czwartek, 13 września 2018

Opowieść o Abu Kirze i Abu Sirze

Księga 1001 Nocy

Opowieść o Abu Kirze i Abu Sirze


Mówią, że w mieście Aleksandrii żyli sobie kiedyś dwaj ludzie. Jeden był farbiarzem i zwał się Abu Kir, a drugi był balwierzem i zwano go Abu Sir. Byli oni sąsiadami na bazarze – sklep balwierza był tuż naprzeciw sklepu farbiarza. Farbiarz był kłamcą, oszustem i złoczyńcą wielkim, o czole jakby z kamienia wyciosanym lub odłupanym z progu żydowskiej synagogi. Nie wstydził się żadnej niegodziwości wyrządzanej ludziom. Zazwyczaj gdy mu ktoś dawał tkaninę do ufarbowania, żądał od niego zapłaty z góry, udając, że musi za to nabyć środki do farbowania. A gdy mu ktoś zapłacił z góry, farbiarz brał pieniądze i wydawał je na jedzenie i picie dla siebie. Co więcej, ledwo właściciel tkaniny się oddalił, farbiarz sprzedawał tkaninę, a pieniądze za nią otrzymane wymieniał na jadło, napitek i inne rzeczy.

Jadał zaś dobrze i byle czym się nie zadowalał, uznawał tylko najwykwintniejsze potrawy i pił najznakomitsze trunki, co rozum odbierają. A skoro przychodził właściciel tkaniny, farbiarz mówił do niego: „Przyjdź do mnie jutro przed wschodem słońca, a otrzymasz swoją rzecz ufarbowaną.” I odchodził właściciel, mówiąc sobie w duchu: „Od dziś do jutra jest niedaleko.” I wracał na następny dzień o umówionej porze po to, by usłyszeć od farbiarza: „Wstąp do mnie jutro, bo zaprawdę, wczoraj nie miałem czasu farbować; goście przyszli do mnie i musiałem dotrzymać im towarzystwa, póki nie odeszli. Lecz jutro, gdy się zjawisz przed wschodem słońca, tkanina twoja będzie już gotowa.” I znów odchodził taki człowiek, i wracał trzeciego dnia, a farbiarz tak do niego mówił: „Naprawdę, wczorajsza zwłoka była usprawiedliwiona, gdyż moja żona tej nocy właśnie rodziła i cały dzień byłem zajęty różnymi sprawami. Jutro jednak wstąp do mnie, na pewno będziesz mógł odebrać swoją rzecz ufarbowaną.” I znów odchodził taki człowiek z niczym, a gdy się później o umówionej porze zgłaszał, farbiarz zbywał go jakimś nowym wykrętem i przysięgał, i obiecywał mu wykonać pracę na inny dzień, ale nigdy nie dotrzymywał słowa. A gdy oszukany głupiec mówił w końcu zniecierpliwiony: „Ile już razy mówiłeś mi: jutro! Oddaj mi moją własność, bo odechciało mi się już farbowania!”, farbiarz odpowiadał mu: „Na Allacha, bracie mój, wstyd mi przed tobą, ale wyznam ci całą prawdę. Oby Allach ukarał tego, co szkodę ludziom wyrządza, zabierając im ich własność!” Poszkodowany pytał: „Powiedz mi, co się stało?”, a farbiarz odpowiadał:” Rzecz twą ufarbowałem na kolor, jakiego nikt dotychczas nie widział, po czym rozwiesiłem ją na sznurze, a stamtąd skradziono mi ją. Nie mam nawet pojęcia, kto jest złodziejem.” Jeśli właściciel tkaniny był poczciwcem, mówił: „Allach mi to jakoś wynagrodzi”, lecz jeśli był to człowiek popędliwy, łajał farbiarza, i kłócił się z nim, ale nic na tym nie wygrywał, nawet gdy go chciał przed kadim skarżyć.

I tak poczynał sobie farbiarz przez czas dłuższy, aż w końcu wieść o tym rozniosła się między ludźmi i jedni drugich przed nim ostrzegali. Jego postępowanie stało się przysłowiowe, ludzie stronili przeto od niego i z rzadka tylko dawał się nabrać ktoś, kto nic o nim nie wiedział. Ale mimo to co dzień farbiarz wywoływał jakąś zwadę lub sprzeczkę z ludźmi i w ten sposób po pewnym czasie interesy jego poczęły podupadać. Wtedy zachodził do sklepu swojego sąsiada, balwierza Abu Sira, i zasiadał tam we wnętrzu, naprzeciwko swojej farbiarni, spoglądając na jej drzwi. A gdy tylko zauważył kogoś, kto – nieświadomy jego oszustw – stał u progu farbiarni z tkaniną przeznaczoną do farbowania, wychodził ze sklepu balwierza i pytał: „Czego sobie życzysz, człowieku?” Ów odpowiadał: „Ufarbuj mi to.” A farbiarz dalej zapytywał: „Na jaki chciałbyś kolor?” Choć bowiem był podłym oszustem, potrafił, farbować na wszystkie kolory, a w nędzę popadł tylko dlatego, że z nikim uczciwie nie postępował. Przyjmował więc od owego człowieka tkaninę i żądał: „Zapłać mi z góry i przyjdź jutro, by swoją rzecz odebrać.” A gdy tylko właściciel wręczył mu zapłatęodszedł swoją drogą, farbiarz zabierał jego tkaninę, spieszył z nią na bazar, a tam ją sprzedawał. Za uzyskane pieniądze nabywał dla siebie mięso, jarzyny, tytoń, owocewszystko, co mu było potrzebne. Gdy później widział, że ten ktoś, kto mu oddał do ufarbowania tkaninę, stoi przed jego sklepem, nie wychodził do niego i na oczy mu się nie pokazywał. Tak sobie poczynał przez całe lata, aż pewnego dnia zdarzyło mu się przyjąć do farbowania tkaninę od pewnego zawziętego człowieka, poczym, jak zwykle, sprzedał ją, a otrzymane za nią pieniądze wydał. Ów człowiek przychodził potem do sklepu farbiarza co dzień, ale nigdy go nie zastawał, bo gdy ten tylko zobaczył swego wierzyciela, umykał przed nim i chował się w sklepie balwierza Abu Sira. W końcu właściciel tkaniny, nie zastawszy go w sklepie ani razu, udał się zniecierpliwiony do kadiego, a on wysłał z nim posłańca, który na oczach całej gromady muzułmanów zabił gwoździami drzwi farbiarni i opieczętował je, gdyż wewnątrz poza kilkoma rozbitymi naczyniami glinianymi nie znalazł wierzyciel nic, co stanowiłoby równowartość straconej tkaniny. Posłaniec kadiego zabrał klucz od farbiarni rzekł do wszystkich sąsiadów: „Powiedzcie farbiarzowi, by zwrócił temu człowiekowi jego własność, a potem może się do mnie zgłosić po klucz od swego sklepu.” Rzekłszy to posłaniec odszedł swoją drogą, i to samo uczynił poszkodowany.

Abu Sir spytał wówczas Abu Kira: „Cóż to za utrapienie z tobą! Za każdym razem, gdy ktoś przyjdzie do ciebie i powierzy ci swoją własność, narażasz go na stratę. Gdzież się podziała tkanina tego ważnego człowieka?” Abu Kir odpowiedział mu na to: „Zaprawdę, sąsiedzie mój, skradziono mi ją.” Abu Sir zawołał wówczas: „Zadziwiające, że ilekroć ktoś daje ci jakąś rzecz do farbowania, zawsze staje się ona łupem złodzieja! Czyżby twój sklep był miejscem schadzek wszystkich złodziei?! Jestem pewny, że kłamiesz! Opowiedz mi, jak to było naprawdę!” I rzekł Abu Kir: „Sąsiedzie, rzeczywiście nikt mi nigdy nic nie ukradł.” Abu Sir zapytał: „Cóż więc zrobiłeś z tkaninami tych wszystkich ludzi?!” Abu Kir odpowiedział: „Wszystko, co mi ktokolwiek dał, sprzedałem, a pieniądze wydałem.” Na to Abu Sir zawołał: „Czyż Allach ci na coś takiego pozwala?!” Abu Kir odrzekł: „Nędza zmusiła mnie do takiego postępowania. Rzemiosło moje mi nie popłaca, jestem biedny i nic nie posiadam.” I począł się żalić na swoje kiepskie interesy i na brak środków do życia, Abu Sir zaś także jął ubolewać nad tym, że i w jego zawodzie nie najlepiej mu idzie. Mówił: „Jestem mistrzem, któremu w całym mieście nikt nie dorównuje, ale też nikt się u mnie nie goli, tak że stałem się biedakiem. Zaprawdę, obrzydło mi to rzemiosło, bracie mój!” Farbiarz Abu Kir rzekł na to: „I mnie obrzydło moje rzemiosło, wskutek tego, że mi się w nim nie wiedzie. Lecz cóż, bracie mój, trzyma nas w tym mieście? Wyjedźmy stąd obaj, rozejrzyjmy się po innych obcych krajach, mamy przecież w rękach rzemiosło potrzebne na całym świecie. Wyjedźmy, zaczerpniemy innego powietrza, a na pewno znajdziemy spokój od wszelkich trosk.” I Abu Kir tak długo zachwalał podróż, aż Abu Sir nabrał ochoty na wyjazdumówili się, że wyruszą w drogę. Wówczas Abu Kir, uradowany, że natchnął Abu Sira ochotą do podróży, wyrzekł słowa poety:

Gdy osiągnąć chcesz dostatki, porzuć kraj i bliskich,
W drogę dąż, a podróż da ci pięciokrotne zyski,
Troski przegna, a pragnienia nasyci z okładem,
Da ci godnych towarzyszy, wiedzę i ogładę.
Jeśli prawią, że podróże troską są i szkodą,
Że najbliższych rozłączają i ku trudom wiodą,
To śmierć droższa jest młodemu niźli żywot twardy
Między zdrajcą i zawistnym w domostwie pogardy.

Kiedy już postanowili, że wyruszą razem w drogę, Abu Kir odezwał się do Abu Sira: „Sąsiedzie, teraz jesteśmy jeden drugiemu niczym bracia i chyba się nigdy nie rozstaniemy. Wypowiedzmy przeto Fatihę i w ten sposób przypieczętujmy nasz związek, by ten z nas, który będzie pracował i zarabiał, żywił tego, który będzie bez pracy. Resztę zaś, jaka nam zostanie, będziemy składali do skrzyni i gdy wrócimy do Aleksandrii, podzielimy to między siebie sprawiedliwie na dwie połowy.” Abu Sir rzekł: „Niechaj tak będzie”, i obaj wypowiedzieli Fatihę na potwierdzenie tego, że pracujący będzie ze swego zarobku żywił tego, co będzie bez pracy. Po czym Abu Sir zamknął sklep i oddał klucze właścicielowi, Abu Kir zaś pozostawił klucz od swej farbiarni u posłańca kadiego i porzucił swój sklep zamknięty i opieczętowany. A potem zebrali swój dobytek i wyruszyli w podróż na galeonie, żeglującej po słonym morzu. Odpłynęli jeszcze tego samego dnia. Dopisało im szczęście, bo ku najwyższej radości balwierza Abu Sira zdarzyło się, że wśród podróżnych, co na owej galeonie płynęli, nie było żadnego innego balwierza, choć było tam stu dwudziestu ludzi, nie licząc kapitana i żeglarzy. Gdy tedy rozwinęli żagle, podniósł się balwierz i rzekł do farbiarza: „Bracie mój, tu na morzu potrzebne nam będzie jedzenie i picie, a zapasy, które wzięliśmy ze sobą, są nader skąpe, przeto gdy ktoś mi rzeknie: «Zbliż się, balwierzu, i ogol mnie» – ogolę go za bochenek chleba lub za pół sztuki srebra albo za łyk słodkiej wody. I skorzystamy na tym obaj: i ty, i ja.” Farbiarz odpowiedział: „Nie byłoby w tym nic zdrożnego!”, a rzekłszy to pochylił głowę i zasnął. Balwierz zaś wstał, wziął swoje narzędzia i kubek, na ramię zarzucił sobie szmatę, która miała mu służyć za ręcznik – gdyż był biedny – i chodził wśród podróżnych. Jeden z nich zaraz na niego zawołał: „Ej, mistrzu! Ogol mnie!”, i balwierz przystąpił natychmiast do pracy, a gdy skończył, człowiek ów dał mu pół sztuki srebra. Balwierz powiedział wtedy do niego: „Bracie mój, na nic mi owe pół srebrnika. Gdybyś bochenek chleba dać mi raczył, byłoby to tu na morzu większym błogosławieństwem, bo mam towarzysza, a nasze zapasy żywności są bardzo mizerne.” I podróżny dał mu bochenek chleba i kawałek sera, a kubek napełnił mu słodką wodą. Balwierz wziął to wszystko, poszedł do Abu Kira i powiedział: „Weź ten bochenek chleba, spożyj go z serem i popij wodą z kubka.” Abu Kir przyjął te dary, zjadł i wypił, Abu Sir zaś znowu zabrał swe narzędzia, zarzucił na ramię szmatę i z kubkiem w ręce chodził pośród podróżujących na galeonie. Golił jednego za dwa bochenki chleba, innego za kawałek sera i wielkie miał na owej galeonie wzięcie. Każdy, kto prosił: „Ogol mnie, mistrzu”, godził się dać mu dwa bochenki chleba i pół srebrnika, jako że prócz Abu Sira nie było na statku żadnego innego balwierza. 

W ten sposób zebrał Abu Sir do zachodu słońca trzydzieści bochenków chleba i trzydzieści połówek srebra, a także zdobył sera, oliwek i rybiej ikry. O co tylko poprosił, podróżni dawali mu i wkrótce był doskonale we wszystko zaopatrzony. A gdy golił kapitana i wspomniał mu, że ma niewiele zapasów żywności na drogę, ów rzekł do niego: „Bądź zatem moim gościem. Przychodź do mnie co wieczór ze swym towarzyszem, wieczerzajcie ze mną, abyście się nie musieli więcej troszczyć o jedzenie tak długo, jak długo będziecie z nami w podróży.” Wrócił tedy Abu Sir do farbiarza i ujrzawszy, że ów śpi, obudził go. Gdy Abu Kir otworzył oczy i przy swej głowie ujrzał wielką ilość chleba, sera, oliwek i rybiej ikry, zapytał: „Skąd to wszystko wziąłeś?” Odrzekł Abu Sir: „Z dóbr Allacha Najwyższego.” Farbiarz chciał zaraz przystąpić do jedzenia, lecz Abu Sir powiedział do niego: „Nie jedz tego, bracie mój, zachowajmy to sobie na później. Wiedz bowiem, że co dopiero ogoliłem kapitana i wspomniałem mu, iż mamy niewiele zapasów, na co on powiedział do mnie: «Bądź zatem moim gościem i przyprowadź do mnie również swego towarzysza. Co wieczór będziecie ze mną wieczerzali.» Nasza pierwsza wieczerza u kapitana odbędzie się dziś po zmierzchu.” Ale Abu Kir odpowiedział na to: „W głowie mi się mąci od tego morskiego kołysania i nie mógłbym się ruszyć z miejsca. Idź do kapitana sam, a mnie pozwól zjeść coś z tego, co tutaj widzę.” Abu Sir odpowiedział: „Nie mam nic przeciwko temu”, i usiadł, by popatrzeć, jak Abu Kir zajada. I ujrzał, że odgryza on kęsy niczym kamieniarz odłupujący ze skał ogromne głazy i łyka je niby słoń, który całymi dniami nie jadł. Pochłaniał on każdy nowy kęs, zanim zdołał przełknąć poprzedni, przy czym wzrok miał przez cały czas utkwiony w tym, co leżało przed nim, jak gdyby był ghulem, i sapał jak głodny bawół nad sieczką i bobem. Lecz wtem nadszedł jeden z żeglarzy i rzekł do balwierza: „Mistrzu, kapitan kazał tobie powiedzieć, byś zabrał swego towarzysza i przyszedł z nim na wieczerzę.” Abu Sir zwrócił się więc jeszcze raz do Abu Kira: „Czy pójdziesz z nami?” Abu Kir wszakże odpowiedział: „Nie jestem w stanie utrzymać się na nogach.”

Balwierz poszedł przeto sam i ujrzał kapitana siedzącego za stołem, na którym stało ze dwadzieścia albo więcej najrozmaitszych potraw, a kapitan ze swymi współbiesiadnikami czekał na balwierza i jego towarzysza, nie tknąwszy jeszcze jadła. A gdy go ujrzał samego, zapytał: „Gdzież jest twój towarzysz?” Abu Sir odpowiedział: „O panie mój, on zaniemógł od kołysania na morzu i cierpi na zawroty głowy.” Kapitan rzekł na to: „Nic mu nie będzie, rychło mu ta niemoc minie, a ty zbliż się i wieczerzaj z nami, bo tylko na ciebie czekałem.” To rzekłszy wziął jedną z misek od pieczeni i nałożył do niej ze wszystkich potraw po trosze, tak że wystarczyłoby tego dla dziesięciu ludzi, a gdy balwierz posilił się, kapitan tak rzekł do niego: „Weź tę miskę ze sobą dla swego towarzysza.” I wziął to Abu Sir, a kiedy wrócił do Abu Kira, ujrzał, że – miażdży on zębami resztki jedzenia, które miał przed sobą i niczym wielbłąd w pośpiechu kęs kęsem dogania. Abu Sir powiedział do niego: „Czyż ci nie mówiłem, byś tego nie zjadał? Patrz, jak wielka jest dobroć kapitana. Spójrz, co ci przysłał, gdy mu rzekłem, że cierpisz na morską chorobę.” Abu Kir zawołał wtedy: „Dawaj to!” Abu Sir podał mu miskę, a on porwał ją z tą samą chciwością, z jaką rzucił się na tamto jedzenie, niczym pies szczerzący zęby albo lew rozszarpujący zwierzynę lub jak sęp spadający na gołębia czy wreszcie jak człowiek bliski głodowej śmierci, który nagle znalazł coś, co go pokrzepić może. I począł Abu Kir jeść, więc Abu Sir pozostawił go i sam powrócił do kapitana na kawę. A gdy znów przyszedł do Abu Kira, ujrzał, że zjadł on wszystko, co było w misce, i puste naczynie odrzucił na bok. Podniósł tedy miskę, oddał jednemu ze sług kapitana, a sam wrócił do Abu Kira i spał przy nim do samego rana. A nazajutrz, gdy wstał dzień, Abu Sir znów przystąpił do golenia, a cokolwiek otrzymał, przynosił Abu Kirowi. Ów zaś jadł i pił nie ruszając się z miejsca i wstawał tylko za potrzebą, a co wieczór Abu Sir przynosił mu jeszcze pełną miskę od kapitana.

I tak minęło dwadzieścia dni, aż galeona zarzuciła kotwicę w porcie pewnego miasta. Wówczas obaj zeszli na ląd i udali się do miasta, by wynająć sobie izbę, po czym stanęli w zajeździe. Abu Sir urządził izbę, kupił wszystko, czego im było trzeba, przyniósł mięsiwa i ugotował je, Abu Kir zaś, od chwili gdy weszli do swej izby w zajeździe, spał i przerywał sen tylko wtedy, kiedy Abu Sir go budził i stawiał przed nim stół zastawiony jedzeniem. Wówczas podnosił się, zajadał i mówił: „Nie złość się na mnie, cierpię jeszcze na zawroty głowy”, po czym znowu zapadał w sen. I tak minęło czterdzieści dni. Balwierz codziennie brał swoje narzędzia, wychodził na miasto i zarabiał swą pracą, a po powrocie zastawał Abu Kira pogrążonego we śnie. Budził go wtedy i Abu Kir zabierał się do jedzenia, zajadał chciwie jak ktoś, kto nigdy syty nie był ani zaspokojony i z powrotem zasypiał. I tak żył przez następne czterdzieści dni, ci często Abu Sir go zachęcał: „Siądź i rozwesel się trochę albo wyjdź pochodzić po mieście, bo zaprawdę, warto je obejrzeć, jest tak piękne, że trudno je z innymi porównywać.” Lecz farbiarz Abu Kir niezmiennie odpowiadał: „Nie złość się na mnie, ale doprawdy, cierpię na zawroty głowy.” Balwierzowi Abu Sirowi było przeto nijako zasmucać serce swego towarzysza i nie pozwolił sobie nigdy powiedzieć doń złego słowa. Wszelako czterdziestego pierwszego dnia balwierz zaniemógł i nie był w stanie wyjść rano. Najął tedy odźwiernego zajazdu, by przy nich obu rozmaite posługi spełniał. I załatwiał im ów odźwierny wszystko, czego potrzebowali, przynosił jedzenie i napoje, Abu Kir zaś nadal tylko jadł i spał. I brał balwierz owego odźwiernego z zajazdu do posług jeszcze przez cztery dni, lecz potem niemoc jego się wzmogła i ze słabości stracił przytomność. Wtedy zaczął Abu Kirowi doskwierać głód. Wstał więc, przetrząsnął ubranie Abu Sira i znalazłszy w nim sporo pieniędzy, wziął je i wyszedł, zamykając za sobą na zasuwę drzwi izby, w której leżał Abu Sir. Wyszedł nie zauważony przez nikogo, gdyż odźwierny zajazdu był właśnie wtedy na bazarze i nie widział, jak Abu Kir odchodził. Abu Kir poszedł prosto na bazar, odział się w kosztowne szaty i jął się po mieście przechadzać. I ujrzał, że był to gród, do którego żadnego miasta nie można było porównać. Tylko stroje mieszkańców były wyłącznie białe i niebieskie i żadnych innych barw się w nim nie spotykało.

A gdy Abu Kir zaszedł do miejscowego farbiarza, zobaczył, że i w jego sklepie wszystko było niebieskie. Wyjął tedy chustę i rzekł do niego: „Mistrzu, weź tę chustę i ufarbuj mi ją, a zapłacę ci za to.” Odrzekł farbiarz: „Ufarbowanie tego będzie kosztowało dwadzieścia dirhemów.” Na to Abu Kir powiedział: „W naszym kraju rzecz taką można ufarbować za dwa dirhemy”, na co miejscowy farbiarz odrzekł: „Idź więc i farbuj sobie tę chustę we własnym kraju, gdyż jeśli o mnie chodzi, nie wykonam ci tego taniej niż za dwadzieścia dirhemów i nic z tej ceny nie opuszczę.” Zapytał Abu Kir: „Ana jaki kolor możesz mi ją ufarbować?” Odrzekł farbiarz: „Nie inaczej jak na niebiesko.” Abu Kir powiedział: „A ja chciałbym, byś mi ją na czerwono ufarbował.” Odrzekł farbiarz: „Nie znam czerwonej farby.” Rzekł więc Abu Kir: „To na zielono.” Farbiarz odpowiedział: „Nie potrafię barwić na zielono.” Abu Kir prosił: „Na żółto więc.” Farbiarz odpowiedział: „Nie potrafię barwić na żółto.” I tak wyliczył mu Abu Kir po kolei wszystkie kolory, jeden za drugim, aż wreszcie farbiarz wyjaśnił mu: „W naszym kraju jest nas mistrzów farbiarzy czterdziestu i liczba ta ani nie wzrasta nigdy, ani nie maleje. Gdy któryś z nas zemrze, przyuczamy do zawodu jego syna. Lecz niejeden umiera bezpotomnie i liczba farbiarzy mogłaby się w ten sposób zmniejszyć. Jeśli więc któryś ma dwóch synów, uczymy jednego z nich, a gdy pierwszy syn zemrze, uczymy jego brata. Taki oto ściśle określony porządek panuje w naszym rzemiośle. Nie umiemy wszakże farbować inaczej niż na niebiesko. Żadnego innego koloru nie znamy.”

Wtedy farbiarz Abu Kir zwrócił się do tamtego: „Wiedz, że i ja jestem farbiarzem, a potrafię farbować na wszystkie kolory. Chciałbym przeto, byś mnie na płatną służbę do siebie przyjął. Nauczę cię farbowania na wszystkie barwy i w ten sposób wyniesiesz się nad cały cech farbiarzy.” Ale tamten odrzekł: „Nigdy się nie zgodzimy, by cudzoziemiec wykonywał tu nasze rzemiosło.” Zapytał Abu Kir: „A gdybym swoją własną farbiarnię otworzył?” Farbiarz odparł: „Nigdy ci się to nie uda.” Usłyszawszy to Abu Kir odszedł i udał się do drugiego farbiarza, lecz ten odrzekł mu to samo co pierwszy. I począł tak od farbiarza do farbiarza chodzić, aż obszedł wszystkich czterdziestu, lecz żaden z nich ani na mistrza, ani nawet na pomocnika go nie przyjął. Wówczas poszedł do starszego cechu i powiedział mu o tym, ale i on mu rzekł: „Zaiste, nie zgodzimy się nigdy, by cudzoziemiec wykonywał tu nasze rzemiosło.” Abu Kir rozzłoszczony wielce poszedł wtedy poskarżyć się królowi tego miasta i rzekł do niego: „O królu czasu, jestem cudzoziemcem, z zawodu farbiarzem, a z tutejszymi farbiarzami zdarzyły mi się takie a takie sprawy. Ja zaś umiem barwić na czerwono w różnych odcieniach, na przykład w różanym lub w kolorze owoców jujuby, lub na zielono w przeróżnych odmianach zieleni, od trawiastej, pistacjowej czy oliwkowej do papuziej, potrafię barwić również na czarno w różnym nasileniu tego koloru, na przykład na kolor węgla lub antymonu, i na żółto w przeróżnych odcieniach żółtego, jak pomarańczowy czy cytrynowy.” I wymienił królowi wszystkie barwy, po czym jeszcze dodał: „O królu czasu, żaden z farbiarzy, którzy są w twoim mieście, nie potrafi farbować na jeden nawet kolor z tych, o których ci wspomniałem. Barwią tylko na niebiesko, a mimo to nie zgodzili się przyjąć mnie do swego grona, ani jako mistrza, ani nawet jako pomocnika.” Król mu na to odpowiedział: „Prawdą jest to, co rzekłeś. Lecz ja ci otworzę farbiarnię i dam ci kapitał na jej założenie. Co zaś do farbiarzy, to nie frasuj się z ich przyczyny, każdego bowiem, kto zechce ci stawiać przeszkody, każę powiesić na drzwiach jego sklepu.” 

I król wezwał natychmiast budowniczych do siebie, i rzekł do nich: „Obejdziecie z tym oto mistrzem miasto, a gdy upodoba on sobie jakieś miejsce, przepędźcie stamtąd właściciela nie bacząc, czy jest to sklep czy zajazd, czy cokolwiek innego i w tym miejscu postawcie dla tego oto człowieka farbiarnię. Zbudujcie ją tak, jak on zechce, i uczyńcie dla niego wszystko, czego zażąda i w niczym mu się nie sprzeciwiajcie.” To rzekłszy król podarował Abu Kirowi piękny ubiór i wręczył mu tysiąc denarów ze słowami: „Weź to, byś miał na swoje potrzeby, póki nie skończą budowy.” I dał mu jeszcze dwu mameluków do usług i konia z rzędem, zdobionym złotem i srebrem. Abu Kir zaraz wdział na siebie otrzymane szaty i dosiadł rumaka, wyglądając teraz jak emir jakowyś. Król kazał jeszcze urządzić dla niego dom i wysłać go kobiercami, a słudzy spełnili rozkaz władcy i Abu Kir zamieszkał w swym domu. A nazajutrz dosiadł konia i wyruszył na miasto, jadąc za budowniczymi, którzy go poprzedzali. I rozglądał się cały czas wokoło, aż jakieś miejsce przypadło mu do smaku. Rzekł tedy: „To miejsce mi odpowiada.” I słudzy wnet wyrzucili stamtąd właściciela, i zawiedli go przed króla, który zapłacił mu za jego dom tyle, że go więcej niż zadowolił. I rozpoczęto budowę, a Abu Kir mówił budowniczym: „Budujcie tak i tak.” I postawili mu farbiarnię, która równej sobie nie miała. Potem Abu Kir poszedł do króla i powiadomił go, że farbiarnia jest gotowa i że potrzeba mu tylko pieniędzy na środki farbiarskie, aby mógł rozpocząć pracę. Król rzekł mu na to: „Bierz te oto cztery tysiące denarów. Niech się staną zaczątkiem w twych interesach. Chciałbym niedługo ujrzeć wyniki twych umiejętności.” Wziął tedy Abu Kir pieniądze i udał się na bazar, gdzie ujrzał mnóstwo środków farbiarskich prawie za darmo, kupił więc wszystko, co mogło mu być do farbowania przydatne. Wtedy król przysłał mu pięćset sztuk tkanin, Abu Kir zaś zmieszał farby i ufarbował tkaniny na kolory najprzeróżniejsze, po czym rozpostarł je przed drzwiami farbiarni. Wszyscy przechodnie widzieć wówczas mogli rzeczy zadziwiające, jakich przez całe swoje życie nie oglądali. Tłocząc się tedy u progu farbiarni, patrzyli i zapytywali: „Mistrzu, jak zwą się te kolory?”, a on odpowiadał: „To jest czerwony, to żółty, a to zielony”, i wyliczał im nazwy kolorów. Wkrótce ludzie zaczęli mu przynosić tkaniny mówiąc do niego: „Ufarbuj nam je tak jak to czy tamto i żądaj za to, ile chcesz.” Gdy zaś Abu Kir skończył farbować tkaniny króla, wziął je i poniósł do sali posiedzeń dywanu, a król ujrzawszy, jak on je ufarbował, rad był wielce i sowicie go wynagrodził. Potem całe wojsko zaczęło przynosić do niego tkaniny prosząc: Ufarbuj nam je tak a tak”, i Abu Kir farbował im je według życzenia, a oni dawali mu za to złoto i srebro. I wieść o nim wnet szeroko się rozniosła, farbiarnię jego nazywano sułtańską farbiarnia i bogactwo pchało się do niego wszystkimi drzwiami, żaden zaś z innych farbiarzy nie śmiał nic przeciwko niemu powiedzieć. Przychodzili więc tylko do niego, po rękach go całowali i przepraszali za to, co mu niegdyś wyrządzili, i ofiarując mu swoje usługi powiadali: „Przyjmij nas do służby u siebie.” Lecz on żadnego z nich nie przyjął, miał bowiem dosyć niewolników i niewolnic i zebrał już wielki majątek. Tyle było spraw Abu Kira.

Co się zaś tyczy Abu Sira, to był on chory i leżał bez przytomności już trzy dni od chwili, gdy Abu Kir, zabrawszy mu jego pieniądze, oddalił się zostawiając Abu Sira samego w zamkniętej izbie. Odźwiernego zajazdu zastanowiły zamknięte drzwi, gdyż nie zauważył, by któryś z tych dwu, co w niej mieszkali, wyszedł lub wrócił. Skoro aż do zachodu żadnej wiadomości o nich nie miał, rzekł sobie w duszy swojej: „Czyżby wyjechali, nie uiściwszy należności za izbę, czy może umarli obaj? Co się z nimi stało?”, i podszedł do drzwi ich izby, i ujrzał, że są zamknięte, ale wtem ze środka dobiegły go jęki balwierza. I dostrzegł też klucz w zamku, otworzył więc drzwi i wszedł do środka, a tam ujrzał jęczącego balwierza. Rzekł mu przeto: „Oby cię zło omijało! Gdzie jest twój towarzysz?” Odrzekł Abu Sir: „Na Allacha, dopiero dziś wróciłem po chorobie do przytomności i zacząłem wołać, lecz nikt mi nie odpowiadał. Zaklinam cię więc na Allacha, bracie mój, sięgnij teraz pod moją poduszkę i wydobądź stamtąd sakiewkę, wyjmij z niej pięć połówek srebra i kup mi coś do jedzenia, bo bardzo jestem głodny.” Sięgnął więc odźwierny pod poduszkę i wyciągnął sakiewkę, ale zobaczył, że jest pusta, rzekł przeto do balwierza: „Doprawdy, twoja kieska pustkami świeci i nic w niej nie ma.” Wówczas Abu Sir odgadł, że Abu Kir zabrał wszystko, co tam było, i uciekł; zapytał tedy odźwiernego zajazdu: „Czy nie widziałeś mojego towarzysza?” Odźwierny odparł: „Od trzech dni go nie spotkałem. Myślałem nawet, że wyjechaliście obaj, i ty, i on.” Balwierz na to się ozwał: „Nie, nie wyjechaliśmy, tylko on na moje miedziaki się złakomił, zabrał mi je i uciekł, gdy ujrzał, że jestem chory.” To rzekłszy począł płakać i biadał, co widząc odźwierny zajazdu rzekł: „Nie trap się, jeszcze go Allach za czyn jego ukarze.” Po czym odszedł, zgotował zupę, napełnił nią talerz i podał Abu Sirowi. I troszczył się o niego całe dwa miesiące, i z własnej sakiewki za niego płacił, aż wreszcie poty wystąpiły na balwierza i Allach uzdrowił go z niemocy. Wkrótce potem Abu Sir podniósł się z łoża i rzekł do odźwiernego zajazdu: „Jeśli Allach Najwyższy pozwoli, kiedyś ci odpłacę za dobro, któreś mi wyświadczył, wszelako nikt nie nagrodzi cię tak, jak Allach w dobroci swojej.” Odźwierny zajazdu odrzekł: „Chwała Allachowi za twoje uzdrowienie! Zaprawdę, oddałem ci tę usługę jedynie w nadziei, że dane mi będzie oblicze Allacha Dobrotliwego oglądać.” I wyszedł balwierz z zajazdu, i począł wędrować po bazarach, aż los zawiódł go w to miejsce, gdzie była farbiarnia Abu Kira. 

Ujrzawszy kolorowe tkaniny rozpostarte u drzwi farbiarni,i zbity tłum ludzi przyglądających się im, Abu Sir zaczepił jednego z nich i spytał: „Co tu jest takiego i czemu aż tyle ludzi się tu zebrało?” Zapytany odparł: „To jest sułtańska farbiarnia, którą założył pewien cudzoziemiec. Ma on na imię Abu Kir, a my zbieramy się tutaj, kiedy coś nowego ufarbuje, gdyż lubimy podglądać jego farbiarską sztukę. Nie ma bowiem w naszym kraju farbiarzy, którzy by na takie jak on kolory farbować umieli, a mimo to dawniej między nim a tutejszymi farbiarzami zaszły takie a takie wypadki.” I opowiedział, co się Abu Kirowi przydarzyło z farbiarzami, o tym, jak poskarżył się na nich sułtanowi i jak ten mu pomoc swą okazał, farbiarnię dla niego zbudował i dał mu tyle a tyle. Gdy ów człowiek opowiedział o tym wszystkim Abu Sirowi, ucieszył się on i rzekł sobie w duszy: „Chwała Allachowi, który w szczodrobliwości swojej sprawił, że Abu Kir stał się takim mistrzem! Zaiste, można usprawiedliwić tego człowieka za to, że odwrócił się od ciebie i z nadmiaru zajęcia o tobie zapomniał! Ale że ty byłeś dlań przyjacielem i wspaniałomyślnie z nim postępowałeś, gdy pracy nie miał, przeto na pewno, skoro tylko cię ujrzy, uraduje się twoim widokiem i okaże ci swą wielkoduszność tak, jak ty ją dawniej okazywałeś.” Zaraz też podszedł do drzwi farbiarni i ujrzał Abu Kira siedzącego na podwyższeniu na wygodnej ławie, ustawionej u wejścia. Odziany był w jeden ze strojów, jakie podarował mu król, a przed nim stało czterech czarnych niewolników i czterech białych mameluków wystrojonych w kosztowne ubiory. I ujrzał Abu Sir prócz tego dziesięciu czarnych niewolników, którzy pracowali, gdyż Abu Kir kupił ich i przyuczył do wykonywania rzemiosła po to, by sam mógł, niczym wielki wezyr albo jakiś król potężny, siedzieć na poduszkach i nic własną ręką nie robiąc, mówić do swoich ludzi: „Róbcie tak a tak.” I Abu Sir stanął przed nim sądząc, że się Abu Kir ucieszy, gdy go ujrzy, że powita go z szacunkiem i przyjmie z sercem. Lecz gdy oczy ich się spotkały, Abu Kir krzyknął: „Ty łajdaku! Ileż razy ci mówiłem, byś nie stawał przed drzwiami mego warsztatu? Czy chcesz zniesławić mnie przed tymi ludźmi, ty złodzieju? Chwytajcie go!” I dopadli Abu Sira niewolnicy, i pochwycili go, Abu Kir zaś wstał i ująwszy kij rozkazał: „Powalcie go na ziemię.” I powalili Abu Sira, po czym Abu Kir wymierzył mu sto razów na grzbiet, a potem, gdy go na plecy przewrócili, dołożył mu następne sto na brzuch i rzekł na koniec: „Ty łajdaku, ty łotrze, jeśli jeszcze raz, po dzisiejszej nauczce ujrzę, że stoisz pod drzwiami mojej farbiarni, to natychmiast oddam cię w ręce króla, który przekaże cię walemu z poleceniem, by ściął ci głowę. Precz stąd i oby Allach odmówił ci swoich błogosławieństw!” 

I odszedł Abu Sir z sercem złamanym z powodu poniżających cięgów i podłości, jaka go spotkała. A ci, co byli świadkami tego wydarzenia, pytali farbiarza Abu Kira: „Co uczynił ten człowiek?” Abu Kir odrzekł: „Jest to złodziej, który tkaniny ludziom kradnie. Ileż to razy okradł mnie już, a ja mówiłem mimo to w duszy swojej: «Niech mu Allach wybaczy, bo biedny z niego człowiek», i nie chcąc, by był zniesławiony, zwracałem ludziom wartość tkaniny, jego zaś po dobroci ostrzegałem. On jednak nie zaprzestał swego złego postępowania. Jeśli więc jeszcze raz tu przyjdzie, do króla go odprowadzę, aby go zabić kazał i w ten sposób uwolnił ludzi od jego niegodziwości.” Kiedy ludzie tego wysłuchali, poczęli lżyć Abu Sira, choć już odszedł. Takie były sprawy Abu Kira. Co się zaś tyczy Abu Sira, to wrócił on do zajazdu i siedział tam, rozmyślając nad krzywdą, którą mu Abu Kir wyrządził. I siedział tak do tej pory, aż go przestały palić otrzymane razy. A potem wyszedł i wędrował przez bazary miasta, i przyszło mu do głowy, aby udać się do łaźni. Zwrócił się więc tło jednego z mieszkańców i zapytał: „Którędy wiedzie droga do łaźni?” Ale człowiek ów odpowiedział mu na to pytaniem: „A co to jest łaźnia?” Abu Sir wyjaśnił więc: „Łaźnia jest miejscem, w którym się ludzie obmywają i oczyszczają z brudu, jaki osiadł na nich. Jest to jedno z najlepszych dobrodziejstw tego świata.” Przechodzień rzekł na to do Abu Sira: „Idź w takim razie do morza.” Abu Sir odparł: „Ale ja miałbym ochotę pójść do łaźni.” Wtedy człowiek ten powiedział: „My tu nie wiemy, co to jest łaźnia, i wszyscy u nas kąpią się w morzu. Nawet król, gdy chce zażyć kąpieli, udaje się do morza.” Skoro Abu Sir pojął, że w całym mieście nie ma ani jednej łaźni i żaden z jego mieszkańców nawet nie słyszał, do czego by coś takiego służyć mogło, poszedł do królewskiego dywanu. Gdy stanął przed królem, ziemię przed nim ucałował, wzniósł modły za jego pomyślność i rzekł: „Jestem człowiekiem z obcych krajów, z zawodu łaziebnym. Oto przybyłem do twojego miasta i zapragnąłem udać się do łaźni, lecz ani jednej w nim nie znalazłem. Jakże to miasto tak piękne i bogate może nie mieć łaźni? Wszakże w łaźni największych rozkoszy tego świata się doznaje!” Król zapytał: „Cóż to jest łaźnia?” Abu Sir opowiedział mu przeto, jak wygląda łaźnia, a gdy skończył ją opisywać, dodał: „Twoje miasto póty nie będzie miastem doskonałym, póki łaźnia w nim nie stanie!”

I rzekł król: „Bądź pozdrowiony za tę świetną myśl!”, i darował mu za to strój, który nie miał sobie równego, rumaka i dwu czarnych niewolników, a do tego dodał mu jeszcze cztery niewolnice i dwu mameluków, a także dom kazał dlań urządzić i obdarzył go względami jeszcze większymi niźli farbiarza. I wysłał z nim budowniczych mówiąc: „Postawcie mu łaźnię w miejscu, które sam sobie wybierze.” Wziął tedy Abu Sir budowniczych z sobą i prowadził ich przez środek miasta, aż zobaczył jakieś miejsce, które spodobało mu się. Wskazał je budowniczym, a oni poczęli na nim budować. Abu Sir kierował ich pracą, aż wkrótce postawili mu łaźnię niezrównaną. Wówczas kazał ją wymalować i pokryli mury tak cudownymi malowidłami, że radowali się wszyscy, co je oglądali. Wreszcie poszedł Abu Sir do króla i powiadomiwszy go, że łaźnia jest skończona, rzekł: „Niczego jej już nie brak prócz urządzenia.” I dał mu król dziesięć tysięcy denarów, które Abu Sir przyjął i zużył na znakomite wyposażenie swej łaźni, rozwieszając na koniec na sznurach ręczniki. I każdy, kto drzwi łaźni mijał, oczy w nią wlepiał i mąciło mu się w głowie od malowideł, co ją ozdabiały, ciżba ludzka rosła przy tej budowli, gdyż nikt nigdy w swoim życiu takiej nie widział. A patrząc na nią ludzie pytali: „Co to takiego?” Abu Sir odpowiadał im wówczas: „To jest łaźnia”, i wszyscy dziwowali się wielce. A gdy jeszcze wody nagrzał, łaźnię uruchomił i w basenie fontannę postawił, to wszyscy, co w tym mieście mieszkali, byli nią zachwyceni. Potem Abu Sir poprosił króla, by mu darował dziesięciu mameluków, takich, co nie doszli jeszcze do lat męskich. I dał mu król dziesięciu mameluków pięknych jak księżyce, Abu Sir zaś masował im ciała, pouczając: „Tak samo czyńcie naszym gościom.” Wreszcie zapalił wonne kadzidło i herolda na miasto wysłał, aby głosił: „O stworzenia Allacha, przybywajcie do łaźni, zwanej łaźnią sułtańską!” I ludzie śpieszyli do Abu Sira, on zaś swym mamelukom, polecił, by im obmywali ciała. Potem ludzie zanurzali się w kadzi, a wyszedłszy z niej siadali na podwyższeniu i tam niewolnicy masowali im ciała tak, jak ich Abu Sir nauczył.

I tak przez trzy dni przychodzili ludzie do owej łaźni, i zażywszy w niej kąpieli opuszczali ją bez żadnej zapłaty. Aż czwartego dnia sam król zapragnął się do łaźni udać. Dosiadł więc konia i wraz ze swą świtą przybył na miejsce. Wszedł do wnętrza i rozdział się ze swych szat, a wtedy Abu Sir sam począł go nacierać i tak to czynił, że z królewskiego ciała zszedł brud podobny do knotów z lampy. I pokazywał Abu Sir królowi ten brud, a król się cieszył. Gdy potem klepnął dłonią w swe ciało, rozległ się odgłos właściwy gładkości i czystości. A po obmyciu królewskiego ciała Abu Sir domieszał wody różanej do wody w basenie i król zanurzył się w niej. Potem wyszedł z odświeżonym ciałem i poczuł rześkość, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie zaznał. Abu Sir zaś posadził go jeszcze na podwyższeniu, gdzie niewolnicy go masowali, a kadzielnice rozsiewały woń aloesu i naddu. Król zapytał wtedy: „Mistrzu, to więc jest łaźnia?” Abu Sir odpowiedział: „Tak”, a król wykrzyknął: „Na mą głowę, zaiste, moje miasto dopiero teraz, dzięki tej łaźni, stało się miastem prawdziwym!” Potem król zapytał: „Jaką zapłatę pobierasz od każdego za swe usługi?” Abu Sir odparł: „Będę brał tyle, ile rozkażesz.” Wtedy król kazał mu pobierać po tysiąc denarów, mówiąc: „Od każdego, kto przyjdzie tu do kąpieli, weźmiesz tysiąc denarów.” Ale Abu Sir odrzekł na to: „Wybacz, o królu czasu, i zważ, że nie wszyscy ludzie są jednacy – są bogaci i są biedni. I jeśli będę brał od każdego tysiąc denarów, łaźnia moja gotowa świecić pustkami, bo biednych nie stać przecie na zapłacenie tego tysiąca.” Zapytał król: „Jakąż więc chcesz zapłatę ustanowić?” I Abu Sir odparł: „Zdam się na ludzką szczodrobliwość i każdy da mi, płacąc tyle, na ile będzie go stać, będę więc brał od każdego wedle jego stanu. W ten sposób wszyscy do mojej łaźni będą chodzili, bogacz zapłaci mi według swojego stanu i biedak zapłaci tyle, na ile mu pozwoli jego kieszeń. Gdy tak ustalimy, moja łaźnia będzie się rozwijała i wielki ruch w niej będzie panował, co się zaś tyczy sumy tysiąca denarów, to zaiste, jest to datek godny króla i na pewno nikt inny poza tobą nie mógłby sobie nań pozwolić.” 

I przytaknęli Abu Sirowi wielmoże, co z królem przyszli, i rzekli: „To prawda, o królu czasu. Czyżbyś mniemał, że wszyscy ludzie równi są tobie, o królu sławny?!” Król odrzekł: „Zaiste, prawdę mówicie, lecz człowiek ten jest biednym cudzoziemcem i powinniśmy mu naszą wspaniałomyślność okazać. Wszakże to on w naszym mieście postawił tę łaźnię wspaniałą, jakiej oczy nasze nigdy jeszcze nie oglądały. Zaprawdę, miastu naszemu bez niej wiele brakowało, teraz zaś, gdy istnieje łaźnia, miasto zyskało wielce na znaczeniu. I gdybyśmy za to chcieli okazać temu człowiekowi swą szczodrobliwość, żadna zapłata nie byłaby zbyt wysoka.” I rzekli: „Skoro ty chcesz być względem niego szczodry, wynagrodź go swymi pieniędzmi. Lecz niech wspaniałomyślność królewska wobec biednych w tym się przejawi, że zostanie ustanowiona niska opłata za korzystanie z łaźni. Wtedy twoi poddani będą cię błogosławili. Co się zaś tyczy tysiąca denarów, to nawet nas, możnych swojego państwa, nie stać byłoby na taką zapłatę, jakże więc mogłyby sobie pozwolić na nią rzesze biednych?!” Król rzekł na to: „O możni mojego królestwa, zgadzam się z wami, ale dziś niechaj każdy z was zapłaci mu sto denarów i niech mu do tego jeszcze doda mameluka, niewolnicę i czarnego niewolnika.” I rzekli: „Dobrze, damy mu dziś to, o czym wspomniałeś. Lecz potem już każdy, kto przyjdzie do łaźni, zapłaci tyle, ile sam w swojej duszy zapłacić postanowi.” Król rzekł: „Niechaj tak będzie.” I zaraz dał każdy z nich Abu Sirowi sto denarów, niewolnicę, mameluka i czarnego niewolnika. A że liczba możnych, którzy owego dnia się z królem kąpali, wynosiła czterysta dusz, przeto suma tego, co Abu Sirowi dali, równała się czterdziestu tysiącom denarów. Ponadto otrzymał czterystu mameluków i czterystu czarnych niewolników, a także czterysta niewolnic. Był to zaprawdę niemały podarunek, a ponadto król dał Abu Sirowi jeszcze dziesięć tysięcy denarów, dziesięciu mameluków i dziesięciu czarnych niewolników, a do tego dziesięć niewolnic. 

Wówczas Abu Sir podszedł do króla, ziemię przed nim ucałował i rzekł: „Dzięki ci, o królu szczęśliwy, wydający wyroki sprawiedliwe. Lecz gdzie zdołam pomieścić tych mameluków, czarnych niewolników i wszystkie te niewolnice?!” Król odrzekł: „Kazałem ci ich dać moim poddanym po to, byś posiadł wielkie bogactwo. Być może, kiedyś wspomnisz sobie swój kraj i bliskich, zatęsknisz do nich i zapragniesz stąd odjechać. Wtedy będziesz mógł sobie zabrać owe bogactwa z naszego kraju, aby ci dalej w twej ojczyźnie służyły.” Na to Abu Sir powiedział: „O królu czasu! Oby Allach przysporzył tobie potęgi! Lecz, zaprawdę, posiadanie tak wielu mameluków, niewolników i niewolnic odpowiada jedynie królewskiej godności. Gdybyś przeto rozkazał dać mi w zamian za nich pieniądze, o wiele lepsze byłoby to dla mnie niźli owe zastępy, które trzeba karmić, poić i odziewać. A na to nie wystarczyłoby mi nawet to wszystko złoto, jakie dziś otrzymałem!” I roześmiał się król, i rzekł: „Na Allacha, prawdę rzekłeś, zaiste bowiem, ludzie ci stanowią potężną armię, ty zaś nie masz środków na ich utrzymanie. Czy może zatem zechciałbyś mi ich sprzedać, każdego za sto denarów?” Odpowiedział Abu Sir: „Sprzedam ci ich za te pieniądze.” I król zaraz posłał po skarbnika, aby przyniósł pieniądze, a gdy mu je dostarczył, król wypłacił Abu Sirowi całą należność. Potem król zwrócił tych niewolników ich właścicielom mówiąc: „Niech każdy z was rozpozna swego czarnego niewolnika, swą niewolnicę i swego mameluka i niech ich sobie bierze, bo oto czynię wam z nich podarunek.” Wszyscy usłuchali rozkazu króla i każdy zabrał swoją własność. Abu Sir zaś ozwał się do króla: „Oby Allach duszę twoją spokojem napełnił, tak jak ty napełniłeś moją, uwalniając mnie od tych ghulów, których chyba jeden tylko Allach nasycić by zdołał!” I roześmiał się król z jego słów, i przyznał mu słuszność, po czym wraz ze swymi wielmożami opuścił łaźnię i wrócił do swego pałacu.

Abu Sir zaś całą noc spędził na liczeniu złota, napełnianiu nim kies i pieczętowaniu ich. A przy tej pracy pomagało mu dwudziestu czarnych niewolników, dwudziestu białych i cztery niewolnice, stanowiący jego służbę. Później kiedy już zaświtał ranek, Abu Sir otworzył łaźnię i herolda posłał do miasta, by tam obwieszczał wołając: „Każdy, kto przybędzie do łaźni i zażyje w niej kąpieli, zapłaci tyle, na ile stać jego kieszeń i ile mu jego szczodrość każe.” I usiadł Abu Sir przy skrzynce na pieniądze, a każdy, kto wstępował do łaźni, przechodził koło niego i płacił tyle, ile mógł. Tym sposobem, nim wieczór nastał, skrzynka, dzięki dobroci Allacha Najwyższego, wypełniła się po brzegi. Wkrótce potem i królowa zapragnęła z owej łaźni skorzystać, a skoro wieść o tym doszła do Abu Sira, podzielił on przez wzgląd na królową czas otwarcia łaźni na dwie części. Porę od świtu do popołudnia przeznaczył dla mężczyzn, a od południa do zachodu słońca dla niewiast. I gdy królowa przyszła, przy skrzynce na pieniądze z polecenia Abu Sira stała jedna z niewolnic, cztery inne zaś tak do posług łaziebnych wyćwiczył, że stały się z nich niezwykle zręczne łaziebne i królowa, zachwycona i zadowolona z nich wielce, włożyła do skrzynki tysiąc denarów. Sława Abu Sira niosła się teraz po całym mieście, a on w swojej łaźni jednakowo uprzejmie przyjmował bogatego jak i biednego i majątek napływał doń wszystkimi drzwiami. Poznał też ludzi ze świty królewskiej i pozyskał ich sobie jako towarzyszy i przyjaciół. Król też odwiedzał łaźnię co tydzień i za każdym razem płacił tysiąc denarów, pozostałe zaś dni tygodnia były przeznaczone dla możnych i biedniejszych. Abu Sir wszystkich zawsze mile przyjmował i poważał jednakowo. Aż pewnego dnia zdarzyło się, że przyszedł do łaźni Abu Sira kapitan królewski. Wówczas Abu Sir sam zdjął szaty, wszedł z nim do środka, potem ciało mu wymasował i był dla niego niezwykle uprzejmy. Gdy kapitan wyszedł z kąpieli, Abu Sir częstował go sorbetami i kawą i przysiągł, że żadnej zapłaty od kapitana nie przyjmie, gdy ów sposobił się, aby mu ją wręczyć. Kapitan był przeto pełen wdzięczności za życzliwość i szczodrość, jakich zaznał od Abu Sira, i nie wiedział, czym by mu za jego wspaniałomyślność odpłacić. Tyle było spraw Abu Sira. 

Co się zaś tyczy Abu Kira, to słyszał on bezustannie, jak wszyscy wspominali o łaźni i wciąż ktoś mówił do niego: „Zaiste, łaźnia jest rozkoszą tego świata, musisz i ty, jeśli Allach zezwoli, pójść tam z nami jutro i odwiedzić tę łaźnię wspaniałą.” I rzekł Abu Kir w duszy swojej: „Nie ma rady, trzeba mi się za innymi udać i obejrzeć tę łaźnię, co tak ludzkie umysły zaprząta.” To rzekłszy wdział najwspanialsze szaty, jakie posiadał, dosiadł muła i wziąwszy ze sobą czterech czarnych niewolników i czterech mameluków, którzy postępowali przed nim i za nim, udał się do łaźni. Gdy przybył na miejsce, zsiadł z muła przed bramą, a wszedłszy przez drzwi, poczuł woń aloesu i naddu, ujrzał ludzi wchodzących i wychodzących i ławy pełne zarówno dostojnych, jak i prostych ludzi. Wstąpił do przedsionka i wtedy dostrzegł go Abu Sir, który zerwał się i uradowany podbiegł do niego. Abu Kir zaś tak się do niego ozwał: „Czyż tak postępują przyzwoici ludzie? To ja farbiarnię sobie tu otworzyłem, stałem się mistrzem w tym mieście, jestem znany królowi, żyję otoczony szczęściem i poważaniem, a ty nie przyszedłeś do mnie, nie dowiadywałeś się o mnie ani nikogo nie zapytałeś: «Gdzie jest mój towarzysz?» A ja ciebie szukałem i wszędzie swych niewolników i mameluków rozsyłałem, by się o ciebie rozpytywali po zajazdach i różnych innych miejscach. Lecz oni nie natrafili nigdzie na twój ślad i znikąd mi wieści o tobie nie przynieśli”. Abu Sir zawołał na to: „Czyż nie przyszedłem do ciebie, a ty, czyś nie wyzwał mnie od złodziei, nie wychłostałeś i nie zniesławiłeś mnie przed ludźmi?!” Abu Kir udał zasmuconego i spytał: „Co ty mówisz? Czyż to możliwe, byś to ty był tym, którego zbiłem?” Abu Sir odparł: „Tak, to ja byłem.” Abu Kir począł mu wówczas przysięgać tysiąckrotnie, że go wtedy nie poznał. I mówił: „Musiał więc być ktoś do ciebie podobny, kto co dzień do mnie przychodził i kradł tkaniny, należące do rozmaitych ludzi. Widocznie myślałem wtedy, gdyś przyszedł, że to on.” To rzekłszy jął rozpaczać i uderzając dłonią w dłoń wołał: „Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym! Skrzywdziłem cię, to prawda. Lecz czemuż nie dałeś mi się zaraz poznać i nie powiedziałeś: «Jestem ten a ten?» Sam więc sobie jesteś winien, skoro nie ujawniłeś, kim jesteś, a ja wtedy miałem głowę zajętą tyloma sprawami!”

Abu Sir rzekł mu: „Allach ci to przebaczy, mój przyjacielu. Tak mi widocznie było pisane w niebie. Tylko Allach ma moc nad wszelką rzeczą. A teraz wejdź do mojej łaźni, zdejmij szaty, wykąp się i niech cię to już więcej nie trapi.” Abu Kir zaś prosił jeszcze: „Wybacz mi, bracie mój, to, co się stało.” I Abu Sir odpowiedział mu: „Allach cię rozgrzeszy i wybaczy ci tę winę. Zaiste bowiem, wypadek ten był mi sądzony w wieczności.” Abu Kir zapytał wtedy: „A jak doszedłeś do tej wysokiej godności?” Odpowiedział Abu Sir: „Ten, kto obdarzył ciebie łaską, obdarzył i mnie. Poszedłem do króla, przedstawiłem mu zalety łaźni, a on kazał mi ją wybudować.” Abu Kir rzekł: „Tak samo jak ty znasz króla, i ja go znam, i jeśli Allach Najwyższy zezwoli, nakłonię króla, aby przez wzgląd na mnie kochał i szanował cię jeszcze bardziej niż do tej pory. On nie wie, że jesteś moim przyjacielem, przeto mu o tym powiem i polecę mu ciebie.” Ale Abu Sir odrzekł: „Nie trzeba mi poleceń, gdy istnieje Ten, co serca miłością napełnia. Król i cały jego dwór mnie miłują i niejeden raz tym i owym mnie obdarował.” I tu opowiedział Abu Kirowi o wszystkim, po czym dodał: „Zdejm z siebie odzienie za tą skrzynką i wstąp do łaźni, a ja pójdę z tobą, by cię wymasować.” Zdjął tedy Abu Kir wszystko, co miał na sobie, i wszedł do łaźni, do środka, Abu Sir zaś poszedł z nim, masował go, mydlił i obsługiwał Abu Kira przez cały czas, aż do wyjścia z kąpieli, po czym pomógł mu wdziać szaty, a w końcu przyniósł mu obiad i sorbety. I wszyscy się dziwowali widząc, jak wielkie mu okazuje względy. Potem, gdy Abu Kir chciał mu zapłacić, przysiągł, że nic od niego nie przyjmie, i zawołał: „Wstydź się tak postępować! Wszak jesteś moim przyjacielem i nie ma między nami różnicy!” Wówczas Abu Kir rzekł do Abu Sira: „Przyjacielu mój, na Allacha, twoja łaźnia jest, zaiste wspaniała, wszelako jednej rzeczy w niej brakuje.” Zapytał Abu Sir: „Czego w niej brak?” I Abu Kir odpowiedział: „Środka, składającego się z mieszaniny niegaszonego wapna i arszeniku, który włosy z łatwością usuwa. Przygotuj taki środek i gdy król do ciebie znów przybędzie, podaj mu ten środek i pokaż mu, jak pod jego wpływem znika owłosienie, a król pokocha cię za to jeszcze goręcej i jeszcze większym cię szacunkiem otoczy.” Abu Sir powiedział na to: „Masz słuszność. Zaraz więc, za Allacha Najwyższego przyzwoleniem, przyrządzę ową mieszaninę.”

Wtedy Abu Kir wyszedł, dosiadł swego muła i prosto z łaźni udał się do króla. Wszedł do niego i rzekł: „Chciałbym ci dać dobrą radę, o królu czasu!” Król spytał: „Jakaż jest ta twoja dobra rada?” Odpowiedział Abu Kir: „Doszła mnie wieść, żeś łaźnię wybudował.” Król potwierdził: „Tak jest, przyszedł do mnie pewien cudzoziemiec i kazałem dla niego wybudować łaźnię, tak jak dla ciebie farbiarnię wybudować kazałem. Jest to łaźnia wspaniała i stała się prawdziwą ozdobą mojego miasta.” Tu począł prawić o przymiotach owej łaźni. Abu Kir zapytał: „Czy byłeś już w niej?” Król odrzekł: „Tak”, i Abu Kir zawołał: „Chwała więc Allachowi, który ustrzegł cię przed podłością tego niegodziwca i wroga wiary, który jest tam łaziebnikiem!” Król zapytał: „Czemu?! Co ty o nim mówisz?” Odpowiedział farbiarz: „Wiedz, o królu czasu, że jeśli kiedyś jeszcze do niego pójdziesz, zginiesz.” Spytał król: „Dlaczego?” I Abu Kir powiedział: „Zaprawdę, łaziebnik ten jest wrogiem twoim i wrogiem naszej wiary świętej, a skłonił cię do budowy tej łaźni po to jedynie, aby ci w niej trucizny zadać. Już coś takiego dla ciebie przyrządził i gdy do niego przybędziesz, poda ci to i powie: «To jest taki środek, że każdy, kto się nim we wstydliwym miejscu posmaruje, łatwo się stamtąd włosów pozbędzie.» Wszelako to, co ci łaziebnik poda, nie będzie środkiem tego rodzaju, tylko groźną trucizną, co jad śmiertelny w sobie zawiera. A za pomocą mieszaniny owej nikczemnik ten chce cię zgładzić, gdyż sułtan chrześcijański mu obiecał, że gdy to uczyni, on mu w zamian za to uwolni żonę i dzieci, które u tego chrześcijańskiego sułtana w niewoli pozostają. I ja kiedyś byłem razem z nim w niewoli u tego sułtana, lecz otworzyłem farbiarnię i barwiłem tak pięknie na różne kolory, że zjednałem sobie serce tego króla. Dlatego rzekł on kiedyś do mnie: «Mów, czego pragniesz!» I poprosiłem wtedy, by mnie z niewoli wypuścił. Wyzwolił mnie tedy, a ja przybyłem do twojego miasta. Kiedym zaś spostrzegł tego człowieka w łaźni, zapytałem: «Jak to się stało, że jesteś wolny? A żona twoja i dzieci?» On odrzekł: «Przebywałem wciąż w niewoli wraz z żoną i dziatkami, gdy kiedyś król chrześcijan zwołał swój dywan na obrady, ja byłem także obecny i stojąc pośród ludzi, przysłuchiwałem się, jak obradowali i o różnych królach mówili. Na koniec wspomnieli imię króla tego miasta i sułtan chrześcijański westchnął: „Ach, nic na świecie tak mnie nie trapi jak istnienie króla takiego a takiego miasta. Gdyby ktokolwiek wynalazł mi sposób jak go uśmiercić, dałbym mu wszystko, czego tylko by zapragnął.” Wtedy podszedłem do niego i zapytałem: „Czy jeśli znajdę sposób i uśmiercę go, uwolnisz z niewoli mnie, moją żonę i dzieci?” Odpowiedział: „Tak, uwolnię cię i zrobię wszystko, czego zapragniesz.” Gdy więc zawarłem z nim umowę, sułtan ów przysłał mnie na galeonie do tego miasta, a ja udałem się do króla, który mi tę łaźnię wybudował. Dziś więc pozostaje mi już tylko zabić go, wrócić do króla chrześcijan, uwolnić żonę i dzieci i zażądać nagrody.» Spytałem: «A jaki podstęp wymyśliłeś, aby temu królowi życie odebrać?» I odrzekł mi: «Mam na to sposób prosty, najprostszy, jaki istnieje na świecie. On przychodzi przecież do mojej łaźni. Przygotuję więc dlań pewien środek zawierający truciznę i gdy przyjdzie do mnie, powiem: „Weź ten lek i posmaruj się nim we wstydliwym miejscu, a wnet się włosów stamtąd pozbędziesz. On weźmie tę maść, natrze się nią i jad wnikał weń będzie dniem i nocą, aż do serca dojdzie, powodując śmierć. Taki będzie koniec.» Gdym te jego słowa posłyszał, zatrwożyłem się o ciebie, królu i pamiętając, że jesteś moim dobroczyńcą, przychodzę, by cię o tym powiadomić.”

Król wysłuchał, co mu rzekł Abu Kir, i zapłonął gwałtownym gniewem. Potem powiedział do farbiarza: „Zachowaj to w tajemnicy.” Postanowił zaraz udać się do łaźni, by podejrzenie swoje w pewność zmienić. Gdy wszedł do łaźni, Abu Sir wedle zwyczaju zdjął z siebie szaty, obsługiwał króla i masował go, a potem rzekł: „O królu czasu, sporządziłem dla ciebie pewien środek, byś się włosów z dolnej części ciała pozbył.” Król rozkazał: „Przynieś mi ów środek.” A kiedy Abu Sir przyniósł i postawił przed władcą smarowidło, ów zaś poczuł jego brzydką woń, nabrał pewności, że to trucizna i, rozsierdzony, na świtę zakrzyknął: „Chwytajcie go!” I straż przyboczna pojmała Abu Sira, a król wyszedł z łaźni przepełniony gniewem, lecz nikt nie wiedział, co było przyczyną tego gniewu, bo nic nikomu nie powiedział ani nikt zagniewanego nie miał odwagi o nic pytać. Król zaś przyodział swe królewskie szaty i udał się do komnaty dywanu, gdzie postawiono przed nim Abu Sira ze związanymi rękami. Król wezwał wtedy swego kapitana, a gdy ten przyszedł, wydał mu rozkaz: „Weź tego łajdaka, wepchnij go do worka i włóż tam także dwa kintary niegaszonego wapna, po czym worek dobrze zawiąż, wsadź go do łodzi i podpłyń z nim pod mój zamek, a gdy ujrzysz mnie siedzącego w oknie, zapytaj: «Czy mam go utopić?» Kapitan odrzekł: „Słyszę i jestem posłuszny.” Zabrał Abu Sira królowi sprzed oczu i powiózł go na pewną wyspę, która znajdowała się naprzeciwko królewskiego zamku. Tam rzekł do Abu Sira: „Ej, ty, wszakże to do ciebie zaszedłem kiedyś do łaźni i tyś mnie w niej z wielkimi honorami podejmował, sam mnie obsługiwałeś i dzięki tobie tam wiele rozkoszy zaznałem. Potem przysiągłeś mi jeszcze, że żadnej zapłaty ode mnie nie przyjmiesz i ja cię wtedy wielce polubiłem! Powiedz mi przeto, co ci się z królem naszym przydarzyło? Czyś popełnił jakąś zbrodnię przeciw niemu? Czymżeś go rozgniewał aż tak, że kazał mi zgotować tobie taką straszną śmierć?!” Abu Sir odrzekł: „Na Allacha, zaprawdę, nic mu złego nie zrobiłem i nie wiem nawet, jakiego przestępstwa mógłbym się dopuścić, aby na taką karę zasłużyć.”

Kapitan odrzekł: „Zaiste, cieszyłeś się u króla takim poważaniem, jakiego nikt przed tobą nie zaznał. Każdy zaś komu się dobrze wiedzie, narażony jest na zawiść ludzką. Może więc ktoś zazdrosny o to powodzenie oczerniał cię przed królem, mówiąc mu o tobie coś, co go takim gniewem przeciw tobie napełniło. Bądź jednak spokojny i nie obawiaj się, że spotka cię z mej strony coś złego. Przez pamięć na to wyróżnienie, które mi kiedyś w łaźni okazałeś, choć się przedtem nie znaliśmy, od śmierci cię ocalę. Lecz gdy cię oswobodzę, musisz u mnie, na tej wyspie, jeszcze jakiś czas zabawić; wypuszczę cię stąd dopiero wtedy, gdy galeona z tego miasta wyruszać będzie w stronę twojego kraju i na niej cię wyprawię w twe rodzinne strony.” Abu Sir ucałował dłoń kapitana i dziękował mu za jego dobroć, kapitan zaś przyniósł wapno, wsypał je do worka, dodał do tego jeszcze wielki kamień rozmiarów człowieka i rzekł: „Powierzam tę sprawę Allachowi.” A potem dał Abu Sirowi sieć i powiedział do niego: „Zarzuć sieć w morze i staraj się coś złowić, gdyż moją powinnością jest dostarczać co dzień ryby do królewskiej kuchni, a dziś zaniedbałem połowu z powodu nieszczęścia, które na ciebie spadło. Boję się teraz, że przyjdą podkuchenni, zażądają ryb i niczego nie otrzymają. Gdyby więc tobie udało się zamiast mnie coś złowić, mieliby swoje ryby, ja mógłbym tymczasem pójść ku zamkowi i wykonać mój podstęp udając, że cię topię.” Abu Sir odrzekł: „Ja będę łowił, ty zaś idź i niech cię Allach strzeże!” Kapitan wrzucił więc worek do łodzi, odbił od brzegu i płynął, aż przybył pod zamek królewski. Tam ujrzał króla siedzącego w oknie i zapytał: „O królu czasu, czy mam go wrzucić?” Król odpowiedział: „Wrzuć go”, skinął ręką i w tej samej chwili coś błysnęło i wpadło w morze. A to, co pogrążyło się w morskich falach, było królewskim pierścieniem, posiadającym czarodziejską moc taką, że gdy król zgniewał się na kogoś i chciał mu śmierć zadać, wskazywał nań tylko prawą dłonią, na której nosił ów pierścień, i wówczas z pierścienia wylatywała błyskawica, i godziła w tego, na kogo król swą dłonią wskazał, a człowiekowi temu zaraz głowa z karku spadała. Również pierścień to czynił, że wojsko było królowi posłuszne i tym sposobem pokonywać mógł najpotężniejszych swoich przeciwników. Skoro tedy pierścień spadł królowi z palca, zataił to i nie rzekł: „Mój pierścień wpadł do morza” z obawy, by wojsko nie powstało przeciwko niemu i by go nie zabili. Zamilczał o tym, co się stało. Tyle było spraw króla. 

Co się zaś tyczy Abu Sira, to skoro kapitan odszedł od niego, zarzucił sieć, a gdy ją wyciągnął, znalazł w niej pełno ryb. I zarzucił sieć po raz wtóry i znowu wypełniona była rybami. Wtedy począł raz po raz ją zarzucać i za każdym razem wyciągał w niej mnóstwo ryb, aż wnet urosła z nich przed nim wielka góra. Rzekł wówczas do siebie: „Na Allacha, dawno ryby nie jadłem”, po czym wybrał sobie jedną wielką i tłustą sztukę i rzekł: „Gdy kapitan wróci, poproszę go, by mi tę rybę na obiad usmażył.” To rzekłszy zarżnął ją nożem, który miał przy sobie, lecz ostrze noża zawadziło o coś w skrzelach i wtedy Abu Sir ujrzał tam pierścień królewski. Ryba połknęła go bowiem, a potem przeznaczenie skierowało ją do owej wyspy i wpadła tam w sieć. Wziął tedy Abu Sir ów pierścień i na mały palec go sobie włożył, nieświadom szczególnej mocy, która w nim była zaklęta. Wtem przyszło po ryby dwu pomocników kucharza królewskiego. Zbliżyli się do Abu Sira i zapytali; „Ej, człowieku, dokąd poszedł kapitan?” Abu Sir odparł: „Nie wiem”, i skinął prawą ręką. I oto, w tej samej chwili gdy skinął ku nim mówiąc: „Nie wiem”, obu kuchcikom głowy z karków pospadały. Abu Sir zdumiał się i powiedział: „Co to może znaczyć? Któż to ich obu zabił?”, i żal mu się ich zrobiło i począł rozmyślać nad tym wydarzeniem, a wtedy nadszedł kapitan i ujrzał całą górę ryb, tych dwu zabitych i pierścień na palcu Abu Sira. Zawołał przeto: „Bracie mój, nie ruszaj dłonią, na której masz ów pierścień, bo jeśli poruszysz nią, zabijesz mnie!” Abu Sir zdumiał się, gdy usłyszał słowa: „Nie ruszaj dłonią, na której masz ów pierścień, bo jeśli nią poruszysz, zabijesz mnie.” Kapitan zaś podszedł do niego i zapytał: „Kto tych dwu kuchcików zabił?” Abu Sir odpowiedział: „Na Allacha, nie wiem, bracie mój.” Kapitan rzekł na to: „Prawdę mówisz, ale powiedz mi jeszcze, skąd się ten pierścień wziął u ciebie?” Odrzekł Abu Sir: „Znalazłem go w skrzelach tej ryby.” Kapitan powiedział: „Prawdę mówisz, bo zaiste, sam widziałem, jak ciskając błyskawicę z okna królewskiego zamku wpadł do morza. A stało się to wtedy, kiedy król, myśląc, że ty jesteś zawiązany w worku, skinął w jego stronę dłonią i zawołał do mnie: «Wrzuć go!» Gdy więc skinął dłonią, ja cisnąłem worek w morze, królowi zaś przy tym ruchu pierścień zsunął się z palca i wpadł do wody, a tam go połknęła ryba, którą Allach do ciebie skierował, i złowiłeś ją, bo takie widać było twoje przeznaczenie. A czy wiesz, co za szczególną moc ów pierścień posiada?” Abu Sir odpowiedział: „Nie, o żadnej szczególnej jego mocy nie wiem.” I rzekł kapitan: „Wiedz zatem, że wojsko jest naszemu królowi posłuszne tylko ze strachu przed tym pierścieniem, gdyż jest on zaczarowany. Gdy bowiem król zagniewa się na kogoś i zgładzić go zapragnie, wystarczy, by skinął tylko na niego dłonią i w tej samej chwili głowa tego człowieka spada z karku, jako że z pierścienia tego wylatuje błyskawica, godząc w tego, na kogo król się zawziął, i w jednej chwili go kładzie trupem.”

Gdy Abu Sir posłyszał te słowa, rzekł wielce rad do kapitana: „Wróć ze mną z powrotem do miasta.” I kapitan odparł: „Wrócę tam z tobą, bo teraz już nie potrzebuję się bać o ciebie i wiem, że król cię nie skrzywdzi. Gdybyś bowiem tylko skinął dłonią, życząc mu śmierci, głowa spadłaby mu z karku tobie pod nogi. Nawet gdybyś zapragnął zabić króla razem z całym jego wojskiem, mógłbyś to bez przeszkód uczynić.” To rzekłszy kapitan powiódł Abu Sira do łodzi i wraz z nim popłynął do miasta. Gdy tam przybyli, Abu Sir wszedł na zamek królewski, podążył do dywanu i ujrzał siedzącego tam króla, przed nim zaś stało całe wojsko. Król był bardzo zafrasowany z powodu utraty pierścienia, lecz nikomu ze swojej armii nie mógł wyjawić tego, że go postradał. A ujrzawszy Abu Sira krzyknął: „Czyżby cię do morza nie wrzucono?! Jak to uczyniłeś, żeś się wydostał stamtąd?” Abu Sir odpowiedział: „O królu czasu, gdyś rozkazał, aby mnie do morza wrzucono, kapitan twój mnie zabrał, pojechał ze mną na pewną wyspę i zapytał mnie, jaka była przyczyna tego, że spadł na mnie twój gniew. Mówił: «Cóżeś uczynił królowi, że cię uśmiercić kazał?» Odpowiedziałem: «Na Allacha, nie wiem, co mogłem mu złego wyrządzić.» Kapitan znów rzekł do mnie: «Zaiste, wielkim poważaniem cieszyłeś się u naszego króla. Może więc ktoś pozazdrościł ci tego i oczernił cię przed królem, rzucając na ciebie jakieś podejrzenie, król zaś uwierzył w to i rozgniewał się na ciebie. Ale ja byłem raz u ciebie w łaźni i tyś mi okazał wielkie poważanie, teraz przeto odwzajemnię ci się za to wyróżnienie, z jakim się u ciebie w łaźni spotkałem, zachowam cię przy życiu i odeślę cię do twojego kraju.» To rzekłszy umieścił w łodzi worek z wielkim kamieniem i zamiast mnie wrzucił go do morza na znak, któryś ty mu dał dłonią. Wtedy zaś ten pierścień zsunął ci się z palca i wpadł do morza, a tam połknęła go ryba. Ja zaś w tym czasie zajęty byłem na wyspie połowem i ową rybę wśród wielu innych na brzeg wydobyłem. Chciałem ją sobie usmażyć, zarżnąłem ją tedy i otworzyłem jej brzuch. I odkryłem wtedy w środku ów pierścień, wyjąłem go i założyłem sobie na palec. Wkrótce potem przyszło dwu pomocników twego kucharza po ryby, a ja nie znając właściwości tego pierścienia, skinąłem ku nim dłonią i tym skinieniem strąciłem im głowy. Gdy nadszedł kapitan i zobaczył na moim palcu pierścień, poznał go i opowiedział mi o jego czarodziejskiej mocy. Odnoszę ci go więc, przez pamięć na łaskawość i dobrodziejstwa, których mi nie szczędziłeś, bo o tym nigdy nie zapomnę! Oto twój pierścień, weź go! Jeśli zaś uczyniłem coś, czym na śmierć sobie zasłużyłem, zabij mnie, tylko powiedz mi przedtem, jaką zbrodnię popełniłem, a wolny będziesz od winy za przelanie mojej krwi.” To mówiąc zsunął pierścień z palca i podał królowi.

Gdy król ujrzał, co Abu Sir czyni w swej wspaniałomyślności, przyjął od niego pierścień, włożył go sobie na palec i zaraz nowe życie weń wstąpiło. Wstał tedy i objąwszy Abu Sira, powiedział: „O człowieku, zaprawdę, jesteś najszlachetniejszym spośród szlachetnych, nie gań mnie przeto i wybacz mi to, co cię z mej strony spotkało. Gdyby ktokolwiek inny posiadł mój pierścień, nie oddałby mi go za nic!” Abu Sir odpowiedział: „O królu czasu, jeśli chcesz, bym tobie przebaczył, powiedz mi, jakie przestępstwo popełniłem i za co rozgniewałeś się na mnie tak, że aż mnie zabić kazałeś.” Król odrzekł: „Na Allacha, pewien jestem teraz, żeś niewinny, a znając twój czyn szlachetny, wiem, że nie byłbyś w stanie żadnej zbrodni popełnić. To tylko farbiarz tak a tak cię oczernił.” I powtórzył, co naopowiadał o nim farbiarz. Abu Sir odrzekł wtedy: „Na Allacha, o królu czasu, zaprawdę nie znam żadnego sułtana chrześcijan i nigdy w życiu w żadnym chrześcijańskim kraju nie byłem. Nigdy też nie przyszło mi nawet do głowy, by cię zabijać! A ten farbiarz był niegdyś moim przyjacielem i był mym sąsiadem w Aleksandrii. Źle nam się tam obu powodziło i nie mając z czego żyć, wywędrowaliśmy stamtąd razem. Wypowiedzieliśmy obaj Fatihę i zawarliśmy układ, że ten kto znajdzie pracę, żywić będzie tego, co bez pracy zostanie. A potem tak a tak mi się z nim wydarzyło.” To rzekłszy Abu Sir opowiedział królowi wszystko, co zaszło pomiędzy nim a farbiarzem Abu Kirem. O tym, jak ów okradł go z pieniędzy i chorego zostawił w zajeździe, o odźwiernym zajazdu, co własne pieniądze na niego, chorego, łożył i jak go Allach ze słabości wyleczył, o tym, jak wreszcie wstał po chorobie i wedle zwyczaju na miasto ze swoimi narzędziami poszedł. Opowiedział, jak po drodze zobaczył farbiarnię, a przed nią tłum ludzi i gdy spojrzał w drzwi farbiarni, dostrzegł w środku Abu Kira siedzącego na ławie. Wszedł więc, aby go pozdrowić, lecz ów zamiast go powitać, cięgi mu tylko sprawił, niegodziwością swą nakarmił, nazwał” złodziejem i skórę bardzo boleśnie mu złoił. I oznajmił Abu Sir królowi o wszystkim, co mu się przydarzyło od początku do końca, po czym rzekł: „O królu czasu, wiedz również, że to farbiarz mi doradził: «Sporządź taką a taką mieszaninę środków i podaj ją królowi, bo łaźnia twoja jest zaprawdę we wszystkim doskonała, lecz brak jej tego jednego.» I wiedz, o królu czasu, że środek ten jest nieszkodliwy, gdyż my w naszym kraju wszyscy go przyrządzamy i stosujemy, i jest on naprawdę w łaźni niezbędny. Ja o nim tylko zapomniałem i dopiero farbiarz, którego przyjąłem z szacunkiem i obsłużyłem starannie, przypomniał mi o nim mówiąc wtedy: «Sporządź ów środek.» A teraz, o królu czasu, zechciej sprawdzić to wszystko. Każ przyprowadzić odźwiernego zajazdu, poślij też po rękodzielników z farbiarni Abu Kira i zapytaj ich o wszystko, co ci tu opowiedziałem.”

I posłał król po odźwiernego zajazdu i po robotników z farbiarni, a gdy się już wszyscy przed nim stawili, wypytywał ich, a oni mu potwierdzili wszystko, co opowiadał Abu Sir o swych przeżyciach. Wtedy król kazał przyprowadzić farbiarza i krzyknął: „Dawać go tu bosego, z odkrytą głową i skrępowanymi rękami!” A farbiarz tymczasem siedział sobie w domu i myślą o śmierci Abu Sira się radował. I ani się obejrzał, jak wpadła do niego straż królewska i na jego kark posypały się razy. Strażnicy związali go potem i zawlekli przed króla. Wówczas Abu Kir ujrzał Abu Sira siedzącego przy boku króla, ujrzał też odźwiernego zajazdu i rękodzielników z farbiarni stojących przed nim. Odźwierny zajazdu zapytał go: „Czy to nie jest twój towarzysz, któremu skradłeś pieniądze i chorego zostawiłeś u mnie w izbie, a potem tak a tak z nim postąpiłeś?” I rękodzielnicy z farbiarni zapytali Abu Kira: „Czyż nie jest to ten sam, któregoś nam wtedy schwytać i wychłostać kazał?” Wtedy królowi jasno objawiła się nikczemność Abu Kira i pojął, że farbiarz zasłużył sobie na jeszcze sroższe męki niźli te, jakie bywają zadawane przez Munkara i Nakira. I rzekł król: „Zabierzcie go i oprowadzajcie po mieście, a potem wrzućcie go do morza w zawiązanym worku.” Abu Sir odezwał się wtedy: „O królu czasu, przyjm wstawiennictwo moje w jego sprawie, gdyż ja mu wybaczyłem wszystko.” Ale król odrzekł: „Choćbyś ty mu swoje krzywdy darował, my mu nie darujemy swoich.” Potem krzyknął do straży: „Bierzcie go!” I wzięli Abu Kira, i oprowadzili go po mieście, a potem wsadzili go do worka z wapnem niegaszonym i wrzucili do morza. Poniósł więc śmierć przez utopienie i spalenie zarazem. 

Później król zwrócił się do Abu Sira: „Abu Sirze, proś mnie o wszystko, czego tylko zapragniesz, a spełnię każde twoje życzenie”. Abu Sir poprosił więc: „Chciałbym, abyś mnie odesłał do mojego kraju, bo nie pragnę już dłużej tu pozostawać.” Wówczas król darował mu wiele do tego, co już Abu Sir posiadał z pieniędzy, bogactw i rozmaitych darów, potem dał mu jeszcze galeonę pełną majątku wraz z załogą, składającą się z mameluków, których mu także podarował. Przedtem jeszcze chciał król mianować Abu Sira swym wezyrem, lecz on się nie zgodził i pożegnał króla, po czym odpłynął na galeonie. A wszystko, co na niej było, zarówno bogactwo, jak i mamelucy, stanowiło własność Abu Sira. I nie ustawał Abu Sir w podróży, póki nie przybił do brzegów Aleksandrii i tam, w porcie, zarzucił kotwicę. A gdy wyszli na ląd, jeden z mameluków spostrzegł na brzegu jakiś worek i powiedział do Abu Sira: „O panie mój, tuż nad morzem przy brzegu leży jakiś wielki i ciężki worek z zawiązanym otworem, nie wiem przeto, co w nim jest.” I Abu Sir podszedł, i rozwiązał ów worek, a wtedy zobaczył wewnątrz zwłoki Abu Kira, którego morze przyniosło do Aleksandrii. I wyciągnął go, i pochował w pobliżu Aleksandrii, wybudował mu grobowiec i ustanowił przy nim dobroczynny zapis. Nad wejściem zaś do grobowca kazał umieścić taki
oto napis:

Człowieka winno się poznawać po czynach jego w dniach żywota;
Czyny szlachetne są, gdy z człeka owego dobra jest istota.
Strzeż się potwarzą walczyć z wrogiem, czasem się zdarzyć może bowiem,
Że gdy obelgę rzucisz, wróg twój równą obelgą ci odpowie.
Nikczemnych słów nie wypowiadaj, strzeż się ich w każdej życia chwili,
Czy miałbyś wyrzec je z powagą, czy rzuciłbyś dla krotochwili.
Pies dobrze czyni, jeśli jeno o powinnościach swych pamięta,
Lew zasię przez swój nierozsądek w podstępne się dostaje pęta.
W odmętach morza martwe ciała na wierzch wynoszą się jedynie.
Lecz rozsypane perły morze na piasku kryje w swej głębinie.
Nigdy nie zwykły wszak nastawać mizerne wróble na sokoła,
Jeno głupota je do tego i nierozwaga skłonić zdoła.
Śród kart powietrznych przeznaczenia słowa spisano te na niebie,
Że ten, kto dobro ludziom świadczy, dobro w nagrodę ma dla siebie.
Nie bierzcie cukru z kolokwinty, gdyż samą gorycz z niej zbierzecie,
Smak bowiem każdej w świecie rzeczy z niej samej się wywodzi przecie.

Później żył jeszcze Abu Sir długi czas, a gdy Allach powołał go do siebie, ludzie pogrzebali go w pobliżu grobu Abu Kira, który był niegdyś jego towarzyszem. Ku pamięci ich obu miejsce to nazwano „Abu Kir i Abu Sir”, dziś jednak znane ono już tylko pod nazwą „Abu Kir”. Oto co doszło do nas o przypadkach tych dwóch ludzi. Sławiony niech będzie Ten, który żyje wiecznie i swą wolą to sprawia, że po nocy niezmiennie następuje dzień! A pośród tego, co opowiadają, jest jeszcze: Opowieść o szewcu Maarufie cdn...

Zapraszamy na sufickie warsztaty, śpiewy, tańce i modlitwy


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com


1 komentarz: