niedziela, 22 lutego 2015

Opowieść o zaczarowanym młodzieńcu

Księga Tysiąca i Jednej Nocy


Opowieść o zaczarowanym młodzieńcu













Wiedz, o królu, że dzieje tych ryb są zadziwiające i gdyby je spisać igłą w kącikach oczu, niezłą byłyby nauką dla tych, którzy się uczyć pragną. Było to, mój panie, tak: Ojciec mój był królem tego miasta, a nazywano go Mahmud, Pan Czarnych Wysp. Był on władcą tych czterech wzgórz, a panowanie jego trwało siedemdziesiąt lat. Gdy mój ojciec zmarł, zostałem po nim królem. Pojąłem za żonę córkę mego stryja, która darzyła mnie miłością tak wielką, że gdy oddalałem się od niej, nie jadła, nie piła, aż powróciłem do niej. I tak przeżyła ze mną pięć lat. Pewnego dnia udała się do łaźni. Ja zaś poleciłem kucharzowi, by przygotował nam wieczerzę, a sam wszedłem do tego oto zamku, ułożyłem się do snu w miejscu, w którym teraz jestem, a dwu niewolnicom rozkazałem, by mi wachlowały twarz. Usiadły więc, jedna u wezgłowia, a druga u mych stóp. Niepokoiła mnie nieobecność mojej małżonki i sen mnie nie ogarniał. Oczy miałem zamknięte, lecz dusza moja czuwała. Wtedy usłyszałem, jak niewolnica siedząca u mego wezgłowia mówiła do tej, która siedziała u moich stóp: „Doprawdy, Masudo, nasz pan nie ma szczęśliwej młodości z naszą panią, która tai przed nim swoje występki.” A Masuda rzekła: „Niech Allach przeklnie wiarołomne kobiety. Naprawdę, ktoś taki, jak nasz pan, o takich jak on przymiotach, nie jest mężem odpowiednim dla tej ladacznicy, która każdą noc spędza na cudzym łożu.” I rzekła niewolnica siedząca u mej głowy: „Doprawdy, nasz pan jest lekkomyślny, nie dopytując się o nią.” A Masuda rzekła: „Biada ci! Czy nasz pan zna jej postępki? Czyliż ona mu zostawia wolność woli? Wszakże sporządza mu i podaje w kielichu napój, który on pije każdej nocy, zanim zaśnie. Do tego napoju ona dodaje bandżu, a pan zasypia po tym twardo i nie wie, co się później dzieje, gdzie ona chodzi ani co czyni. Ona zaś, gdy już poda mu ów napój, nakłada szaty, opuszcza męża i aż do świtu jest nieobecna. A gdy wraca, kadzi mu czymś pod nosem, a on budzi się ze snu.”

Skoro usłyszałem te słowa, pociemniało mi w oczach i nie mogłem się doczekać nocy. Potem wróciła z łaźni córka mego stryja, rozesłano tedy przed nami obrus i siedzieliśmy jedząc i popijając razem, jak zwykle przez godzinę, po czym poprosiłem o napój, który zawsze piłem przed snem. Żona podała mi puchar. Odwróciłem się i udając, że piję zgodnie z mym zwyczajem, wylałem napój do rękawa i natychmiast ułożyłem się do snu. Wtedy moja żona rzekła: „Śpij i bodajbyś nie wstał więcej. Na Boga! Nienawidzę cię, twoja postać jest dla mnie wstrętna, a dusza moja wzdraga się przed pożyciem z tobą.” To rzekłszy wstała, przywdziała najwspanialsze swoje szaty, skropiła się wonnościami, przypasała miecz, otworzyła bramę zamku i wyszła. Wstałem i ja i opuściłem zamek idąc jej śladem. Ona pospieszała ulicami, aż dotarła do bram miasta. Tam wypowiedziała jakieś słowa, których nie zrozumiałem, a wtedy opadły wrzeciądze, bramy rozwarły się i moja żona wyszła. A ja niepostrzeżenie postępowałem za nią, aż znaleźliśmy się pomiędzy usypiskami śmieci. Wtedy moja żona weszła za jakieś ogrodzenie, gdzie stała okrągła ulepiona z gliny chata z drzwiami. Żona weszła do środka, a ja wdrapałem się na dach chaty, by ją stamtąd widzieć. A ona podbiegła do jakiegoś czarnego niewolnika, który miał jedną wargę jak pokrywka, a drugą jak podeszwa, aż zgarniał nimi piasek z ziemi. Był on trędowaty i leżał na odrobinie pogniecionej trzciny. Moja żona ucałowała przed nim ziemię, a on rzekł do niej: „Biada ci! Gdzie się podziewałaś aż do teraz? Byli u mnie czarni, pili wino i każdy z nich miał ze sobą kochankę. Tylko ja jeden przez ciebie nie mogłem radować się piciem.” A ona odrzekła: „O panie mój, kochanku mego serca, wiesz przecież, że jestem poślubiona synowi mego stryja. Wstrętem napawa mnie widok jego postaci i własnej duszy nienawidzę, gdy jestem blisko niego. Gdyby nie lęk o ciebie, dawno przemieniłabym kraj jego w ruiny, w których skrzeczałyby sowy i kruki, a kamienie tych ruin przeniosłabym aż poza górę Kaf.” Lecz niewolnik rzekł: „Łżesz, nierządnico! Przysięgam na szlachetność czarnych – a jeśli kłamię, niech męstwo naszych przemieni się w męstwo białych – że jeśli od dziś raz jeszcze zabawisz tam do tego czasu, nie będę z tobą więcej obcował i nigdy więcej mego ciała na twoim nie złożę, O niewierna, wszakże jestem tu tylko po to, by zaspokajać twe żądze, ty cuchnąca, najpodlejsza z białych!” I mówił król:

Skoro usłyszałem te słowa i na własne oczy ujrzałem to, co między nimi zaszło, pociemniało mi w oczach i sam nie wiedziałem, gdzie się znajduję. A ona stała tam przed nim, płacząc w upodleniu, i mówiła: „Ukochany mój, daktylu mego serca, nie mam nikogo poza tobą, a ty odpędzasz mnie, panie mój, ukochany, światło mych oczu.” I nie przestawała łkać, i przepraszała go, aż pogodził się z nią. Wtedy rozpromieniona powstała, by zdjąć szaty i suknie, po czym rzekła: „Panie mój, czy nie ma u ciebie czegoś, czym mogłaby się pożywić twoja niewolnica?” I odrzekł: „Unieś miskę, a znajdziesz pod nią gotowane kości szczurów – pogryź je mocno zębami i zjedz. Podejdź też do tego glinianego garnka. Jest w nim piwo. Wypij je.” Moja żona zjadła i wypiła, potem umyła ręce, podeszła i ułożyła się koło niewolnika na tej wygniecionej trzcinie, a obnażywszy się całkowicie, wsunęła się razem z nim pod jakiś znoszony łach i szmaty. Gdy zobaczyłem, co robi córka mego stryja, zsunąłem się z dachu, odchodząc prawie od zmysłów, i wszedłem do chaty z obnażonym mieczem, zamierzając zabić ich oboje. Najpierw uderzyłem mieczem w szyję niewolnika i sądziłem, że rozstał się już z życiem. Gdy ugodziłem niewolnika, nie odrąbałem mu głowy. Rozciąłem mu tylko gardło, skórę i mięso, ale byłem pewny, że go zabiłem, gdyż charczał głośno. Skoro odszedłem, córka mego stryja poruszyła się, wstała, ujęła miecz i włożywszy go na swoje miejsce, powróciła do miasta, weszła do zamku i resztę nocy spędziła śpiąc na moim posłaniu aż do rana. W dzień zobaczyłem, że obcięła włosy i odziała się w żałobne szaty. I rzekła do mnie: „Synu mego stryja, nie gań mnie za to, co uczyniłam, właśnie bowiem otrzymałam wieść, że zmarła moja matka, a ojciec zginął w wojnie świętej, jeden z mych dwu braci zmarł od ran, a drugi został zasypany – mam więc prawo do łez i smutku.” Gdy usłyszałem te słowa, nie odpowiedziałem tak, jak należało, lecz rzekłem: „Czyń, co chcesz. Ja nie będę ci się sprzeciwiał.”

Żona moja trwała w tym smutku, we łzach i rozpaczy przez cały rok, od początku do końca, a po upływie tego czasu rzekła do mnie: „Chciałabym, by mi w tym zamku wybudowano grobowiec w kształcie kopuły, gdzie mogłabym przebywać sama ze swą rozpaczą. Nazwę go przybytkiem smutku.” Rzekłem jej: „Czyń, jak chcesz.” I wybudowała sobie ów dom smutku, na środku ustawiła grobowiec z kopułą podobny do mauzoleum, po czym przyniosła tego niewolnika i złożyła go tam. Był on już bardzo osłabiony i moja żona nie miała z niego żadnego pożytku. Pił tylko wino, gdyż od dnia, w którym go zraniłem, nie mógł mówić, a żył pewnie tylko dlatego, że nie wybiła jeszcze godzina jego śmierci. Córka mego stryja codziennie wczesnym rankiem i późnym wieczorem udawała się do grobowca, roniła łzy przy niewolniku, rozpaczała nad jego stanem, poiła go winem i rosołem. I działo się tak każdego ranka i wieczora przez cały następny rok. Byłem dla niej pobłażliwy, lecz pewnego dnia poszedłem za nią niepostrzeżenie i zobaczyłem, jak tonie we łzach i bijąc się po twarzy wypowiada te wiersze:

Gdyś odszedł, istnienie wśród ludzi straciło już dla mnie powab.
Zaprawdę, serce moje nikogo krom ciebie nie ukochało.
Zabierz mnie przeto łaskawie, ponieś ze sobą me ciało.
A gdzie zatrzymasz się w drodze, tam mnie przy sobie pochowaj.
A jeśli u grobu mego myśl twoja kiedyś zagości,
Odpowie tobie wołaniem rozgłośnym jęk mych kości.

A kiedy skończyła te wiersze, wyciągnąłem miecz i powiedziałem do niej: „To jest mowa godna zdradliwych kobiet, które nie uznają więzów małżeńskich i nie dochowują wiary.” I chcąc ją zabić uniosłem rękę do góry. Wtedy ona wstała i poznała, że tym, kto zadał rany jej niewolnikowi, byłem ja. I gdy tak stałem naprzeciw niej, wypowiedziała jakieś słowa, których nie zrozumiałem, a potem rzekła: „Oby Allach sprawił na moje zaklęcie, byś stał się w połowie kamieniem, a w drugiej połowie pozostał człowiekiem.” I stałem się rzeczywiście taki, jak sam widzisz, i trwam w ten sposób, ni to stojąc, ni to siedząc, ani umarły, ani żywy. Gdy moja żona postąpiła tak ze mną, zaczarowała potem jeszcze miasto i wszystkie jego bazary i pola. A w mieście naszym mieszkała ludność czterech wyznań: muzułmanie, chrześcijanie, żydzi i czciciele ognia. Wszystkich mieszkańców żona przemieniła w ryby: muzułmanów w białe, czcicieli ognia w czerwone, chrześcijan w niebieskie, a żydów w żółte. Cztery wyspy zamieniła w cztery wzgórza, którymi otoczyła staw. Mnie zaś codziennie katuje, wymierzając mi sto uderzeń skórzanym biczem. A gdy krew ze mnie spłynie, nakłada na górną część mego ciała włosiennicę pod szaty. Gdy młodzieniec skończył opowiadać, zapłakał i wyrzekł te wiersze:

Daj mi, o Boże, wytrwałość, bym woli twej czynił zadość.
Będę cierpliwy, jeżeli znajdziesz w tym swoją radość.
Oto mnie gnębią nieszczęścia w twych przewidziane wyrokach,
Ale mi przyjdzie z pomocą ród wybranego proroka.

I zwrócił się wtedy król do młodzieńca, i rzekł: „Młodzieńcze, pomnożyłeś moje troski o jeszcze jedną”, a potem zapytał: „Gdzie znajduje się owa kobieta?” – „W grobowcu z kopułą – odparł – tam gdzie spoczywa niewolnik. Chodzi do niego codziennie, a gdy go opuści, zbliża się do mnie i zdziera ze mnie szaty, by wymierzyć mi sto uderzeń biczem. Ja płaczę i krzyczę, ale nie mogę się ruszyć i odpędzić jej od siebie. A kiedy mnie tak skatuje, udaje się wcześnie rano do niewolnika niosąc mu wino i rosół.” I rzekł król: „Na Allacha, młodzieńcze, wyświadczę ci przysługę, dzięki której pamięć o mnie nie zaginie, a po mojej śmierci dziejopisowie zapiszą mój szlachetny czyn w swych kronikach.” I król usiadł, i gawędził z młodzieńcem do późnej nocy. Potem wstał i cierpliwie doczekawszy brzasku, zdjął swe szaty, przypasał miecz i udał się do grobowca niewolnika. Ujrzał tam zapalone świece i oliwne lampy, zobaczył kadzidła i maści. Zbliżywszy się do niewolnika, ciął go mieczem i zabił, po czym przerzucił sobie przez ramię jego ciało i utopił je w studni zamkowej. Potem wrócił ku grobowcowi, odział się w suknie niewolnika i wszedł do środka, mając ze sobą obnażony miecz.

Po upływie godziny zjawiła się owa wiarołomna czarownica, która tuż przedtem wzięła do ręki bicz i obnażywszy z szat syna swego stryja, wychłostała go. A on krzyczał: „Ach, dość już tego nieszczęścia, które mnie spotkało! Ulituj się nade mną.” Lecz ona rzekła: „A czyś ty się nade mną litował? Czyś pozostawił mi kochanka?” A potem nałożyła mu włosiennicę i wierzchnie szaty i skierowała się do niewolnika, niosąc kubek wina i czarkę rosołu. Gdy weszła do grobowca, zapłakała, poczęła lamentować i mówiła: „Panie mój, odezwij się i przemów do mnie! O mój panie!”, i wypowiedziała te słowa:

Dopókiż mnie jeszcze okrutnie będziesz od siebie odtrącać,
Dosyć mi mąk, które zsyła miłość, zaprawdę tęskniąca.
Jak długo nasza rozłąka trwać jeszcze ma po twej myśli.
Jeśliś chciał wzbudzić mą zazdrość, to cel twój oto się ziścił.

I zanosząc się płaczem powtarzała: „O panie mój, odezwij się do mnie! Przemów do mnie, mój panie!” Wtedy król, tłumiąc swój głos i kalecząc mowę, odezwał się w języku czarnych mówiąc: „Ach, ach! Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym!” Gdy ona posłyszała te słowa, krzyknęła z radości i zemdlała. A oprzytomniawszy po chwili, zawołała: „Czy być może? Mój pan zdrowy?” A król tłumiąc nadal swój głos, by brzmiał tak, jak gdyby był chory, rzekł: „O wszetecznico, nie zasłużyłaś, bym do ciebie mówił.” – „Dlaczego?” – zapytała, a król odparł: „Dlatego że cały dzień zamęczasz swego małżonka, on zaś, krzycząc i wzywając pomocy, nie daje mi spać od wieczora do rana. On cię błaga i pomstuje na ciebie bezustannie, a jego głos mnie niepokoi. Gdyby nie to, dawno już byłbym zdrów. A to właśnie jest przyczyną, dla której powstrzymywałem się, by do ciebie przemówić.” Odrzekła: „Za twoim pozwoleniem wyswobodzę męża ze stanu, w którym przebywa.” I rzekł król: „Wyswobodź go, a przez to spokój nam wrócisz.” I rzekła: „Słyszę i jestem posłuszna”, po czym wstała i opuściwszy grobowiec, udała się do zamku. Wzięła czarkę, napełniła ją wodą, a potem wypowiedziała nad nią parę słów; woda zaczęła wrzeć, tak jak wtedy, gdy gotuje się w garnku. Kobieta skropiła młodzieńca tą wodą i rzekła: „Na prawdę moich słów, opuść tę postać, a wróć do swej pierwotnej postaci.” Młodzieniec zadrżał, stanął na nogach i uradowany swym ocaleniem rzekł: „Świadczę, że nie ma boga prócz Allacha, a Muhammad jest Jego Prorokiem. Niech go Bóg błogosławi i da mu zbawienie!” A ona rzekła: „Idź i nie wracaj tu więcej, bym nie musiała cię zabić.” I krzyknęła mu w twarz, a on zszedł jej z oczu. Wtedy kobieta skierowała się ku grobowcowi, weszła tam i rzekła: „O panie mój, wyjdź, bym cię mogła ujrzeć.” A król rzekł słabym głosem: „Cóż uczyniłaś? Przecież uwalniając mnie od gałęzi, nie wyzwoliłaś mnie od korzenia.” – „Kochanku mój – powiedziała – cóż jest tym korzeniem?” Odrzekł: „Ludność tego miasta i czterech wysp. Zawsze, gdy nadejdzie północ, ryby podnoszą swe głowy i przeklinają mnie i ciebie, a to jest przyczyną, że moje ciało nie może wydobrzeć. Uwolnij tych ludzi, a potem przyjdź do mnie, ujmij mnie za rękę i podnieś, czuję bowiem, że wracam do zdrowia.” Gdy kobieta posłyszała te słowa – a była przekonana, że to przemawia niewolnik – zawołała uradowana: „W imię Allacha, bardzo chętnie, mój panie!” Po czym wstała i uszczęśliwiona tym, co zaszło, udała się nad staw, zaczerpnęła z niego trochę wody i wypowiedziała nad nią parę niezrozumiałych słów, ryby poruszyły się w wodzie, uniosły głowy i w jednej chwili przemieniły się w ludzi. I został zdjęty czar z ludzi i z miasta. I znów miasto stało się ludne, ulice zabudowane, a mieszkańcy wrócili do swych zajęć. I góry także przemieniły się w wyspy, tak jak to było przedtem. Gdy to wszystko nastąpiło, młoda czarownica powróciła do króla i sądząc, że to ów czarny niewolnik, rzekła:

„Kochanku mój, podaj mi swą szlachetną dłoń, bym ją mogła ucałować.” A król rzekł nie swoim głosem: „Zbliż się do mnie.” Nachyliła się tedy nad królem, a on pochwyciwszy miecz, pchnął ją w pierś, aż ostrze wyszło jej plecami. Potem ciął ją jeszcze raz i rozrąbał wiedźmę na dwie części. Gdy to uczynił, wyszedł z grobowca i zobaczył młodzieńca, który już na niego oczekiwał. Król wyraził radość z jego ocalenia, a młodzieniec całował dłonie króla i składał mu podziękowania. I spytał król: „Czy zostaniesz w swoim mieście, czy też powędrujesz ze mną do mojego miasta?” Młodzieniec odrzekł: „O królu czasu, czy wiesz, jaka odległość dzieli cię od twego kraju?” A król rzekł: „Dwa i pół dnia drogi.” Na to zawołał młodzieniec: „O królu, ocknij się, jeśli śnisz! Jesteś oddalony od swego kraju o dobry rok drogi, a to, że przebyłeś tę odległość w przeciągu dwu i pół dnia, stało się tylko dlatego, że to miasto było zaczarowane! Ale ja nie opuszczę cię, królu, nigdy, nawet na jedno mgnienie oka.” Ucieszyły króla te słowa i rzekł: „Dzięki niech będą Allachowi za to, że mi cię zesłał! Będziesz moim synem, gdyż los przez całe życie nie obdarował mnie dzieckiem!” Uścisnęli się tedy i radowali wielce, po czym ruszyli do zamku, a gdy tam przybyli, zaczarowany niegdyś król powiadomił możnych swego państwa, że wybiera się na świętą pielgrzymkę. 

Przysposobili mu więc wszystko, co by mu było potrzebne do drogi, po czym młodzieniec wyruszył wraz z królem, który powracał do swego miasta po roku nieobecności, z sercem pełnym obaw. Tak tedy wędrowali, mając ze sobą pięćdziesięciu mameluków i dary. I nie ustawali w podróży w nocy i we dnie, przez cały rok, aż przybyli do miasta sułtana. A na spotkanie wyszedł im wezyr z wojskiem. Wszyscy poddani utracili już byli nadzieję, że ich władca kiedyś powróci. Podeszli do króla rycerze i ucałowali przed nim ziemię, i wyrazili swą radość z jego ocalenia, a król udał się do zamku i zasiadł na tronie. A gdy podszedł do niego wezyr, król opowiedział mu o wszystkim, co przydarzyło się młodzieńcowi. A wezyr, wysłuchawszy przygód młodzieńca, wyraził radość z jego szczęśliwego wybawienia. Gdy już wszystko powróciło do swego zwykłego biegu, król obdarował licznych swych poddanych i polecił wezyrowi: „Przyprowadź mi rybaka, który
przyniósł był te ryby.” 

Wezyr posłał po rybaka, przyczynę wyzwolenia mieszkańców zaklętego grodu. Gdy go przywiedli, król obdarował go honorową szatą, zapytał, jak mu się powodzi i czy ma potomstwo. Rybak odpowiedział, że ma syna i dwie córki. Wówczas jedną z córek rybaka poślubił król, drugą tamten młodzieniec, syna rybaka zaś król mianował naczelnikiem skarbu. Potem rozkazał wezyrowi udać się do miasta młodzieńca, które było stolicą Czarnych Wysp, i sprawować tam władzę sułtana. Do świty wezyra wybrano pięćdziesięciu mameluków i powierzono mu też szaty honorowe jako dar dla licznych emirów. Wezyr ucałował więc ręce króla i wyruszył w drogę. Król został w swym mieście z młodzieńcem, rybak zaś stał się najbogatszym z ludzi swych czasów, A co do córek rybaka, to były one królewskimi małżonkami aż do śmierci. Ale przygody te nie są dziwniejsze od przygód tragarza... cdn... Opowieść o tragarzu i dziewczętach.

Zapraszamy na sufickie warsztaty, śpiewy, tańce i modlitwy


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz