czwartek, 1 stycznia 2015

Baśń o królu Szachrijarze i jego bracie Szachzamanie

Księga Tysiąca i Jednej Nocy


W Imię Boga Miłosiernego i Łaskawego; (**)
Chwała Bogu, Panu Światów, (*)
Miłosiernemu i Łaskawemu, (*)
Królowi Dnia Sądu. (**)
Ciebie jedynie czcimy i Ciebie jedynie prosimy o pomoc. (**)
Prowadź nas drogą prostą, (*)
Drogą tych których obdarzyłeś Miłością -
Nie tych na których jesteś zagniewany i nie tych którzy błądzą.
Amin! (**)







Opowieść o królu Szachrijarze i jego bracie królu Szachzamanie

Mówią – lecz tylko Allach jest wszechwiedzący i najmędrszy, wszechpotężny i pełen świetności – że był niegdyś, w dawnych czasach, minionych wiekach i stuleciach, na wyspach Indii i Chin król pewien z Sasanidów znakomitych, pan rycerstwa i świty, niewolników i sług. Król ten miał dwóch synów, z których jeden był starszy, drugi zaś młodszy. Obaj byli dzielnymi rycerzami, lecz starszy dzielnością swoją przewyższał jeszcze młodszego brata. Panował on w kraju i rządził poddanymi sprawiedliwie, toteż kochał go lud w całym jego kraju i królestwie. Nazywano go królem Szachrijarem. Młodszy brat nosił imię Szachzaman i był królem perskiej Samarkandy. Bracia pomyślnie sprawowali rządy w swych krajach przez lat dwadzieścia, każdy z nich był dla poddanych władcą sprawiedliwym, a powodzenie i szczęście nie opuszczały ich. 

I żyli tak, aż starszy brat zatęsknił za młodszym i rozkazał wezyrowi, aby wyprawił się do tamtego i wrócił z nim razem. Szachzaman powiedział: „Słyszę i jestem posłuszny”, po czym przygotował się do drogi i wyprowadziwszy z miasta wielbłądy, namioty, muły, służbę i świtę, rządy w kraju powierzył swemu wezyrowi i wyruszył zmierzając ku ziemiom brata. Lecz o północy spostrzegł, że zapomniał czegoś w swym pałacu. Zawrócił więc, a wszedłszy do zamku, zobaczył swą żonę śpiącą na posłaniu w ramionach czarnego niewolnika. Kiedy to ujrzał, pociemniało mu w oczach i rzekł do siebie: „Jeżeli takie rzeczy dzieją się, gdy ja jeszcze na dobre nie opuściłem miasta, do czego dojdzie ta rozpusta, gdy będę bawił dłużej u brata?” Obnażył miecz i uderzył nim, zadając obojgu śmierć na posłaniu. Po czym natychmiast zawrócił, dał rozkaz do wymarszu i jechał, aż dotarł do miasta swego brata. 

Szachrijar uradował się wieścią o przybyciu Szachzamana i zaraz wyszedł mu na spotkanie, pozdrowił go i ciesząc się niezmiernie, kazał przystroić gród na jego cześć. I usiadł przy nim uradowany, i rozmawiali, lecz wtem przypomniał sobie kroi Szachzaman, co było z jego żoną. Przejął go wielki smutek, pobladł, a ciało ogarnęła słabość. Gdy brat ujrzał go w takim stanie, pomyślał w duszy, że przyczyną tej słabości jest troska o kraj opuszczony, jak i zaniedbanie jego spraw. Nie zapytał więc o nic. Pewnego dnia jednak rzekł: „Bracie mój, widzę, że twarz ci pobladła, a ciało osłabło.” – „Bracie mój – odrzekł Szachzaman – jestem zraniony do głębi serca.” Lecz nie opowiedział o tym, jak zobaczył swoją żonę. Wtedy rzekł Szachrijar: „Chciałbym, żebyś pojechał ze mną na łowy i polowanie. Może rozweseli się tym twoje serce.” Szachzaman wymówił się jednak od tego i starszy brat sam wybrał się na łowy.

Okna w pałacu króla Szachzamana wychodziły na ogród. Król wyglądał przez okno i nagle ujrzał, że brama pałacu otwarła się i wyszło z niej dwadzieścia niewolnic i dwudziestu niewolników, a między nimi szła też żona jego brata – a była ona niezwykłej piękności i urody. Zbliżyli się wszyscy do basenu z fontanną, zdjęli szaty i usiedli razem, a żona króla Szachrijara zawołała: „Masud!” I podszedł do niej czarny niewolnik, objął ją i ona go objęła. I czarny ów niewolnik posiadł żonę króla. Tak samo czynili pozostali niewolnicy z dziewczętami i nie zaprzestawali pocałunków, uścisków i wszelkiej rozwiązłości, póki dzień nie zaczął się zmierzchać. Brat króla Szachrijara ujrzawszy to rzekł sobie w duchu: „Na Allacha! Moje nieszczęście mniejsze jest od tego.” Po czym ustąpiły dręczące go zmartwienia i troska i rzekł: „Zaiste, to było gorsze od tego, co mnie się zdarzyło.” Nabrał też ochoty do jedzenia i picia. Gdy drugi król wrócił z wyprawy, bracia pozdrowili się wzajemnie, a Szachrijar spojrzawszy na Szachzamana zauważył, że odzyskał on swój zdrowy wygląd, że zarumieniły mu się policzki i ze smakiem jadł to wszystko, czego przedtem ledwie tknął.

Zdziwiło to króla i rzekł: „Widziałem, mój bracie, że twoje oblicze było blade, a teraz oto wróciły ci rumieńce. Opowiedz mi więc, co się stało.” Odrzekł: „Opowiem ci, co było przyczyną mej bladości, lecz uwolnij mnie od opowiadania, dlaczego wróciły mi rumieńce.” Rzekł Szachrijar: „Niech więc najpierw usłyszę, czemu osłabłeś i zmieniłeś się na twarzy.” I mówił Szachzaman: „Wiedz, mój bracie, że kiedy przysłałeś swego wezyra wzywając mnie przed twe oblicze, zaraz się przygotowałem i wyruszyłem z miasta. Przypomniałem sobie jednak, że w zamku została ta perła, którą ci ofiarowałem. Wróciłem więc i wtedy ujrzałem moją żonę z czarnym niewolnikiem, śpiących na moim posłaniu. Zabiłem oboje i przybyłem do ciebie, lecz ciągle rozmyślałem o tej sprawie. I to było przyczyną mej słabości i tego, że znikły mi rumieńce. Co zaś do zmiany tego stanu, nie żądaj ode mnie wyjaśnień.” Gdy Szachrijar usłyszał słowa brata, zawołał: „Zaklinam cię na Allacha, powiedz mi, jaka była tego przyczyna!” Szachzaman powtórzył więc wszystko, co widział, a wówczas rzekł Szachrijar: „Chciałbym zobaczyć to na własne oczy.” Odrzekł mu brat: „Zrób tak, jakbyś miał wyjechać na polowanie i łowy, a tymczasem ukryj się u mnie. Wtedy sam będziesz tego świadkiem i przekonasz się naocznie.” 

Król Szachrijar niezwłocznie ogłosił wyprawę. Wyszło wojsko z namiotami poza miasto i wyruszył z nimi król, a gdy już spoczął w namiocie, rzekł do swych paziów: „Niech nikt do mnie nie wchodzi!” Potem przebrał się i niepoznany wrócił do zamku, gdzie czekał jego brat. Zasiadłszy przy oknie wychodzącym na ogród, Szachrijar wyglądał chwilę, gdy wtem wyszły niewolnice ze swą panią i z niewolnikami, i czynili tak, jak opowiadał Szachzaman. A trwało to aż do późnego popołudnia. Gdy król Szachrijar zobaczył to wszystko, uleciał mu z głowy rozsądek i rzekł do swego brata Szachzamana: „Wstań, pojedziemy w świat, nie dla nas bowiem jest godność królewska. Będziemy wędrowali, póki nie zobaczymy, że kogoś innego spotkało to samo co nas. Jeśli tego nie osiągniemy – śmierć lepsza będzie dla nas od życia.” 

Szachzaman przystał na to i bracia wyszli z zamku tajemnymi drzwiami, i wędrowali bez ustanku dniami i nocami, aż przybyli nad brzeg słonego morza. Rosło tam drzewo pośrodku łąki, a obok biło źródło. Napili się z tego źródła i usiedli, by odpocząć. Minęła tak godzina, gdy nagle morze się wzburzyło i wynurzył się z niego jakiś czarny słup sięgający nieba, i zaczął zbliżać się ku łące. Ujrzawszy to bracia, przerażeni, wdrapali się na wierzchołek wysokiego drzewa i patrzyli, co będzie dalej. Niebawem ujrzeli dżinna ogromnej postaci, o czole szerokim i piersi olbrzymiej, niosącego na głowie skrzynię. Dżinn wyszedł na ląd i zbliżywszy się do drzewa, na którym ukryli się królowie, usiadł pod nim. Otworzył teraz skrzynię, wyjął z niej szkatułkę, a gdy i tę otworzył, wyszła ze szkatułki dziewczyna zdumiewającej piękności, podobna promiennemu słońcu, jak ta, o której mówił poeta:

Gdy przyszła, dzień wśród nas zagościł,
Zorze przydały jej jasności.
Słońca jaśnieją jak jej lice,
Zazdrosne kryją się księżyce.

Kiedy rozchyla swe zasłony,
Korzy się przed nią świat zdumiony,
A gdy w namiotach znika swoich,
Ziemia się łzami rosy poi.

Spojrzawszy na nią dżinn rzekł: „O pani szlachetnie urodzonych, którą porwałem w noc zaślubin, chciałbym się trochę przespać.” Po czym ułożył głowę na jej kolanach i zasnął. Wtedy dziewczyna podniosła oczy ku wierzchołkowi drzewa i ujrzała obu królów, którzy właśnie tam się skryli. I zdjęła głowę dżinna ze swych kolan, ułożyła ją na ziemi, a stanąwszy pod drzewem, zaczęła dawać im znaki: „Zejdźcie, nie bójcie się tego ifrita!” Odpowiedzieli: „Na Allacha, zaklinamy cię, nie wymagaj tego od nas.” Ona zaś rzekła: „Zaklinam was na Allacha, zejdźcie, bo inaczej obudzę ifrita, a on zada wam najokrutniejszą śmierć.” Bracia przerazili się i zeszli, a wówczas dziewczyna stanęła przed nimi i rzekła: „Wbijajcie mocno, niczym dziryty, bo inaczej obudzę ifrita.” Król Szachrijar rzekł w strachu do swego brata Szachzamana: „Wypełnij, bracie, jej żądanie.” – „Nie wypełnię – odrzekł młodszy król – póki ty nie uczynisz tego przede mną.” I zaczęli dawać sobie znaki, który pierwszy ma ją zaspokoić. Widząc to, dziewczyna rzekła: „Dajecie sobie tylko znaki, a żaden nie zaczyna. Róbcie, co kazałam, bo inaczej obudzę ifrita!” I tak, ze strachu przed dżinnem, uczynili, czego od nich żądała. Gdy już obaj skończyli, rzekła: „Wstawajcie!” I wydobyła z kieszeni sakiewkę, a z niej naszyjnik, na którym było pięćset siedemdziesiąt pierścieni. „Czy wiecie, co to jest?”, zapytała. Odrzekli: „Nie wiemy.” Powiedziała: „Właściciele wszystkich tych pierścieni przyprawiali ze mną rogi temu ifritowi. Więc i wy, bracia, dajcie mi swoje pierścienie.” Dali dziewczynie zdjęte z palców pierścienie, a wówczas ona powiedziała: „Ten ifrit porwał mnie w noc mych zaślubin. Potem wsadził mnie do szkatułki, szkatułkę umieścił w skrzyni, a na skrzynię nałożył siedem zamków. I trzyma mnie na dnie burzliwego morza, o falach uderzających jedna o drugą, nie wiedząc, że jeśli któraś z nas, kobiet, czegoś pożąda, nic jej nie zdoła powstrzymać, jak o tym już ktoś powiedział:

Przyrodzeniem się rządzą w uciechach i gniewie,
W miłości wiarołomność okazują swoją,
W zdradliwości są hojne, o wierność nie stoją.
Niech opowieść Jusufa będzie ci przestrogą
Nie zaufaj kobietom, ich wierności nie wierz,
Przed zdradą, którą one ugodzić cię mogą.
Czyliż nie wiesz ty o tym, że z niewieściej winy
Adam musiał opuścić swe rajskie dziedziny?

A ktoś inny tak rzekł:

Porzuć niechęci, minie trochę czasu
I miłość żądzę rozpali w dwójnasób.
Wszakże nic zgoła nie stało się więcej
Nad to, co z dawna znają oblubieńce.
Ten człowiek jeno dziwić się jest w stanie,
Co nie wie, czym jest niewieście knowanie.”

Gdy bracia wysłuchali słów dziewczyny, dziwili się niezmiernie i rzekł jeden do drugiego: „To jest ifrit, a zdarzyło mu się coś gorszego niż nam. Niechże więc to nas pocieszy.” I natychmiast odeszli, i powrócili do miasta króla Szachrijara. Weszli do pałacu, a tam król kazał ściąć głowę żonie, a także niewolnicom i niewolnikom. I odtąd stało się zwyczajem króla Szachrijara, że każdej nocy brał sobie dziewczynę nie tkniętą jeszcze, a pozbawiwszy dziewictwa, polecał ją zabić z upływem nocy. Trwało to trzy lata. Ludzie podnieśli lament i uchodzili z córkami, aż nie została w mieście ani jedna dziewczyna zdolna do małżeństwa. A kiedy król według swego zwyczaju rozkazał wezyrowi, aby przyprowadził mu nową dziewczynę, wezyr wyszedł i szukał, lecz nie znalazł żadnej. Udał się wtedy do swoich komnat zgnębiony i smutny, bojąc się gniewu króla. A wezyr ów miał dwie córki, młode dziewczyny o kształtach młodych, pełne piękności, wdzięku i urody. Starsza miała na imię Szeherezada, młodszą zaś zwano Dunjazada. Szeherezada przeczytała liczne księgi i kroniki, podania o życiu starożytnych królów i opowieści o żyjących niegdyś ludach. Mówiono, że zgromadziła ona tysiąc ksiąg związanych z dziejami wcześniejszych pokoleń i królów minionych czasów, a także o poetach. Szeherezada spytała ojca: „Cóż widzę? Jesteś jakiś zmieniony i troska cię gnębi, i smutek. Przecież powiedział był ktoś:

Rzeknij temu, kogo smutków dręczy wiele,
Że niedługo żyją smutki.
Jako radość rychło mija i wesele,
Tak i troski czas jest krótki.”

Gdy wezyr usłyszał słowa córki, opowiedział jej od początku do końca, co mu się zdarzyło z królem. Odrzekła: „Na Allacha, mój ojcze, wydaj mnie za króla. Albo zachowam życie, albo stanę się wybawieniem dla dziewic muzułmańskich i ocalę je przed królem.” Rzekł: „Na Allacha, zaklinam cię, nie narażaj swego życia!” Rzekła: „Tak musi być!” – „Boję się –powiedział wezyr – żeby nie spotkało cię to, co zdarzyło się w opowieści o wole, ośle i gospodarzu.” Zapytała Szeherezada: „Cóż im się przytrafiło, ojcze?” Wezyr opowiedział: Opowieść o ośle, wole i gospodarzu Wiedz, moja córko, że był pewien kupiec, który posiadał majątek i bydło. A miał on żonę i dzieci. Allach Najwyższy obdarzył go też znajomością mowy zwierząt i ptaków. Mieszkał ów kupiec na wsi l trzymał w domu osła i wołu. A pewnego dnia wół wszedł do zagrody osła i ujrzał, że jest ona wymieciona i zroszona wodą, a w żłobie znalazł jęczmień przesiany i przebraną sieczkę, osioł zaś leżał wypoczywając. Rzadko tylko, w razie potrzeby, dosiadał go pan, ale osioł wnet wracał do swoich wygód. I usłyszał kupiec któregoś dnia jak wół mówił do osła: „Niech ci idzie na zdrowie! Ja jestem strudzony, ty – wypoczęty. Ty jadasz przesiany jęczmień, ciebie obsługują, a pan dosiada cię tylko czasem i zaraz wraca. A ja wiecznie jestem przy orce i mieleniu.” Rzekł na to osioł: „Gdy wyprowadzą cię w pole i założą ci na kark jarzmo, połóż się i nie wstawaj, choćby cię nawet bili. A gdybyś wstał, połóż się znowu. Gdy zaś odprowadzą cię do obory i nałożą ci bobu, nie jedz go, tak jakbyś był chory. Powstrzymaj się od jedzenia i picia dzień albo dwa dni, albo i trzy. W ten sposób wypoczniesz po trudzie i wysiłku.” Ich słowa słyszał kupiec.

Kiedy poganiacz przyszedł do wołu, aby go nakarmić, ten zjadł tylko trochę. Rano zaś, gdy poganiacz zabrał wołu do orki, zauważył, że jest słaby. Rzekł mu wtedy kupiec: „Weź osła zamiast wołu i oraj nim cały dzień.” Wrócił więc ów człowiek, a zabrawszy osła zamiast wołu, orał nim dzień cały. A gdy pod koniec dnia osioł powrócił do zagrody, wół dziękował mu za jego dobroć, za jej sprawą bowiem tego dnia wypoczął po trudach. Lecz osioł nie odpowiedział mu, bo ogromnie żałował swych rad. Nazajutrz przyszedł siewca i wziąwszy osła, orał nim aż do schyłku dnia. Osioł powrócił do zagrody wyczerpany, z grzbietem obdartym ze skóry. Gdy go wół zobaczył, dziękował mu i sławił go, osioł zaś odpowiedział: „Wypoczywałem sobie i nie zaszkodziło mi nic innego, tylko moja szlachetność.” A potem dodał: „Wiedz, że jestem dobrym doradcą. Słyszałem, jak pan nasz mówił poganiaczowi: «Jeżeli wół nie podniesie się z legowiska, oddaj go rzeźnikowi na zarżnięcie. Skórę niech potnie na sztuki.» Boję się o ciebie i przestrzegam cię. Na tym koniec!” Gdy wół usłyszał słowa osła, podziękował mu i rzekł: „Jutro pójdę z nimi do pracy.” Potem wół zjadł całą swą paszę i nawet żłób ozorem wylizał. A właściciel słyszał, co mówiły zwierzęta. Nazajutrz kupiec wszedł ze swą żoną do zagrody dla bydła i usiedli tam. Przyszedł też poganiacz i chwyciwszy wołu wyprowadził go. A gdy wół ujrzał swego pana, podniósł ogon, wypuścił wiatry i brykał, a kupiec śmiał się z tego do rozpuku. I zagadnęła go żona: „Z czego się tak śmiejesz?” Odrzekł: „Z czegoś, co widziałem i słyszałem, lecz czego nie mogę wyjawić, bo bym umarł.” Rzekła: „Musisz mi powiedzieć, jaki był powód tego śmiechu, choćbyś nawet miał umrzeć.” Odrzekł: „Nie mogę tego wyjawić ze strachu przed śmiercią.” Rzekła: „Bo ty z niczego innego się nie śmiałeś, tylko ze mnie.” I nie przestawała męczyć i gnębić męża gadaniem, aż całkiem go pokonała. Nie widząc innej rady, kupiec zgromadził swe dzieci, posłał po sędziego i świadków chcąc sporządzić testament i wyjawiwszy tajemnicę, umrzeć.

Kochał bowiem swą żonę bardzo, jako że była córką stryja i matką jego dzieci. A kupiec ów żył już sto dwadzieścia lat. Sprowadził też całą rodzinę żony i mieszkańców swej dzielnicy i opowiedział im całą przygodę i to, że umrze, gdyby komukolwiek zdradził swą tajemnicę. I wszyscy ludzie, którzy byli przy tym obecni, mówili do żony kupca: „Zaklinamy cię na Allacha, porzuć te żądania, by nie umierał twój mąż, ojciec twoich dzieci!” Lecz kobieta odrzekła: „Nie odstąpię od tego, póki mi nie powie. Choćby miał potem umrzeć.” Zamilkli więc, a kupiec wyszedł i udał się do zagrody dla bydła, by tam dokonać ablucji. Potem miał wrócić, wyjawić tajemnicę i umrzeć. Kupiec ów miał koguta i pięćdziesiąt kur i miał także psa. I usłyszał, jak pies zawołał koguta i zwracając się do niego mówił: „Ty się weselisz, a pan nasz zamyśla umrzeć.” I zapytał kogut: „Cóż to za nowina?” Powtórzył mu pies całą opowieść, na co kogut powiedział: „Na Allacha, doprawdy, panu naszemu brak rozumu! Ja mam pięćdziesiąt żon i gdy zadowolę tę, to tamtą rozgniewam, a pan nasz ma tylko jedną żonę i nie wie, jak ułożyć z nią swoje sprawy. Czemu nie weźmie na nią rózgi z morwowego drzewa, a wszedłszy do jej izby, nie bije jej tak długo, aż wyzionie ducha albo poczuje skruchę i przestanie go nagabywać?” Gdy kupiec usłyszał, co powiedział kogut do psa, odzyskał rozum i postanowił żonę obić.

I rzekł wezyr do swej córki Szeherezady: „Kto wie, czy nie postąpię z tobą tak, jak kupiec ze swą żoną.” Zapytała: „A co on uczynił?” Rzekł: „Wszedł do jej izby, przedtem uciąwszy rózgę z morwy i schowawszy ją w pokoju, i rzekł: «Wejdź do izby, opowiem ci, gdy nikt nie będzie widział, a potem umrę.» I weszła, a wtedy kupiec zamknął drzwi i rzucił się na żonę z rózgą. Bił ją aż do utraty przytomności. A ona zaczęła wołać: «Żałuję!», a potem ucałowała mu ręce i nogi okazując skruchę. Później oboje wyszli, a zgromadzeni i jej rodzina radowali się. Odtąd żyli najszczęśliwiej aż do śmierci.”

Gdy córka wezyra wysłuchała opowiadania swego ojca, rzekła: „A jednak musi tak być!” Wtedy wezyr przygotował Szeherezadę i poszedł do króla. A Szeherezada wydała polecenie swej młodszej siostrze mówiąc: „Gdy tylko przybędę do króla, zaraz po ciebie poślę. Kiedy przyjdziesz do mnie i zobaczysz, że król zaspokoił już ze mną swe żądze, mów tak: «Opowiedz nam, siostro, jakąś ciekawą opowieść, abyśmy skrócili sobie godziny czuwania.» Wtedy ja opowiem jakąś opowieść i jeśli Allach pozwoli, będzie to dla nas ocaleniem.” Potem wezyr, ojciec dziewcząt, wprowadził Szeherezadę do króla. Kiedy go król ujrzał, ucieszył się i spytał: „Czy masz dla mnie to, czego mi trzeba?” Odrzekł: „Tak.” Gdy król chciał posiąść Szeherezadę, ona zaczęła płakać. „Co ci to?” – zapytał wówczas. „O królu – odrzekła – mam młodszą siostrę i chciałabym ją pożegnać.” Posłał więc król po Dunjazadę, a ona niebawem przyszła do siostry, uścisnęła ją, po czym siadła przy łożu. A wtedy król podniósł się i zabrał dziewictwo Szeherezadzie.

Potem siedzieli rozmawiając, a Dunjazada rzekła: „Na Allacha, siostro, opowiedz nam cokolwiek, by skrócić bezsenne nocne godziny.” Szeherezada odrzekła: „Bardzo chętnie, jeżeli tylko zezwoli mi nasz światły król.” A do króla sen jakoś nie przychodził, gdy więc usłyszał te słowa, uradował się, że posłucha opowieści. cdn. 

Zapraszamy na sufickie warsztaty, śpiewy, tańce i modlitwy

© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz