gdy wezyr, wydawszy to polecenie, powrócił do króla, ów nakazał mu. aby wręczył rybakowi czterysta denarów. Wezyr dał więc rybakowi pieniądze, a rybak schował je w zanadrze i powrócił do domu do swej żony, zadowolony i uszczęśliwiony. A potem kupił swej rodzinie wszystko, co tylko było jej potrzebne. Tyle o rybaku. Co się zaś tyczy niewolnicy – kucharki, to wzięła ona ryby, oczyściła je, położyła na patelni, zaczekała, aż się podsmażą z jednej strony, i odwróciła je na drugą. Nagle rozstąpiła się ściana i wyszła z niej prześliczna dziewczyna o wysmukłej postaci, gładkich policzkach, w kibici wiotka i urocza, o podczernionych antymonem oczach, w twarzy łagodnością szczodra, ociężała zasię w biodrach. Odziana była w jedwabną, niebieską kufiję, w uszach miała kolczyki, na przegubach rąk bransolety, a na palcach pierścienie z drogimi kamieniami. W ręku trzymała bambusową różdżkę. Dotknęła nią patelni i zapytała: „Rybo, czy ty dotrzymujesz przysiąg?” Gdy niewolnica wszystko to ujrzała, straciła przytomność, dziewczyna zaś powtórzyła swe słowa drugi i trzeci raz. Wówczas ryba uniosła głowę z patelni i ozwała się: „Tak, tak”, a potem wszystkie ryby wygłosiły razem te wiersze:

Jeżeli wrócisz – powrócimy, gdyś wierna – ryba wierną będzie.
Lecz jeślibyś się nas wyrzekła – wolneśmy, nic nam po przysiędze.

Gdy ryby tak mówiły, dziewczyna przewróciła patelnię i cofnęła się tam, skąd przyszła, a ściana kuchni zawarła się za nią. Wtedy niewolnica ocknęła się z omdlenia, a ujrzawszy ryby spalone na węgiel, wyrzekła przysłowie: „Zaledwie wyruszył w bój, już złamał dziryt swój.” Gdy niewolnica czyniła sobie wyrzuty, stanął wtem nad nią wezyr i rzekł: „Zanieś ryby sułtanowi,” Wtedy niewolnica rozpłakała się i opowiedziała wezyrowi o tym, co się jej przydarzyło. Wezyr zdziwił się i rzekł: „To nic innego, tylko jakaś cudowna sprawa.” Potem posłał po rybaka, a gdy go przyprowadzono, wezyr rzekł: „Rybaku, musisz nam przynieść takie same cztery ryby jak poprzednio.” Udał się więc rybak nad ów staw, zarzucił sieć, a gdy ją wyciągnął, ujrzał w niej cztery ryby. Zabrał je i zaniósł wezyrowi, a ten udał się z nimi do niewolnicy i rzekł jej: „Wstań i usmaż ryby przy mnie, bym mógł ujrzeć, jak wygląda cała ta sprawa.” Niewolnica wstała, oporządziła ryby i ułożyła je na patelni, którą trzymała na ogniu. I nie upłynęła jeszcze chwila, gdy oto rozwarła się nagle ściana i pojawiła się dziewczyna, odziana w swe szaty, z różdżką w ręku. Dotknęła nią patelni i rzekła: „O rybo, rybo, czy dochowujesz ty starej przysięgi?” A wszystkie ryby uniosły głowy i wygłosiły te wiersze: Jeżeli wrócisz – powrócimy, gdyś wierna – ryba wierną będzie. Lecz jeślibyś się nas wyrzekła – wolneśmy, nic nam po przysiędze. Gdy ryby powiedziały te słowa, dziewczyna różdżką wywróciła patelnię i cofnęła się tam, skąd przyszła, a ściana zawarła się za nią. Wtedy wezyr powstał i rzekł: „Sprawy tej nie można zataić przed królem”, po czym udał się do władcy i powiadomił go o tym, co przydarzyło się w jego obecności. Król rzekł na to: „Muszę ujrzeć to na własne oczy.” Posłał po rybaka i nakazał mu, by przyniósł cztery ryby, takie same jak poprzednio, dając mu na to trzy dni czasu. Rybak powędrował nad staw i zaraz przyniósł królowi ryby, a władca polecił, by wypłacono rybakowi za to czterysta denarów. Potem król zwrócił się do wezyra: „Przyrządzisz te ryby tutaj, w mojej obecności.” A wezyr odrzekł: „Słyszę i jestem posłuszny”, po czym przyniósł patelnię i ułożył na niej oczyszczone ryby. A skoro tylko je przewrócił, rozstąpiła się nagle ściana i wyszedł z niej czarny niewolnik, wielki jak byk spośród byków lub jak człowiek z ludu Ad. W ręku miał gałąź zielonego drzewa i wyrzekł donośnym, a nieprzyjemnym głosem: „O rybo, rybo, czy dochowujesz starych przysiąg?” A ryba uniosła głowę z patelni i rzekła: „Tak, tak”, po czym wszystkie ryby wypowiedziały ten wiersz:

Jeżeli wrócisz – powrócimy, gdyś wierny – ryba wierną będzie.
Lecz jeśli wyrzec się nas pragniesz – wolneśmy, nic nam po przysiędze.

Wtedy niewolnik podszedł do patelni i wywrócił ją gałęzią, a ryby stały się podobne do czarnego węgla. Potem niewolnik wrócił tam, skąd przyszedł. A gdy zniknął im z oczu, król rzekł: „O tej sprawie nie wolno milczeć, bo z tymi rybami wiąże się na pewno coś bardzo dziwnego.” I rozkazał, by stawił się przed nim rybak. Skoro tylko rybak przyszedł, król zapytał go: „Skąd pochodzą te ryby?” – „Ze stawu leżącego pomiędzy czterema górami – odparł rybak – za górą wznoszącą się za tym miastem.” – „O ile dni drogi jest on oddalony?” – spytał król. Rybak odrzekł: „O panie nasz i władco, odległość ta wynosi pół godziny drogi.” Zdumiał się król i nakazał, by zaraz wojsko wyruszyło z rybakiem. A rybak począł przeklinać ifrita. Jechali tak długo, aż wspięli się na górę, a potem zeszli z niej w rozległą dolinę, której nikt z nich w życiu nigdy nie oglądał. I zdziwienie ogarnęło króla i całe wojsko na widok stawu, który ukazał się ich oczom pomiędzy czterema górami, jak i na widok ryb w czterech kolorach: czerwonym, białym, żółtym i niebieskim. Król zdumiony zwrócił się do rycerzy i wszystkich tych, którzy mu towarzyszyli: „Czy ktoś z was widział staw w tym miejscu?” – „Nie”– odrzekli wszyscy. I rzekł król: „Na Allacha, nie powrócę do miasta i nie zasiądę na moim królewskim tronie, dopóki nie zgłębię prawdy o tym stawie i jego rybach.” Następnie nakazał swym ludziom, by rozłożyli obóz wokół tych wzgórz. Gdy to uczynili, król przywołał wezyra, który był uczony, światły, rozumny i obeznany ze sprawami. Gdy wezyr stanął przed królem, ów rzekł: „Chcę uczynić pewną rzecz i pragnę powiadomić cię o moim zamierzeniu. Otóż postanowiłem wyruszyć tej nocy samotnie, by odkryć tajemnicę tego stawu i tych ryb, które w nim się znajdują. Ty usiądziesz przy wejściu do mego namiotu i wszystkim emirom, wezyrom i szambelanom będziesz mówił, że sułtan czuje się niezdrów i zakazał kogokolwiek do siebie dopuszczać. A w moje zamiary nikogo nie wtajemniczaj.” 

Wezyr nie mógł się temu sprzeciwić, a król przebrał się, przypasał miecz, wyszedł potajemnie i wędrował przez resztę nocy aż do rana. I nie przestawał iść, aż zaczął dokuczać mu upał. Wtedy król odpoczął trochę, a potem znowu wędrował do schyłku dnia i przez całą następną noc. A wtem z oddali ukazało mu się coś czarnego. I rzekł do siebie: „Być może, znajdę tam kogoś, kto by mi wyjaśnił sprawę stawu i jego ryb.” A skoro przybliżył się do tego czegoś, ujrzał, że jest to zamek zbudowany z czarnego kamienia, okuty żelazem. Jedno skrzydło zamkowej bramy było uchylone, a drugie przymknięte. Król ucieszył się tym, stanął pod bramą i zastukał w nią delikatnie, a gdy nie usłyszał żadnej odpowiedzi, zastukał po raz drugi i trzeci, ale wciąż nie otrzymywał żadnej odpowiedzi. Zakołatał więc po raz czwarty, donośnie, lecz i tym razem nikt się nie odezwał. Wtedy rzekł: „Zamek ten jest bez wątpienia opustoszały.” Nabrał odwagi, wszedł przez bramę do zamkowej sieni i zawołał: „O mieszkańcy tego zamku, jestem obcym wędrowcem, przechodzącym tędy drogą. Czy nie macie jakiegoś pożywienia?” Powtórzył te słowa drugi i trzeci raz, a nie otrzymawszy odpowiedzi, dodał odwagi sercu i natchnął swego ducha męstwem, i z sieni wstąpił do wnętrza pałacu. Ale nie spotkał tam nikogo, choć zamek był urządzony. Pośrodku znajdowała się fontanna, której wodę jak perły i drogie kamienie wyrzucały z pysków cztery lwy z czerwonego złota. Wokół nich latały ptaki, nie mogąc wydostać się z zamku, bo otaczała go siatka, która nie pozwalała im odlecieć. Wszystko to zdziwiło i zarazem zasmuciło króla, jako że nie znalazł w zamku nikogo, kto mógłby mu coś powiedzieć o tamtym stawie, jego rybach, górach i o tym pałacu. Usiadł więc w drzwiach i zadumał się, gdy nagle usłyszał jakiś jęk dobywający się ze zbolałego serca i posłyszał zawodzenie tej oto pieśni:

Ledwo skryła się zgryzota, już gniew w moim sercu gości.
A sen dawny moich oczu ustępuje bezsenności.
Gniew, co rośnie we mnie co dzień, przywołuję niestrudzenie.
O mój smutku, kiedy z duszy los łaskawszy cię wyżenie!
Nie porzucaj serca między niepewnością a strapieniem.

Gdy król posłyszał te jęki, zerwał się i podążył w kierunku głosu. Zobaczył jakąś zasłonę zawieszoną na drzwiach komnaty. Podniósł ją i dojrzał młodzieńca, który siedział na łożu wznoszącym się na łokieć od ziemi. A był to urodziwy młodzian, smukłej postaci, bogato odzian, jasnego czoła i czystej mowy i o różanych licach zdrowych. Na jednym policzku miał znamię jak plamka ambry. A poeta tak o tym opowiada:

Smukły jest, a czarne włosy, czoło jasne i wysokie
Pozwalają śmiertelnikom blaskiem cieszyć się i mrokiem.
Nie cieszyłeś swoich oczu piękniejszym widokiem
Pośród rzeczy, któreś w życiu oglądać był w stanie,
Niźli owo oliwkowe na licu znamię,
Na różanym jego licu pod czarnym okiem.

Króla uradował widok młodzieńca i pozdrowił go. A młodzieniec siedział odziany w jedwabną, haftowaną złotem szatę, ale widoczne były na nim znamiona smutku. Oddał królowi pozdrowienie i rzekł: „O panie mój, wybacz mi, że nie powstaję.” I rzekł król: „Młodzieńcze, opowiedz mi o stawie i jego rybach, o tym zamku, o przyczynie tego, że siedzisz tu samotny, i co cię skłania do płaczu.” Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, łzy spłynęły mu po policzkach i wybuchnął gwałtownym łkaniem. Król zaś zdumiał się i spytał: „Czemu płaczesz, młodzieńcze?” Odrzekł: „Jakże nie mam płakać, gdy taki oto jest mój los.” Tu ujął ręką poły swych szat i rozchylił je: dolna część jego ciała aż do stóp była kamieniem, a od pępka aż po włosy na głowie był człowiekiem. Młodzieniec mówił: Opowieść o zaczarowanym młodzieńcu...cdn.

Zapraszamy na sufickie warsztaty, śpiewy, tańce i modlitwy

© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz