środa, 16 grudnia 2015

Opowieść o Alim Szar i niewolnicy Zumurrud

Księga 1001 Nocy


Opowieść o Alim Szar i niewolnicy Zumurrud


W dawnych czasach i minionych wiekach żył w kraju Chorasanu kupiec imieniem Madżad ad-Din. Posiadał wiele bogactw, czarnych niewolników, mameluków i służących, lecz mimo że dobiegał już sześćdziesiątego roku życia, nie miał potomstwa. Dopiero później obdarzył go Allach Najwyższy synem, któremu kupiec dał imię Ali. Gdy chłopiec podrósł, stał się jak księżyc w noc pełni, a osiągnąwszy wiek męski, posiadał już wszelkie zalety. Wówczas ojciec jego zasłabł śmiertelnie, wezwał do siebie syna i rzekł: „O mój synu, nadszedł czas mej śmierci, chcę ci więc zostawić dobre rady.” Ali zapytał: „Jakie to rady, mój ojcze?” Ojciec odparł: „Przestrzegam cię, abyś nie przestawał zbyt blisko z nikim i trzymał się z dala od tego, co przynosi zło i nieszczęście. Strzeż się złego przyjaciela, gdyż jest on jak kowal – jeśli nie spali cię jego ogień, zadusi cię jego dym. A jakże trafne są słowa poety:

Nie ma takich ludzi, co by szli stałości drogą.
Nie ma przyjaciela, jeśli zawiodą cię losy.
Żyj samotnie i pamiętaj – nie licz na nikogo.
Taką radę z doświadczenia daję tobie. Dosyć.

Lub słowa innego poety:

Ludzie to choroba skryta, Nie polegaj na nich. Bowiem zdradą i chytrością Wszyscy są skalani.

Mówi też o tym inny poeta:

Wiedz, ze wszelkich spotkań z ludźmi pożytek jest mały,
Bowiem w plotkach się nurzają i czczej gadaninie.
Przeto rzuć to, a do spotkań takich dąż jedynie,
Które by ci żyć pomogły, wiedzę pomnażały.

Słusznie bowiem mówi poeta:

Gdy się komuś rozumnemu ludzi poznać uda,
Tak jak ja ich obnażyłem i rozgryzłem do cna,
Ujrzy, że ich miłość jeno w szalbierstwach jest mocna.
I spostrzeże, że ich wiara – to tylko obłuda.”

Ali odpowiedział: „O mój ojcze, słyszę i jestem posłuszny. A co jeszcze mam czynić?” Ojciec mówił: „Czyń dobro w miarę swych możliwości i nigdy nie zapomnij postępować z ludźmi szlachetnie. Korzystaj z każdej sposobności i nie szczędź dobrych czynów, gdyż prośby nie zawsze są spełniane. A jakże piękne są słowa poety:

Nie w każdej chwili, nie w każdym czasie
Dobre uczynki wypełniać da się.
Więc jeśli możesz, śpiesz do nich śmiało.
Strzegąc się przeszkód, których niemało.”

Ali rzekł na to: „Słyszę i jestem posłuszny, a co mi jeszcze radzisz?” Starzec mówił: „Mój synu, zachowuj wiarę Allacha, a i on ciebie zachowa, oraz chroń twój majątek. Nie trwoń go, bo jeśli go utracisz, będziesz zależny od najpodlejszych ludzi. Wiedz, że wartość męża polega na tym, czym włada jego prawica. Cóż może być bardziej trafnego nad słowa poety:

Kiedy zmalał mój majątek, znikli moi przyjaciele,
Gdy majątek się pomnożył, mam przyjaźni zewsząd wiele!
Dzięki mym pieniądzom przyjaźń wróg okazał mi niejeden.
Zaś przyjaciel wrogość żywi do mnie, kiedy wpadłem w biedę!”

Ali zapytał: „I co jeszcze, ojcze?”, a ów rzekł: „Szukaj rady, mój synu, u starszego od siebie i nie spiesz się zbytnio do tego, czego pragniesz. Bądź litościwy dla niższego od siebie, a wówczas ten, kto jest wyżej od ciebie, okaże tobie łaskawość. Pamiętaj, żebyś nikogo nie ciemiężył, bo Allach ześle ci kogoś, kto pognębi ciebie. Pięknie zaś mówi o tym poeta:

Osąd swój porównaj z cudzym, dwom zaufaj zdaniom.
Słuszność się nie skryje, jeśli aż dwóch baczy na nią.
Człowiek to zwierciadło, w którym lico się odbije,
Ale gdy dwa lustra stawisz – widać kark i szyję.

A inny poeta powiada:

Stój i nie ponaglaj sprawy, która jest twym celem.
Bądź przyjazny, a i ty się spotkasz z przyjacielem.
Nie ma ręki, ponad którą Allach nie wzniósł dłoni,
Ni tyrana, który by się przed tyranem schronił.

Inny poeta natomiast powiada:

Nie gnęb ludzi, bo ciemięstwo władztwem jest zwodniczym.
A wiedz o tym, że tyrania z mściwością graniczy.
Gdy twe oczy śpią, przekleństwem razi ciebie właśnie Ciemiężony.
Zasię oko Allacha nie zaśnie.”

I mówił ojciec dalej: „Strzeż się, synu, picia wina, gdyż jest ono początkiem wszelkiego zła. Wino zaćmiewa rozum i poniża pijącego. Jakże słusznie mówi o tym poeta:

Na Allacha! Pijąc wino, upojenia nie doznałem,
Bowiem słowo me związane z sensem, zasię dusza – z ciałem.
Nigdy mnie nie skusi wino i przenigdy nie upoi,
I jedynie spośród trzeźwych pragnę mieć kompanów moich.

Takie są moje rady dla ciebie, mój synu. Miej je zawsze przed oczyma, a Allach niech cię otoczy swoją opieką.” Stary kupiec stracił przytomność i umilkł, a gdy się ocknął, prosił Allacha o zmiłowanie, wyrzekł słowa wyznania wiary i odszedł do Miłosierdzia Allacha Najwyższego. Syn opłakiwał go i szlochał nad nim, a potem przygotował wszystko, jak należało. W orszaku pogrzebowym szli wielcy i mali, a recytatorzy wygłaszali nad trumną urywki z Koranu. Ali nie zaniedbał niczego, co należało uczynić. Zmówili nad ojcem 
modlitwy i oddali go ziemi, a na grobie wypisali takie wiersze:

Z prochuś powstał, byś mógł się nacieszyć żywotem,
I dar pięknej wymowy posiadłeś po trochu.
Lecz w proch się obróciłeś, skoroś umarł potem.
I jesteś, jakbyś nigdy nie wychynął z prochu.

Ali Szar bolał bardzo z powodu śmierci ojca, odprawił żałobne obchody, jak przystało ludziom szanownym, i trwał w żalu i smutku po stracie ojca, aż w niedługim czasie umarła i jego matka. Wówczas urządził wszystko tak, jak po śmierci ojca, a potem zasiadł w sklepie, zajmując się handlem. Nie zaprzyjaźnił się z nikim ze stworzeń Allacha, postępując, jak mu ojciec przykazał. W tym stanie trwał przez cały rok. Później znaleźli do niego dostęp synowie ladacznic, zaprzyjaźnili się z nim i Ali zszedł na złe drogi. Porzucił uczciwe życie, kubkami pił wino i chodził do piękności rano i wieczór, mówiąc sobie w duchu: „Mój ojciec dla mnie zgromadził to bogactwo, jeśli więc ja go nie wydam, to komu je pozostawię?... Na Allacha, będę postępował według słów poety:

Jeśli życie obrócisz na bogactw ciułanie,
Aby wszystko zagarnąć, co jest dookoła,
Czyliż przyjdzie czas taki, kiedy będziesz w stanie
Rozkoszować się wreszcie tym, coś zebrać zdołał?”

I trwonił Ali Szar swój majątek w nocy i we dnie, póki nie wyczerpał całego. Zubożał i znalazł się w strasznym położeniu. Stracił całkiem rozum, sprzedał sklep, dom i wszystko inne, sprzedał nawet swoje szaty, pozostając tylko w jednej. Gdy zaś minęło oszołomienie i wrócił mu rozsądek, wpadł w rozpacz i siedział cały dzień, od rana do wieczora, bez jedzenia. Wreszcie pomyślał: „Obejdę tych wszystkich, na których niegdyś wydawałem mój majątek, może ktoś z nich nakarmi mnie dzisiaj.” Obszedł więc wszystkich po kolei, a ilekroć zastukał do drzwi jednego z dawnych przyjaciół, ów udawał, że go nie zna, i odchodził od drzwi. Wreszcie, dręczony głodem, Ali poszedł na bazar. Zobaczył tam gromadę tłoczących się ludzi i rzekł sobie w duchu: „Jaki może być powód takiego zbiegowiska? Na Allacha, nie odejdę stąd, zanim nie zobaczę, co w tym kręgu jest.” Zbliżył się do kręgu ludzi i ujrzał wysoką niewolnicę, o smukłej kibici, różanych policzkach i wyniosłej piersi, która przewyższała ludzi swoich czasów pięknem, urodą i okazałym wyglądem, jak powiedział jeden z tych, którzy opisywali podobną do niej:

Jej kształt został tak odlany, jako sama chciała,
W formie piękna. Niezbyt duża jest i nie za mała.
Aż się piękno zakochało w jej cudownych licach,
W których duma, jak i skromność jednako zachwyca,
Jej oblicze jest księżycem, gałązką – jej postać,
Oddech – piżmem. Nikt nie zdoła jej w urodzie sprostać.
Jak z perłowej jest macicy utworzona cała,
Księżyc piękna mieści się jej w każdej cząstce ciała.

Niewolnica ta zwała się Zumurrud. Ali Szar spojrzał na nią i zdumiały go jej piękność i wdzięk. Pomyślał: „Na Allacha, nie odejdę, zanim nie zobaczę „jaką wysokość osiągnie jej cena, i dopóki nie dowiem się, kto ją kupi.” Stanął więc w grupie kupców, a oni sądzili, że będzie chciał ją kupić, gdyż wiedzieli o jego majątku, który. odziedziczył po rodzicach. Po chwili wystąpił pośrednik, stanął przed niewolnicą i zawołał: „O kupujący, którzy macie pieniądze, kto ustali wywoławczą cenę tej niewolnicy, pani obu księżyców, perły pełnej blasku? Umie ona wyrabiać przepiękne zasłony, jest marzeniem dla szukającego, rozkoszą dla pragnącego! Zaczynajcie! Wolny będzie od zarzutu i przygany ten, kto wywoła cenę.” Rzekł jeden z kupców: „Pięćset denarów.” A inny dodał: „I dziesięć.” Wtedy jakiś starzec zwany Raszid ad-Din, o niebieskich oczach i odrażającym wyglądzie, zawołał: „I jeszcze sto”, a ktoś inny rzekł: „I dziesięć.” Powiedział staruch: „Tysiąc denarów”, a wtedy kupujący powstrzymali swe języki i zamilkli, pośrednik zaś począł naradzać się z właścicielem niewolnicy, który powiedział: „Przysiągłem, że sprzedam ją tylko temu, którego sama wybierze, przeto ją pytaj!” Podszedł więc pośrednik do Zumurrud i rzekł: „O pani księżyców, ten oto starzec chce cię kupić”, a niewolnica spojrzała na niego, a gdy zobaczyła, że jest taki, jak wspomnieliśmy, rzekła do pośrednika: „Nie pozwolę się sprzedać starcowi zgrzybiałemu i obrzydliwemu. Na Allacha, jak słuszne są te słowa:

O całusa ją prosiłem, gdym jej miłość wyznał,
Lecz ją widać odstręczała ode mnie siwizna,
Bo choć żyłem w dobrobycie, takie rzekła słowa:
«Nie! Na tego, co ród ludzki bytem obdarował!
Bieli włosów posiwiałych nie pragnę zupełnie!
Czyliż całe życie usta nurzać mam w bawełnie?»”

Usłyszawszy te słowa, pośrednik rzekł: „Na Allacha, jesteś wytłumaczona, a cena twoja powinna wynosić dziesięć tysięcy denarów.” Potem oznajmił jej panu, że nie zgodziła się na tego starca, a właściciel niewolnicy powiedział: „Wybierz jej więc kogoś innego.” Wtedy podszedł inny człowiek mówiąc: „Daję tyle samo, co ów starzec, którego nie chciała.” Niewolnica spojrzała na niego i zauważyła, że ma farbowaną brodę, rzekła więc: „Ach, jakiż to wstyd i hańba, czernić swą siwiznę”, i grymasiła, po czym wypowiedziała takie wiersze:

Pewien człowiek mi ukazał obraz swój ponury:
Na Allacha! Kark szkaradny, sandałami bity,
I podbródek, gdzie najchętniej siadają moskity,
Róg zagięty, do którego można wiązać sznury.
Moja kibić cię olśniła oraz moje lico;
Chciałbyś przeto skryć przede mną wady swe najbrzydsze,
Występkami biel siwizny swej farbując chytrze,
A co jawne, chciałbyś w strachu okryć tajemnicą.
Gdy twa broda znika, druga wygląd wnet odmieni,
Jakbyś był postacią znaną z widowiska cieni.

Następnie wypowiedziała piękne słowa poety:

Rzekła: „Widzę, że farbujesz swoje włosy siwe.”
Rzekłem: „Słuchu mój i wzroku, siwizny się boję!”
Roześmiała się i mówi: „Dziwy to prawdziwe,
Że aż ci do włosów doszło oszukaństwo twoje!”

Skoro pośrednik usłyszał te wiersze, powiedział do niej: „Masz słuszność, na Allacha!” Kupiec zaś spytał: „Co powiedziała?” Gdy pośrednik powtórzył mu wiersze, przyznał, że słuszność jest przeciw niemu i odstąpił od zamiaru kupna. Zbliżył się wtedy inny kupiec i powiedział: „Spytaj, czy mnie zechce, zapłacę cenę, którą słyszałem.” Pośrednik zapytał więc niewolnicę, a ona przyjrzała się kupcowi i stwierdziła, że jest ślepy na jedno oko. Zawołała więc: „To jednooki, o którym tak mówi poeta:

Z jednookim się nie brataj, ale go unikaj,
Bowiem zły jest i fałszywy, nie zapomnij o tym.
Gdyby jednooki nie miał duszy nikczemnika,
Allach by na jego oko nie zesłał ślepoty.”

Pośrednik, wskazując na kogoś innego, spytał: „A czy chcesz, by kupił cię ten człowiek?” Niewolnica spojrzała na tamtego i zobaczyła, że jest bardzo niski, broda natomiast zwisa mu aż do pępka. Powiedziała więc: „Poeta tak o tym mówi:

Przyjaciela mam, co nosi brodę czarną.
Allach rosnąć jej pozwolił – nie wiem po co.
Rzec by można: broda jest zimową nocą –
Długa, ciemna, jak mrok, który świat ogarnął.”

Na to rzekł pośrednik: „Moja pani, zobacz, kto z obecnych ci się podoba, i namów go, by cię kupił.” Zumurrud rozejrzała się bacznie po kręgu otaczających ją kupców, przenosząc wzrok z jednego na drugiego. Gdy wzrok jej padł na Alego Szar, spojrzenie to wyrwało jej tysiąc westchnień i serce jej przylgnęło do Alego. Odznaczał się on bowiem wspaniałą urodą i milszy był niż wietrzyk północny. I niewolnica powiedziała do pośrednika; „Możesz mnie sprzedać jedynie mojemu panu, temu o pięknej twarzy i gibkiej kibici, o którym tak mówią ci, co go opisują:

Odsłonili twoje urodziwe lica
I ganili tego, który się zachwyca.
Wtedy bym uniknął obłudnej nagany,
Gdyby mi twój widok nie był odsłaniany.

On tylko będzie mym właścicielem, gdyż ma gładkie policzki, ślina jego jest nektarem Salsabilu, który uzdrawia chorych, a uroda jego oszałamia zarówno tego, kto nanizuje wiersze, jak i tego, kto układa mowę niewiązaną. A poeta tak o nim mówi:

Ślina jego jest winem, oddech piżmem, zasię
Uśmiech jego dla oczu mych kamforą zda się.
Riduan z domu go wygnał, by się zbyć kłopotów,
Bo hurysy swym czarem zniewolić był gotów.
Że jest dumny, niejeden przyganą go darzy,
A przecież księżycowi z dumą jest do twarzy.

Ma on kędzierzawe włosy, różane policzki i czarowne spojrzenie, o którym tak mówi poeta:

Obiecała mi gazela schadzkę – ja jej słowom wierzę.
Niespokojne serce moje, oko zerka wciąż w jej stronę.
Jej powieki zapewniają, że mi przyrzekała szczerze,
Lecz jak spełnią obietnicę, skoro tak są umęczone?

A inny poeta powiedział:

Powiadają: «Smuga puszku jawi się na jego twarzy.
Skoro puszek ma na licach, któż pokochać go się waży?»
Rzekłem: «Zaprzestańcie wreszcie, dość już przygan z waszej strony.
Jeśli puszku znak widzicie, to na pewno podrobiony.
Świadczy o tym ogród raju, co olśniewa w jego licach,
W ustach zaś – orzeźwiająca kausaryjskich wód krynica.»

Pośrednik wysłuchał wierszy o zaletach Alego Szar, które mówiła Zumurrud, zachwycony czystością jej wymowy jak też blaskiem urody. Właściciel zaś rzekł do niego: „Nie dziw się jej urodzie, która zawstydza słońce dnia, ani temu, że zna na pamięć najbardziej wyszukane wiersze, gdyż poza tym recytuje ona Koran Wzniosły na siedem sposobów, opowiada baśnie i opowieści o prawdziwych wydarzeniach, posługuje się siedmioma rodzajami pisma i posiada wiedzę w takich dziedzinach nauk, jakiej brak niejednemu uczone mu mędrcowi. Ręce jej są cenniejsze od srebra i złota, gdyż potrafi wyrabiać jedwabne zasłony, które sprzedaje po pięćdziesiąt denarów za sztukę, a jedną taką zasłonę wykonuje w ciągu ośmiu dni.” Pośrednik zawołał na to: „Ach jakie to szczęście dla tego, kto będzie ją posiadał w swoim domu! Będzie dla niego ukrytym skarbem.” Pan niewolnicy zaś rzekł: „Sprzedaj ją temu, kogo tylko będzie chciała.”

Pośrednik zwrócił się więc do Alego Szar, ucałował mu ręce i powiedział: „Kup tę niewolnicę, panie, ciebie bowiem wybrała!” Wymienił Alemu jej zalety i uzdolnienia i rzekł: „Niech ci szczęście przyniesie! Jeżeli ją kupisz, zostaniesz obdarzony szczodrze przez tego, który nie skąpi darów.” Ali Szar skłonił głowę ku ziemi na dłuższą chwilę, śmiejąc się z samego siebie i mówiąc sobie w duszy: „Do tej pory jestem bez śniadania, a nie śmiem przyznać wobec kupców, że nie posiadam pieniędzy na kupno niewolnicy.”

Zumurrud natomiast, widząc go ze zwieszoną głową, powiedziała do pośrednika: „Weź mnie za rękę i podejdźmy do niego. Gdy przed nim stanę, zapragnie mnie kupić. A tylko jemu pozwolę się sprzedać.” Podprowadził ją więc pośrednik do Alego Szar i postawił przed nim mówiąc: „Co o niej sądzisz, panie?” Gdy Ali Szar nic nie odpowiedział, przemówiła niewolnica: „Panie mój i ukochany mego serca, czemu mnie nie kupujesz? Daj za mnie cenę, jaką chcesz, a stanę się przyczyną twego szczęścia.” Podniósł wtedy głowę i spytał: „Czy siłą zmusza się do kupna? Wszak ty kosztujesz tysiąc denarów!” Rzekła: „O mój panie, więc kup mnie za dziewięćset.” Lecz on odpowiedział: „Nie.” Rzekła: „Za osiemset”, a on odparł: „Nie!” Wciąż więc obniżała cenę, aż doszła do stu denarów. Na to powiedział Ali: „Nie mam całych stu denarów.” Zapytała: „A ile brakuje ci do stu?” Wówczas zawołał: „Nie mam ani stu denarów, ani niczego zupełnie! Klnę się na Allacha, że nie posiadam czerwonego złota ani białego srebra, ani denara, ani dirhema! Poszukaj sobie innego kupca!”

Lecz Zumurrud, dowiedziawszy się, że Ali nic nie posiada, rzekła do niego: „Weź mnie za rękę, jak gdybyś chciał mnie lepiej obejrzeć, i pociągnij w tę uliczkę.” A kiedy tak zrobił, wyjęła z kieszeni kiesę z tysiącem denarów i powiedziała: „Odważ z tego dziewięćset denarów jako cenę za mnie, a sto pozostaw. Będą nam potrzebne,” Ali uczynił, jak mu kazała, i kupił ją za dziewięćset denarów, zapłaciwszy pieniędzmi z jej kiesy, i poszedł z nią do domu. Kiedy weszli tam, dziewczyna zobaczyła pustą komnatę, w której nie było nawet łoża ani naczyń. Dała więc Alemu tysiąc denarów i powiedziała: „Idź na bazar i kup za trzysta denarów sprzęty i naczynia domowe.” Skoro to wykonał, rzekła: „Kup teraz coś do jedzenia i picia za trzy denary.” Kiedy powrócił z tym, co mu kupić poleciła, rozkazała: „A teraz kup mi jedwabną tkaninę wielkości zasłony, kup srebrnych i złotych nici, a także nici jedwabnych w siedmiu kolorach.” Nabył to wszystko, a ona urządziła dom, zapaliła świece, po czym usiedli razem do jedzenia i picia. Potem wstali, położyli się na łożu i zaspokoili swoje pragnienia. Później zasnęli trzymając się w objęciach, ukryci za zasłonami, jak rzekłby o nich poeta:

Idź do tego, kogo kochasz, słów nie słuchaj zawistnika.
Miłujący wie, co czyni i zawiści słów unika.
We śnie zobaczyłam ciebie, łoże dzielącego ze mną
I z twych ust scałowywałam chłód najsłodszy nocą ciemną.
Wszystko to jest prawdą czystą, chcę, by obraz ten się ziścił.
Dopnę tego, nie zważając na niegodny głos zawiści.
Wszak obrazu piękniejszego nie stworzyły moce boże
Nad kochanków dwojga widok, których jedno tuli łoże.
W swych objęciach spoczywają, kiedy rozkosz ich osłoni,
A ich głowy się wspierają na ramieniu i na dłoni.
Kiedy serca połączone miłowaniem trwają razem,
Ludzie kują zimne ostrze, aby razić ich żelazem.
Jeśli dla serc kochających jeno słowa masz nagany,
Czym ukoić zdołasz boleść, czym zagoisz serca rany?
Jeśli by choć jeden tylko dał ci czyste miłowanie,
Żyj z nim jednym, niech twe serce tylko przy nim pozostanie.

Spali tak, trzymając się w objęciach do rana, a miłość zamieszkała w ich sercach. Potem Zumurrud wzięła tkaninę na zasłonę i poczęła wyszywać ją kolorowym jedwabiem i przetykać srebrnymi i złotymi nićmi. Obszyła ją pasem, na którym wyhaftowała ptaki, a pośrodku zasłony wyszyła postaci dzikich zwierząt – a nie zbrakło żadnego zwierzęcia istniejącego na świecie, którego by nie odtworzyła. Pracowała nad tą zasłoną osiem dni, a kiedy skończyła pracę, wygładziła zasłonę, zwinęła i dała swemu panu mówiąc: „Pójdź z tą zasłoną na bazar i sprzedaj ją jakiemuś kupcowi za pięćdziesiąt denarów. Lecz strzeż się, byś nie sprzedał jej jakiemuś obcemu wędrowcowi, gdyż stanie się to powodem naszej rozłąki! Mamy bowiem wrogów, którzy o nas nie zapominają.” Ali Szar odrzekł: „Słyszę i jestem posłuszny”, i pospieszył z zasłoną na bazar. Sprzedał ją kupcowi, jak mu przykazała Zumurrud, i tak jak przedtem kupił kawałek jedwabiu, nici oraz potrzebną żywność, i przyniósł jej to wszystko wraz z resztą pieniędzy. I Zumurrud dawała mu gotową zasłonę co osiem dni, a on sprzedawał ją za pięćdziesiąt denarów i w ten sposób żyli przez cały rok. Po upływie roku Ali Szar udał się jak zwykle na bazar niosąc zasłonę i dał ją pośrednikowi. Jakiś chrześcijanin chciał ją kupić za sześćdziesiąt denarów, lecz Ali nie zgodził się. 

Chrześcijanin ciągle jednak podnosił cenę, aż doszła do stu denarów, pośrednika zaś przekupił dziesięcioma denarami. Zwrócił się więc pośrednik do Alego Szar i oznajmił mu o wysokości ceny, począł go też chytrze namawiać, by sprzedał chrześcijaninowi zasłonę za tę cenę. Mówił: „Mój panie, nie obawiaj się tego chrześcijanina, nic złego cię od niego nie spotka!” Inni kupcy też byli za chrześcijaninem, przeto ze ściśniętym sercem sprzedał mu Ali zasłonę, wziął pieniądze i skierował się do domu. Wtedy zauważył, że ów chrześcijanin za nim idzie. Zapytał więc: „Dlaczego za mną podążasz?” Tamten odrzekł: „O panie, idę w pewnej sprawie do końca tej uliczki – niech Allach zachowa, abyś był kiedykolwiek w potrzebie.” Lecz skoro Ali Szar doszedł do swego mieszkania, a chrześcijanin jeszcze od niego nie odstąpił, Ali rozgniewał się i krzyknął: „Przeklęty, dlaczego ciągle za mną idziesz?” Rzekł tamten: „O mój panie, daj mi się napić choć łyk wody, gdyż jestem spragniony, a Allach Najwyższy cię wynagrodzi.” Ali Szar rzekł sobie wtedy w duchu: „Ten człowiek jest pod opieką muzułmanów i przyszedł do mnie, chcąc napić się wody. Nie mogę więc, na Allacha, zawieść jego nadziei.” Wszedł zatem do domu, wziął dzban z wodą, a wtedy zobaczyła go niewolnica Zumurrud. Zapytała: „Czy sprzedałeś zasłonę, ukochany?” Odrzekł: „Tak.” Pytała dalej: „Kupcowi czy przybyszowi? Serce moje bowiem przeczuwa rozłąkę.” Ali odpowiedział: „Kupcowi.” Lecz Zumurrud nalegała: „Powiedz mi prawdę, a wtedy powezmę środki ostrożności w mojej sprawie. A dlaczego bierzesz dzban z wodą?” Odpowiedział jej Ali: „Aby dać pić pośrednikowi.” Wówczas rzekła Zumurrud: „Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym” i wypowiedziała te dwuwiersze:

Ty, co rozstania pragniesz, pamiętaj,
Niechaj nie zwiodą ciebie uściski.
W czasie tkwi zawsze zdrada przeklęta,
A dzień rozłąki zawsze jest bliski.

Gdy Ali Szar wyszedł z dzbanem, zobaczył, że chrześcijanin stoi już w sieni domu. Zawołał wówczas: „Aż tu przyszedłeś, ty psie! Jak mogłeś wejść do mego domu bez pozwolenia?” Tamten odrzekł: „O panie, jaka jest różnica między drzwiami a sienią? Z miejsca, na którym stoję, ruszę się tylko w stronę wyjścia. Ty natomiast okażesz szlachetność, piękny uczynek, szczodrość i zaskarbisz wdzięczność.” Potem wziął dzban, wypił z niego wodę i oddał go Alemu, który odebrał dzban i oczekiwał, że chrześcijanin wstanie i odejdzie. On jednak nie ruszył się z miejsca. Ali spytał wówczas: „Czemu nie wstajesz i nie idziesz swoją drogą?” Tamten odrzekł: „O mój panie, nie bądź jak ten, który swój dobry uczynek wymawia, ani jak ten, o którym mówi poeta:

Już odeszli ci, co szczodrość znali samą,
Dla twych pragnień nie skąpili ci dóbr wszelkich.
Inni zasię, kiedyś u ich drzwi przystanął,
Nawet wody odmówili ci kropelki.”

Potem rzekł: „O panie, ugasiłem pragnienie, lecz proszę, byś mnie nakarmił, jeśli cokolwiek masz w domu. Może to być kęs chleba, suchar lub cebula.” Ali Szar rzekł: „Wstań i przestań żebrać, nie mam nie w domu!” Chrześcijanin powiedział: „O mój panie, jeśli nic nie masz w domu, to weź te sto denarów i przynieś z bazaru coś dla nas. Choćby jeden placek chleba, aby były między nami chleb i sól.” Ali Szar pomyślał: „Ten chrześcijanin jest głupi. Wezmę od niego sto denarów, a przyniosę mu coś za dwa dirhemy.” I zaśmiał się z niego, a chrześcijanin powiedział: „Panie, pragnę tylko czegoś, co odpędzi głód. Choćby jeden placek lub cebulę. Jest dużo dobrych rzeczy, zaspokajających głód, które nie są potrawami wyszukanymi. Jakże pięknie mówi o tym poeta:

Głody wyżenie chleba kawał suchy.
Czemuż znam trwogę, a nie znam otuchy?
Śmierć – sprawiedliwsza, bowiem jest jednaka
Tak dla kalifa, jako dla biedaka.

Powiedział mu tedy Ali Szar: „Zaczekaj tu chwilę! Zamknę mieszkanie i pójdę przynieść ci coś z bazaru.” Chrześcijanin odpowiedział: „Słyszę i jestem posłuszny.” Ali wyszedł więc, zamykając komnatę na zamek u drzwi, a klucze zabrał ze sobą. Udał się na bazar, kupił tam smażonego sera, białego miodu, chleba i bananów i wrócił z tym do domu. Kiedy chrześcijanin to zobaczył, zawołał: „O panie, starczyłoby tego na dziesięciu ludzi, a ja jestem sam! Może zjesz ze mną?” Ali odpowiedział mu: „Jedz sam, ja jestem syty.” Ale tamten mówił: „O panie, mędrcy powiadają, że kto nie je ze swoim gościem, jest dzieckiem rozpusty.” Skoro Ali Szar to usłyszał, usiadł i zjadł z nim trochę. Wyciągnął rękę, a chrześcijanin wziął banana, odarł go ze skórki, rozłamał na dwie połowy i położył na jedną z nich oczyszczony bandż zmieszany z opium. A jedna taka dawka powalić by mogła słonia. 

Umoczył potem w miodzie tę połowę banana i rzekł do Alego, Szar: „O mój panie, zaklinam cię na prawdę twej wiary, zjedz to.” Ali wstydził się sprzeciwić takiemu zaklęciu, wziął więc od niego banana i przełknął go. Zaledwie jednak banan znalazł się w jego żołądku, Ali upadł jak długi i wyglądał jakby spał od roku. Skoro to zobaczył chrześcijanin, zerwał się na równe nogi jak wyleniały wilk lub wszechwładny los, zabrał Alemu klucz od mieszkania i pozostawiwszy go tak, jak leżał, pobiegł do swojego brata, którego o wszystkim powiadomił. Bratem zaś chrześcijanina był ów zgrzybiały staruch, który chciał kupić niewolnicę Zumurrud za tysiąc denarów, lecz ona uniknęła tego dzięki poezji. Był on w głębi duszy niewiernym, a udawał muzułmanina, używając imienia Raszid ad-Din. Kiedy nie mógł zdobyć Zumurrud, poskarżył się swojemu bratu chrześcijaninowi, a ten począł przemyśliwać, jak w chytry sposób odebrać niewolnicę Alemu Szar, który był teraz jej panem. Wreszcie ów chrześcijanin – o imieniu Barsum – powiedział do swojego brata: „Nie troszcz się o to, wymyślę sposób taki, że dostaniesz ją nie płacąc ani jednego denara, ani nawet dirhema...”

A był ów Barsum chytrym, podstępnym i rozpustnym czarownikiem. Tak długo motał i knuł, aż udał mu się podstęp, o którym, wspomnieliśmy. Potem zabrał klucz i pobiegł do swego brata, aby oznajmić mu, czego dokonał. Staruch dosiadł swojej mulicy, wziął ze sobą niewolników i razem z bratem udał się do domu Alego Szar. Zabrał też ze sobą kiesę z tysiącem denarów, aby przekupić walego, gdyby go przypadkiem spotkał. Barsum otworzył mieszkanie, a niewolnicy, którzy z nim przyszli, dopadli Zumurrud i siłą ją porwali, grożąc jej śmiercią, gdyby wzywała pomocy. Mieszkanie Alego Szar pozostawili tak, jak je zastali, nic nie zabierając, jego samego zaś zostawili uśpionego w przedsionku. Zamknęli drzwi od mieszkania i wsunęli mu klucz z powrotem do kieszeni. A staruch zabrał Zumurrud do swojego pałacu i umieścił ją wśród swoich niewolnic i nałożnic, mówiąc: „Ty ladacznico, ja jestem tym starcem, który ci się nie spodobał, i nie pozwoliłaś, aby cię mu sprzedano. A oto teraz dostałem cię, nie płacąc ani jednego denara, ani nawet dirhema!” 

Oczy Zumurrud napełniły się łzami i powiedziała: „Niech ci Allach odpłaci, ty podły staruchu, za to, że rozłączyłeś mnie z moim panem!” Starzec krzyknął: „Ty ladacznico, ty rozpustnico! Zobaczysz, jakie męczarnie tobie wymyślę! Przysięgam na Mesjasza i Dziewicę, że jeśli nie będziesz mi posłuszna i nie przyjmiesz mojej wiary, zamęczę cię wymyślnymi sposobami.” Zumurrud odparła: „Choćbyś posiekał moje ciało na kawałki, nie porzucę wiary islamu. Może Allach Najwyższy ześle mi szybkie wyzwolenie, gdyż On może wszystko, co zechce. Mędrcy zaś powiadają: «Nieszczęście może spotkać ciało, lecz wiary nie dosięgnie.»” Staruch zakrzyknął wtedy na służbę i niewolnice i rozkazał im: „Rozciągnijcie ją na ziemi!” Powalili ją więc, a on począł ją bić długo i okrutnie, ona zaś krzyczała wzywając ratunku, lecz żadna pomoc nie nadeszła. Potem przestała już wołać, tylko jęczała: „Dosyć, na Allacha, dosyć.” Wreszcie oddech jej się urwał i jęki ustały. Kiedy ucichła wściekłość panująca w sercu starucha, rozkazał on sługom: „Wywleczcie ją za nogi i rzućcie w kuchni! A nie dawajcie jej nic do jedzenia!” Przeklęty staruch położył się potem spać, a gdy wstał rano, zażądał, by mu przyprowadzono Zumurrud i bił ją znowu, po czym rozkazał sługom, aby ją rzucili w tym samym miejscu. Uczynili, jak kazał, a skoro ciosy ustały, ona powiedziała: „Nie ma boga prócz Allacha, a Muhammad jest Jego Prorokiem! Allach jest moim oparciem i najlepszym opiekunem.” Potem błagała pomocy Pana naszego Muhammada – niech go Allach błogosławi i da mu zbawienie. Tyle o jej sprawach.

A co do spraw Alego Szar, to spał on bez przerwy aż do następnego dnia, kiedy to uleciał bandż z jego głowy. Otworzył wtedy oczy i zawołał Zumurrud, lecz nikt mu nie odpowiedział. Wszedł więc do mieszkania i zobaczył pustą przestrzeń, cel zaś pielgrzymki daleki. Zrozumiał, że przyczyną tego, co go spotkało, nie był nikt inny, tylko ów chrześcijanin, i począł rozpaczać, płakać, jęczeć i zawodzić. Łzy polały mu się z oczu i wypowiedział takie wiersze:

O, miłości! Nie masz dla mnie znikąd zmiłowania.
Serce moje w utrudzeniu i trwodze się słania.
O, władczyni! Okaż litość i przywróć nadzieję,
Wzbogać niewolnika, który w smutkach ubożeje.
Gdy wrogowie są w pobliżu, cóż z łucznikiem bywa?
Chce wypuścić strzałę, ale pęka mu cięciwa.
Gdy już troski i udręki młodzieńca obarczą,
Gdzie się przed swym losem skryje, kto mu będzie tarczą?
Przed rozłąką mnie zaprawdę ostrzegano nieraz,
Lecz gdy przyjdzie przeznaczenie, to nam wzrok odbiera.

Skończywszy te wiersze westchnął ciężko i wypowiedział jeszcze takie:

Zostawiła dom w górzystej ziemi, śród bezdroży.
Próżno dąży doń, a serce jeno smutek ściska.
Popatrzyła ku domowi. Ślad obozowiska
Ledwie widny – wzmógł tęsknotę i bólem zatrwożył.
Jęła pytać się o niego, odrzekł jej głos echa,
Ze już do spotkania żadna nie powiedzie droga.
Jeszcze blask swój ześle niby błyskawica sroga.
Po czym zniknie już na zawsze i świecić zaniecha.

Żalił się tak Ali Szar, choć nic mu to nie pomogło. Płakał, podarł swoje szaty, wziął w ręce dwa kamienie i począł krążyć po mieście, bijąc się nimi w piersi i wołając: „O Zumurrud!” Dzieci biegły za nim i krzyczały: „Szalony! Szalony!” A ludzie, którzy go znali, płakali nad nim mówiąc: „To przecież Ali Szar, co mu się stało?” W ten sposób krążył aż do końca dnia, a kiedy noc zapadła, przespał ją w jakimś zaułku. Rano wstał i dalej włóczył się z owymi kamieniami po mieście aż do wieczora. Potem wrócił do swojego mieszkania, aby tam zasnąć. Zobaczyła go wówczas sąsiadka, stara, dobra kobieta, i powiedziała: „O mój synu, niech cię Allach wybawi, kiedy ogarnęło cię to szaleństwo?” Odpowiedział jej tymi wierszami:

Rzekli: „Przez tę, którą kochasz, dusza w tobie oszaleje.”
Odrzekłem im: „Rozkosz życia jest szaleńców przywilejem.”
Dajcie szaleństw mych przyczynę i dozwólcie być szaleńcem.
Jeśli ona mnie uzdrowi, wy mnie już nie tajcie więcej.

Stara sąsiadka pojęła wtedy, że jest on zakochany i tęskni, powiedziała przeto: „Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym! Chcę, mój synu, abyś mi opowiedział o twoim nieszczęściu. Może Allach pozwoli mi, bym ci dopomogła, jeśli takie są Jego wyroki.” Opowiedział jej więc wszystko, co mu się wydarzyło z chrześcijaninem Barsumem, bratem czarownika, który przyjął imię Raszid ad-Din. Gdy dowiedziała się o tym, rzekła: „Jesteś usprawiedliwiony, mój synu.” Potem uroniła łzę z oka i wypowiedziała te dwuwiersze:

Zakochani, zanim przyjdzie rozstać się z tym światem,
Cierpią dosyć. Po ich mękach nie trzeba im piekła.
Z miłowania zmarli, w duszy tając je, a zatem
Są niewinni, o czym nieraz wieść prawdziwa rzekła.

Gdy skończyła wiersz, rzekła do Alego Szar: „Idź teraz, mój synu, i kup koszyk taki, jakich używają złotnicy. Kup również bransolety, pierścienie, naszyjniki i nausznice, jakich używają kobiety, nie szczędząc pieniędzy. Włóż to wszystko do koszyka i przynieś mi. Ja zaś wezmę ów koszyk na głowę i jako pośredniczka obchodzić będę i przeszukiwać wszystkie domy, dopóki nie dowiem się czegoś o twojej niewolnicy – jeśli Allach Najwyższy pozwoli.” Ali Szar uradował się tymi słowami, ucałował ręce sąsiadki, po czym pobiegł szybko i przyniósł jej to, o co prosiła. Wtedy wstała, wdziała połataną odzież, osłoniła głowę żółtym izarem, wzięła koszyk na głowę i kij do ręki i poczęła krążyć po uliczkach i domach. Nieustannie wędrowała z miejsca na miejsce, z uliczki w uliczkę i z zaułka w zaułek, póki nie skierował jej Allach Najwyższy pod pałac Raszid ad-Dina, przeklętego chrześcijanina. Z wnętrza pałacu dobiegły ją jakieś jęki, zastukała więc do bramy, a wówczas zeszła niewolnica, pozdrowiła ją, a staruszka powiedziała: „Mam ze sobą różne ładne rzeczy na sprzedaż, czy znajdzie się ktoś u was, kto by je chciał kupić?” Niewolnica odrzekła: „Tak”, i wprowadziła ją do domu. Ledwie usiadła, otoczyły ją niewolnice, a każda z nich chciała coś kupić. Staruszka rozmawiała z nimi uprzejmie i łatwo obniżała cenę, a one rade były z jej dobroci i miłych słów. 

Ona tymczasem rozglądała się po wszystkich kątach, aby zobaczyć, kto tak jęczy. Nagle wzrok jej padł na leżącą dziewczynę, zwróciła się więc szybko do niewolnic i zajęła je przyjemną rozmową, a równocześnie patrzyła uważnie na leżącą i rozpoznała w niej Zumurrud, niewolnicę Alego Szar. Rozpłakała się wówczas i rzekła: „O moje dzieci, czemu ta dziewczyna jest w takim stanie?” Niewolnice opowiedziały jej wtedy o całej sprawie mówiąc: „Nie robimy tego z własnej woli, lecz na rozkaz naszego pana, który obecnie wyjechał.” Powiedziała do nich staruszka: „O moje dzieci, chcę was prosić, byście uwolniły tę biedaczkę z więzów do czasu powrotu waszego pana. A kiedy się dowiecie, że wraca, zwiążecie ją, tak jak była. Uzyskacie za to nagrodę Pana Światów!” Niewolnice rzekły na to: „Słyszymy i jesteśmy posłuszne”, po czym uwolniły Zumurrud, nakarmiły ją i napoiły. Staruszka rzekła: „Obym nogi połamała, zanim weszłam do tego domu.” Później podeszła do Zumurrud mówiąc: „O moja córko, niech cię Allach otoczy opieką i wyzwoli!” Szepnęła jej również, że przybywa od jej pana Alego Szar, i przykazała, aby następnej nocy była w pogotowiu i wytężała słuch. Wyjaśniła: „Pan twój przyjdzie pod pałac, usiądzie na ławie i zagwiżdże. Kiedy go usłyszysz, odpowiedz gwizdnięciem i zejdź po linie przez okienko. On cię zabierze i uciekniecie.” Zumurrud podziękowała i staruszka wyszła, udając się do Alego Szar, i tak go pouczyła: „W połowie następnej nocy udaj się na taką a taką ulicę, gdzie jest dom tego przeklętnika o takich a takich znakach szczególnych. Stań pod pałacem i zagwiżdż, a Zumurrud zejdzie do ciebie po linie. Zabierz ją wtedy i uciekaj, dokąd chcesz.” Ali Szar dziękował jej za to, co dla niego uczyniła, potem zaś zalał się łzami i wypowiedział takie, wiersze:

Dosyć przygan i obmowy moje serce wycierpiało
I już wielce jest znużone, już osłabło moje ciało.
Moje łzy, jak opowieści, co się z prawdą wiążą w jedno,
Ledwo broczą, to znów płyną, twarz mi oblewając biedną.
O ty, której myśl udręki mej i troski nie zna wcale,
Nie dopytuj się o klęski, co przypadły mi w udziale.
Gibkość kształtnej twej postaci, słodycz warg i ciało młode
Zniewoliły serce moje jako ulem, tak i miodem.
Odkąd znikłaś, cierpi serce, sen nie tyka źrenic moich,
Ni nadzieja, ni wytrwałość już mnie w troskach nie ukoi.
Zostawiłaś mnie smutnego, przeto jestem zabłąkany
Wśród zawistnych i tych, którzy nie szczędzili mi nagany.
Nie znam już pociechy żadnej, co by wiodła ku radości,
I nikt oprócz ciebie jednej w moich myślach nie zagości.

Skończył wiersz, westchnął i łzę z oka uronił, po czym wypowiedział te dwuwiersze:

Niechaj Allach nagrodzi zwiastuna sowicie,
Wszak radości przysporzył, wieszcząc twe przybycie.
Dam mu łachman, jeżeli przyjąć się nie wzbrania;
Moje serce rozdarte w chwili pożegnania.

Gdy wreszcie zapadła noc i nadeszła pora spotkania, Ali skierował się w uliczkę opisaną przez sąsiadkę, rozpoznał pałac i usiadł pod nim na ławce. Ogarnęła go senność i zasnął – a błogosławiony niech będzie Ten, który nie śpi – dłuższy bowiem czas nie spał z powodu swojej tęsknoty i był jak obłąkany. Kiedy tak spał, pewien złodziej obchodził tej nocy najdalsze krańce miasta, chcąc coś ukraść, a przeznaczenie zawiodło go pod pałac owego chrześcijanina. Obszedł pałac dookoła, lecz nie znajdował sposobu, by się do niego dostać. Krążył tak wokół pałacu, aż doszedł do ławki, na której ujrzał śpiącego Alego Szar i zabrał mu zawój. Ledwie nałożył go sobie na głowę, gdy oto wyjrzała Zumurrud i zobaczyła go stojącego w ciemności. Sądziła, że to jej pan, i gwizdnęła, a złodziej odpowiedział jej gwizdnięciem. Spuściła się więc po linie, zabrawszy ze sobą worek pełen złota. Gdy ją zobaczył złodziej, pomyślał: „Cóż to za dziwna sprawa, o nieznanej przyczynie.” Potem wziął worek i Zumurrud na ramiona i uniósł z szybkością błyskawicy. Zumurrud powiedziała do niego: „Mówiła mi staruszka, że straciłeś siły z mojej przyczyny, a ty jesteś silniejszy od konia.” Nie słysząc żadnej odpowiedzi dotknęła jego twarzy i poczuła na niej brodę jak szczotka w łaźni. Jakby był wieprzem i połknął pióra, których końce wystają mu z gardła. 

Przeraziła się i zawołała: „Kim jesteś?”, on zaś odparł: „Jestem Kurd Dżawan, rozbójnik z bandy Achmada ad-Danaf, ty ladacznico! Jest nas czterdziestu takich i wszyscy zabawimy się z tobą tej nocy, od wieczora do rana!” Usłyszawszy jego słowa, Zumurrud poczęła szlochać i bić się po twarzy, gdyż zrozumiała, że zły los ją zwyciężył i pozostała jej tylko ufność w Allacha Najwyższego. Nabrała otuchy, powierzyła się boskim wyrokom i powiedziała: „Nie ma boga prócz Allacha! Ilekroć uwolnię się od jakiejś biedy, wpadam w drugą straszniejszą od poprzedniej.” A Kurd Dżawan znalazł się pod pałacem Raszid ad-Dina z następującej przyczyny: Powiedział mianowicie do Achmada ad-Danaf: „Wiedz spryciarzu, że byłem już kiedyś w tym mieście i mam za miastem jaskinię, w której znajdzie się miejsce dla czterdziestu ludzi. Chcę zajść tam przed wami z moją matką i zawrócić jeszcze do miasta, by ukraść w nim, co się da, na wasze szczęście. Zachowam to dla was, na wasze przybycie, i będziecie tego dnia moimi gośćmi.”

Achmad ad-Danaf rzekł mu: „Czyń jak chcesz.” Dżawan pospieszył więc naprzód, przybył przed towarzyszami do jaskini i umieścił w niej matkę. Wyszedłszy ujrzał żołnierza, który spał, a przy nim zobaczył uwiązanego konia. Zarżnął śpiącego, zabrał konia i odzież i ukrył to wszystko w jaskini u matki. Potem nastąpiło to, o czym uprzednio wspomnieliśmy: kradzież zawoju Alego Szar i porwanie jego niewolnicy Zumurrud. Dżawan biegł z nią, a potem rzucił ją na ziemię przed swoją matką i powiedział: „Pilnuj jej do czasu, gdy wrócę do ciebie jutro rano”, i odszedł, a Zumurrud powiedziała sobie w duchu: „Dosyć już opieszałości. Muszę uwolnić się jakimś sposobem. Czy mam czekać, aż przyjdzie tych czterdziestu mężczyzn i posiądą mnie wszyscy po kolei, czyniąc ze mnie statek tonący w morzu?” Zwróciła się do starej matki Kurda Dżawana i powiedziała: „Ciotko moja, może wyjdziemy przed jaskinię, to cię wyiskam na słońcu?” Staruszka odparła: „O tak, na Allacha, moja córko, już tak dawno nie byłam w łaźni, gdyż te wieprze nie przestają włóczyć mnie z miejsca na miejsce!” Wyszły więc przed jaskinię i Zumurrud poczęła iskać starą i zabijać wszy na jej głowie, a starą ogarnęła błogość i zasnęła. Wtedy Zumurrud zerwała się, wdziała szaty żołnierza zabitego przez Dżawana, przypasała jego miecz i zawiązała zawój upodabniając się do mężczyzny. Wskoczyła na konia, biorąc ze sobą worek ze złotem, i powiedziała: „O dobry opiekunie, ochroń mnie dla zasług Muhammada – niech go Allach błogosławi i da mu zbawienie.” Potem pomyślała: „Jeśli wrócę do miasta, może mnie zobaczyć ktoś z rodziny żołnierza i nie będzie to dla mnie dobre.” Porzuciła więc myśl, by wejść do miasta, i pojechała przez pustynię. Podążała tak konno z workiem złota, żywiąc się płodami ziemi i karmiąc nimi konia, pijąc też wraz z nim wodę ze strumieni, przez dziesięć dni. Jedenastego dnia zbliżyła się do jakiegoś pięknego miasta, które było spokojne, bogate i warowne. 

Opuściła je właśnie pora zimowa ze swoim chłodem i nadeszła wiosna z kwiatami i różami. Rozwijały się kwiaty, wzbierały strumienie i świergotały ptaki. Gdy Zumurrud była blisko owego miasta i podjechała do jego bram, ujrzała przy nich wojsko, emirów i dostojników. Zdziwił ją ich widok i pomyślała: „Niewątpliwie musi to mieć jakiś powód, że cała ludność miasta wyległa do bram.” Skierowała ku nim swego konia, a gdy się przybliżyła, żołnierze wystąpili naprzód, zsiedli z koni, ucałowali przed nią ziemię i zawołali: „Niech Allach obdarzy cię zwycięstwem, nasz panie i władco.” Dostojnicy stanęli przed nią rzędem, a żołnierze poczęli ustawiać ludzi, wołając do Zumurrud: „Niech ci Allach ześle zwycięstwo i uczyni twe przybycie błogosławieństwem dla muzułmanów, o władco wszystkich ludów! Niech obdarzy cię mocą, o królu czasów, jedyny w swym stuleciu!” Zumurrud spytała wreszcie: „Co tu się dzieje, ludzie?” Jeden z dostojników odpowiedział; „Ten, który darów nie szczędzi, obdarował cię i uczynił królem tego miasta, panem życia i śmierci wszystkich jego mieszkańców. Wiedz, że istnieje w tym mieście taki zwyczaj, iż gdy król zemrze bezpotomnie, wojska wychodzą za miasto i oczekują tam trzy dni. A ktokolwiek nadejdzie drogą, którą ty przybyłeś, tego czynią swym władcą. Chwała Allachowi, który zesłał nam potomka Turków o pięknej twarzy! Gdyby bowiem pojawił się ktoś gorszy od ciebie, też zostałby naszym władcą.” Zumurrud postępowała rozumnie we wszystkich swoich poczynaniach, więc rzekła: „Nie sądźcie, że pochodzę z tureckiego pospólstwa! Jestem synem szlachetnych, lecz rozgniewał mnie mój ród i odszedłem, porzuciłem ich. Spójrzcie, oto worek złota, które zabrałem ze sobą, by obdarzać nim biednych i nieszczęśliwych przez całą drogę.” Ludzie wznosili więc modły o pomyślność dla niej i cieszyli się, a i Zumurrud doznała radości z ich powodu. Pomyślała tylko: „Skoro już tyle osiągnęłam, może pozwoli mi Allach, bym spotkała się tutaj z moim panem, gdyż On może wszystko, co zechce.” Potem ruszyła przed siebie, a żołnierze powiedli ją do miasta, następnie zaś wprowadzili do pałacu.

Książęta i dostojnicy wzięli ją pod ręce, posadzili na tronie, ucałowali przed nią ziemię i zgromadzili się przed nią. Zasiadłszy na tronie, Zumurrud kazała otworzyć skarbiec i obdarowała z niego całe wojsko, które życzyło jej długiego panowania. Potem złożyli jej hołd niewolnicy i wszyscy inni mieszkańcy miasta. Zumurrud rządziła przez pewien czas, wydając nakazy i zakazy, i zdobyła sobie w sercach ludzi wielkie poważanie, dzięki swej szlachetności i umiarowi. Zniosła podatki i niesprawiedliwości i uwolniła tych, którzy byli w więzieniach. Kochali ją wszyscy, lecz ona, ilekroć wspomniała swego pana, płakała i błagała Allacha, aby pozwolił jej go odzyskać. I zdarzyło się pewnej nocy, że wspominała Alego Szar i dnie razem spędzone, uroniła łzę z oka i wypowiedziała takie dwuwiersze:

Mej tęsknoty do ciebie żaden czas nie zmniejsza.
Łzy ranią moje oko i płyną obficie.
Gdy płaczę, to namiętność płacze najwierniejsza.
Ten, kto kocha, w rozłące ciężkie wiedzie życie.

Kiedy skończyła mówić wiersze, otarła łzy i weszła do pałacu, kierując się do haremu. Tam wydzieliła osobne komnaty niewolnicom i nałożnicom, ustanowiła dla nich dochody i utrzymanie. Oświadczyła, że chce przebywać sama, by poświęcać czas na służbę bożą, pościła i modliła się. A emirowie mówili: „Ten władca ma niewzruszoną wiarę.” Zumurrud miała przy sobie ze służby tylko dwóch młodych eunuchów do posługi. I zasiadała tak na tronie królewskim przez rok, nie słysząc w tym czasie żadnej wieści o swoim panu ani nie natrafiwszy na jego ślad. Ogarniał ją stale wyrastający niepokój, aż wreszcie wezwała swoich wezyrów i szambelanów i rozkazała, by sprowadzili cieśli i budowniczych, tym zaś poleciła zbudować przed pałacem dziedziniec długości i szerokości jednego farsacha. Uczynili to, czego sobie życzyła, w bardzo krótkim czasie, a kiedy dziedziniec był gotowy, Zumurrud przyszła tam i rozbito dla niej ogromny namiot, pod którym ustawiono rzędem siedzenia dla emirów. Kazała wtedy wnieść nakryte stoły, pełne wyśmienitych potraw rozmaitego rodzaju, i ustawić je na dziedzińcu. Uczyniono wszystko zgodnie z jej rozkazami, a wtedy ona zaprosiła dostojników swego państwa do jedzenia i wszyscy zaczęli jeść z owych potraw. Potem zwróciła się do emirów mówiąc: „Chcę, byście ogłosili w całym mieście, że na początku każdego miesiąca nikomu nie wolno otwierać sklepu, lecz wszyscy mają tu przybyć i posilać się z królewskiego stołu. Każdy, kto by postąpił inaczej, zostanie powieszony na drzwiach swego domu!”

Kiedy więc nastał nowy miesiąc, uczynili wszyscy, jak im rozkazała, i postępowali wedle tego zwyczaju, aż nadszedł pierwszy miesiąc nowego roku. Wówczas Zumurrud zeszła na dziedziniec, a herold ogłosił: „Słuchajcie, ludzie! Każdy, kto by otworzył swój sklep, spichlerz lub dom, zostanie natychmiast powieszony na drzwiach swego mieszkania! Wszyscy macie obowiązek przybyć tutaj i jeść u królewskiego stołu!” Gdy tylko skończył ogłaszać, rozstawiono stoły i grupami nadchodzili ludzie. Zumurrud kazała im zasiąść przystołach i jeść do syta ze wszystkich rodzajów potraw. Zasiedli więc i pożywiali się, tak jak im poleciła. A ona zasiadła na królewskim tronie i patrzyła na nich, a każdy z siedzących przy stołach myślał sobie: „Król na mnie patrzy”, i pilnie jedli. Emirowie powiadali do ludzi: „Jedzcie śmiało, to się podoba królowi.” Najedli się więc do syta i odeszli błogosławiąc władcy. Mówili jedni do drugich: „Przez całe nasze życie nie widzieliśmy władcy, który by tak kochał biedaków jak ten król.” I modlili się o długie panowanie dla niego. Zumurrud poszła do swego pałacu, zadowolona z tego, co przygotowała, mówiąc sobie w duchu: „Jeśli Allach Najwyższy zechce, zdobędę w ten sposób wieści o mym panu Alim Szar.” Kiedy nadszedł miesiąc następny, uczyniła zgodnie ze zwyczajem to samo. Rozstawiono stoły, Zumurrud zasiadła na tronie i poleciła ludziom, by jedli.

Kiedy tak siedziała u szczytu stołu, do którego grupami i pojedynczo podchodzili ludzie, wzrok jej padł nagle na chrześcijanina Barsuma, który niegdyś kupił zasłonę od jej pana. Poznała go i pomyślała: „To pierwsza pociecha i osiągnięcie celu.” Barsum zaś zbliżył się i usiadł razem z ludźmi do jedzenia. Zobaczył półmisek słodkiego ryżu posypanego cukrem dosyć daleko od siebie, docisnął się jednak do niego, wyciągnął ręce, chwycił półmisek i postawił przed sobą. Człowiek siedzący obok niego powiedział: „Dlaczego nie jesz tego, co masz przed sobą? To nieładnie wyciągać rękę do rzeczy stojących daleko. Wstydź się!” Odpowiedział mu Barsum: „Będę jadł tylko to!” Człowiek ów rzekł: „Więc jedz i niech ci Allach nie udzieli przez to łaski.” Jakiś inny człowiek, używający haszyszu, wtrącił się: „Pozwól mu jeść, to i ja zjem razem z nim.” Pierwszy zawołał: „O ty, najnędzniejszy z haszyszowych braci! To nie jest jedzenie dla was, to książęca potrawa. Zostawcie ją, niech wraca do swoich właścicieli, by ją spożyli!” Lecz Barsum sprzeciwił się temu. Wziął garść ryżu i włożył sobie do ust. Sięgał już po następną garść, gdy Zumurrud, która patrzyła na niego przez cały czas, przywołała kilku żołnierzy rozkazując im: „Przyprowadźcie mi tu człowieka, przed którym stoi półmisek ze słodkim ryżem, i nie pozwólcie mu zjeść tego, co ma w garści!”

Podbiegło więc czterech żołnierzy, przewrócili Barsuma na twarz, wytrąciwszy mu przedtem z ręki ryż, powlekli za sobą i postawili przed królem. A ludzie przestali jeść i mówili między sobą: „Na Allacha, to niegodziwiec, nie chciał jeść potraw, które my jemy!” Jakiś człowiek powiedział: „Mnie bardzo smakował ten kiszk stojący przede mną.” Palacz haszyszu zawołał: „Dzięki Allachowi, że nie dał mi skosztować słodkiego ryżu z tego półmiska! Czekałem, aż on skończy, i półmisek, który trzymał przed sobą, odda mnie, abym wtedy dopiero zaczął jeść. I oto patrzcie, co go spotkało!” A inni mówili: „Zaczekajmy i zobaczmy, co się z nim stanie.” Gdy przyprowadzili Barsuma przed Zumurrud, powiedziała: „Biada ci, niebieskooki! Jak się nazywasz i po co przybyłeś do naszego kraju?” A ów przeklęty miał na głowie biały zawój i zataił swoje imię. Powiedział: „O królu, mam na imię Ali, jestem tkaczem i przybyłem do tego miasta w sprawach handlowych.” Zumurrud rozkazała: „Przynieście mi deskę z piaskiem i miedziane pióro!” Przynieśli jej natychmiast, czego żądała, a ona wzięła deskę i sypnęła na nią garść piasku, po czym nakreśliła na piasku piórem postać małpy. Podniosła wreszcie głowę i przyglądała się przez chwilę Barsumowi, a potem zawołała: „Ty psie! Jak śmiesz kłamać przed królem! Jesteś chrześcijaninem, na imię masz Barsum, a przybyłeś tu w pewnej sprawie, szukając kogoś! Powiedz mi natychmiast prawdę, bo jeśli nie, to przysięgam na cześć mojego królestwa, że zetnę ci głowę!” Chrześcijanin zaczął coś bełkotać, lecz emirowie i inni ludzie powiedzieli: „Nasz król zna się na wróżbach z piasku. Chwała Temu, który nam go dał!” 

Zumurrud zaś krzyknęła: „Wyznaj prawdę albo każę cię stracić!” Chrześcijanin począł wówczas błagać: „Przebacz mi, o królu czasu, gdyż prawdę mówi twoja wróżba z piasku – jestem chrześcijaninem.” Wszyscy obecni, emirowie i inni ludzie podziwiali wówczas doskonałą umiejętność króla we wróżeniu z piasku i mówili: „Nasz król jest astrologiem, na całym świecie nie mającym równego sobie.” Zumurrud zaś kazała obedrzeć chrześcijanina ze skóry, wypchać tę skórę słomą i powiesić na bramie dziedzińca, a następnie wykopać dół poza miastem, spalić w nim jego mięso i kości i przysypać je śmieciem i nieczystościami. Służący odpowiedzieli: „Słyszymy i jesteśmy posłuszni”, i wykonali wszystko tak, jak im kazała Zumurrud. Kiedy ludzie zobaczyli, jaki los spotkał chrześcijanina, powiedzieli: „Taką nagrodę otrzymał, na jaką zasłużył. Nieszczęsna była dla niego ta garść ryżu.” Jakiś człowiek zawołał: „Przysięgam na rozwód i niech Allach uchowa! Przez całe życie nie wezmę do ust słodkiego ryżu.” Palacz haszyszu krzyczał: „Dzięki niech będą Allachowi, że mnie ocalił od tego, co się z tamtym stało, powstrzymując mnie od spożycia ryżu.” Potem ci ludzie wyszli, a następni uważali, by nie siąść przy półmisku ze słodkim ryżem, na miejscu opuszczonym przez chrześcijanina.

Gdy nadszedł trzeci miesiąc, zgodnie ze zwyczajem rozstawiono stoły i napełniono półmiski. Zumurrud zasiadła na tronie, a przy niej ustawili się żołnierze, pełni lęku i szacunku wobec jej władzy. Jak zawsze, przybyli mieszkańcy miasta i otoczyli stoły, zerkając na miejsce, gdzie stał półmisek z ryżem. I rzekł któryś do drugiego: „Ej, Hadżdżu Chalafie!” Tamten spytał: „Słucham cię, Hadżdżu Chalidzie?” Ów rzekł: „Unikaj półmiska ze słodkim ryżem i nie jedz go. Gdybyś przełknął odrobinę ryżu, zostaniesz powieszony!” Potem zasiedli do stołów i pożywiali się, a Zumurrud siedziała przy nich. Nagle ujrzała jakiegoś człowieka wbiegającego przez bramę. Przyjrzała mu się uważnie i poznała Kurda Dżawana, złodzieja, który zamordował kiedyś żołnierza. A powód jego przybycia był następujący: Kiedy zostawiwszy matkę w jaskini, wrócił do swoich towarzyszy, powiedział: „Zdobyłem wczoraj piękny kąsek! Zabiłem żołnierza i zagarnąłem jego konia, a tej nocy przypadł mi jeszcze w udziale worek złota i dziewczyna, o większej jeszcze wartości niż złoto w worku! Wszystko to zostawiłem w jaskini przy mojej matce.” Rozbójnicy bardzo byli z tego radzi i pod koniec dnia udali się do jaskini. Kurd Dżawan wszedł do środka pierwszy, chcąc im pokazać to wszystko, o czym mówił, lecz znalazł tylko puste miejsce. Zapytał matkę, co się stało, a kiedy opowiedziała mu o wszystkim, począł gryźć sobie ręce z rozpaczy i wołał: „Na Allacha, odszukam tę ladacznicę i porwę z każdego miejsca, w którym będzie, choćby się skryła w skorupce fistaszka, i zaspokoję swoją żądzę!”

Wyruszył więc na poszukiwanie i krążył po całym kraju, aż wreszcie przybył do miasta, w którym panowała Zumurrud. Kiedy tam wszedł, nie znalazł nikogo na ulicach i zapytał o przyczynę jedną z kobiet wyglądających przez okna. Od niej dowiedział się, że na początku każdego miesiąca król każe zastawiać stoły i wszyscy ludzie przychodzą do niego na ucztę, i wskazała mu królewski dziedziniec. Przybiegł więc tam Kurd Dżawan, ale nie znalazł już innego wolnego miejsca poza miejscem przy wspomnianym półmisku. Usiadł więc, a widząc przed sobą półmisek, wyciągnął ku niemu rękę. Ludzie zawołali wtedy do niego: „O bracie, co ty robisz?”, a on odparł: „Chcę najeść się do syta z tego półmiska.” Ktoś powiedział: „Jeśli z niego będziesz jadł, zostaniesz powieszony!” Lecz Dżawan krzyknął na niego: „Milcz i nie wymawiaj takich słów!” Wyciągnął rękę po półmisek i przysunął go do siebie. Kiedy zobaczył to wspomniany przedtem palacz haszyszu siedzący obok Dżawana, haszysz uleciał mu z głowy, palacz uciekł ze swego miejsca i usiadł daleko mówiąc: „Nie mam nic wspólnego z tym półmiskiem!” Kurd Dżawan zaś pogrążył w półmisku palce o kształcie szponów kruka, a gdy wyciągnął dłoń z powrotem, była jak kopyto wielbłąda. Obracał ryż w dłoni, aż stał się niby ogromna pomarańcza, a wtedy błyskawicznie wrzucił go do ust. Ryż znikł w jego gardle, wydając łoskot podobny do gromu, a w miejscu, skąd Dżawan zaczerpnął ryżu, ukazało się dno półmiska. Jeden z sąsiadów powiedział; „Chwała Allachowi, że mi nie kazał jeść z tobą. Za jednym kęsem opróżniłeś półmisek!” Palacz haszyszu powiedział: „Pozwólcie mu jeść, już go sobie wyobraziłem jako wisielca.” Potem zwrócił się do Dżawana i rzekł: „Jedz i niech cię Allach nie obdarzy za to dobrem!” Mimo to Dżawan wyciągnął rękę po następną garść ryżu, by ugnieść ją w dłoni jak poprzednio, lecz Zumurrud przywołała swych żołnierzy i tak im powiedziała: „Przyprowadźcie mi tu szybko tego człowieka i nie pozwólcie, by zjadł ryż, który trzyma w garści!”

Żołnierze podbiegli do Dżawana pochylonego nad półmiskiem, chwycili go i postawili przed królem, ludzie zaś cieszyli się z jego nieszczęścia i mówili jeden do drugiego: „Zasłużył sobie na to! Radziliśmy mu dobrze, a on nas nie słuchał. To miejsce sprowadza śmierć na każdego, kto je zajmie, podobnie jak półmisek przynosi nieszczęście każdemu, kto z niego je.” A Zumurrud spytała Kurda Dżawana: „Jak się nazywasz, jaki jest twój zawód i po co przybyłeś do naszego miasta?” Odparł: „O nasz panie i władco! Na imię mam Osman, a z zawodu jestem ogrodnikiem. Przybyłem tu w poszukiwaniu pewnej rzeczy, która mi zginęła.” Zumurrud rozkazała: „Przynieście mi deskę z piaskiem.” A kiedy spełniono żądanie, wzięła rylec i rozsypała piasek, patrzyła nań przez chwilę, po czym podniosła głowę i zawołała: „Biada ci, ty przewrotny! Ośmielasz się kłamać przed królem? Ten piasek mówi mi, że jesteś Kurdem o imieniu Dżawan i złodziejem z zawodu! Zabierasz bogactwa ludziom i mordujesz ich, mimo że Allach zabronił bezprawnie zabijać.” I krzyknęła: „Ty wieprzu! Powiedz mi zaraz prawdę, bo jeśli nie, zetnę ci głowę!”

Kiedy Kurd Dżawan usłyszał te słowa, twarz mu zbladła, a zęby poczęły szczękać, lecz sądził, że wyratuje się mówiąc prawdę, powiedział więc: „Prawdę mówisz, o królu, lecz żałuję tego wszystkiego przed tobą i powrócę od tej chwili do Allacha Najwyższego.” Lecz Zumurrud rzekła: „Nie godzi się pozostawiać takiej zarazy na drodze muzułmanów”, a do swych ludzi powiedziała: „Weźcie go, obedrzyjcie ze skóry i uczyńcie z nim to samo, co zrobiliście z takim samym jak on w ubiegłym miesiącu.” I wykonali, co im rozkazała. Palacz haszyszu natomiast widząc, że żołnierze chwytają Dżawana, odwrócił się plecami do półmiska z ryżem i powiedział: „Wstyd mi siedzieć do ciebie twarzą.” A gdy ludzie skończyli jeść, rozeszli się do swoich domów, Zumurrud zaś wróciła do pałacu i zwolniła swych mameluków. Gdy rozpoczął się czwarty miesiąc, zgodnie ze zwyczajem przygotowano dziedziniec, przyniesiono potrawy i ludzie zasiedli oczekując pozwolenia, by zacząć jeść. Nadeszła Zumurrud, usiadła na tronie i przyglądała się ludziom. Zauważyła, że cztery miejsca wokół półmiska z ryżem są puste, i zdziwiło ją to. Błądząc tak wzrokiem, zobaczyła człowieka wchodzącego spiesznie przez bramę dziedzińca. Dobiegł on do stołów, a nie znalazłszy żadnego wolnego miejsca prócz tych wokół półmiska, usiadł tam. Zumurrud przyjrzała mu się uważnie i poznała przeklętego chrześcijanina, który nadał sobie imię Raszid ad-Din. Rzekła sobie w duchu: „Jakże błogosławione jest to jedzenie, w którego sieci wpadł i ten zdrajca.”

A przyczyna jego przybycia była bardzo dziwna: Kiedy mianowicie powrócił z podróży, dowiedział się od swej służby pałacowej, że Zumurrud zniknęła, a z nią razem worek złota. Rozdzierał wówczas szaty, bił się po twarzy i wyrywał sobie włosy z brody. Potem wysłał swego brata Barsuma, aby jej szukał po całym kraju. Nie otrzymawszy długo od niego wieści, wyruszył sam w poszukiwaniu brata i Zumurrud, a losy rzuciły go do jej miasta. Przybył tam w pierwszym dniu nowego miesiąca i szedł przez puste ulice z zamkniętymi sklepami. Gdy zaś ujrzał w oknach kobiety, zapytał je, co tu się stało, a one odpowiedziały mu, że na początku każdego miesiąca król zastawia stoły i wszyscy mieszkańcy pożywiają się przy nich, gdyż nikomu nie wolno wtedy pozostać w domu lub sklepie. Wskazały mu dziedziniec, a skoro on tam przybył, zobaczył ludzi cisnących się do potraw i nie znalazł innego miejsca prócz tego, gdzie stał półmisek z ryżem. Usiadł więc przy nim i wyciągnął rękę, by nabrać sobie nieco, lecz Zumurrud przywołała kilku żołnierzy i rozkazała im: „Dajcie mi tu tego, który usiadł przy półmisku z ryżem!” Schwycili go zatem i postawili przed nią, a ona zapytała: „Jak się nazywasz, jakie jest twoje rzemiosło i po co przybyłeś do naszego miasta?” Odparł: „O królu czasu, na imię mam Rustam, a rzemiosła nie uprawiam żadnego, gdyż jestem ubogim derwiszem.” Wówczas rozkazała Zumurrud: „Dajcie mi deskę z piaskiem i miedziany rylec.” A gdy przyniesiono to, czego żądała, wzięła rylec, kreśliła nim na piasku i przyglądała się temu przez chwilę, po czym podniosła głowę i krzyknęła: „Ty psie! Jak śmiesz kłamać przed królem? Twoje imię brzmi Raszid ad-Din, jesteś chrześcijaninem, a twoim rzemiosłem jest wymyślanie podstępów w celu odbierania niewolnic muzułmanom. Podajesz się za muzułmanina, a w duszy jesteś chrześcijaninem! Powiedz prawdę, bo jeśli nie, zetnę ci głowę.” Raszid ad-Din wybełkotał: „Prawdę mówisz, o królu czasu.”

Zumurrud kazała wówczas rozciągnąć go na ziemi i wymierzyć mu w każdą stopę sto batogów, a tysiąc w grzbiet, następnie zaś obedrzeć go ze skóry, wypchać ją pakułami, wykopać dół poza miastem, spalić w nim zwłoki i przysypać nieczystościami. Kiedy wypełniono jej rozkazy, dała ludziom znak, by przystąpili do jedzenia. Usłuchali więc, a skończywszy, rozeszli się, każdy w swoją stronę. Zumurrud wróciła do swojego pałacu i rzekła sobie w duchu: „Dzięki niech będą Allachowi, który uwolnił mnie od ciemiężycieli.” Dziękowała Stwórcy ziemi i niebios, a potem wypowiedziała takie wiersze:

Sprawowali rządy swoje, panowali lat niemało,
Aż na koniec ich władanie, jako sprawił los, ustało.
Za uczynki sprawiedliwe – sprawiedliwość jest zapłatą.
Oni byli ciemięzcami – los inaczej płaci za to.
Tak to się im przydarzyło, jako dziś nam wieści niosą:
„Wet za wet. Tak rządzą losy. Nie ma co przyganiać losom.”

Skończywszy te wiersze, przypomniała sobie swojego pana Alego Szar i zapłakała rzewnymi łzami. Po chwili opanowała się i pomyślała: „Może Allach, który dał mi moc pokonania mych nieprzyjaciół, okaże mi swą łaskę i zwróci ukochanego?” Błagała więc Allacha Potężnego i Wspaniałego mówiąc: „Oby Allach pozwolił mi niedługo połączyć się znów z moim ukochanym Alim Szar. Co bowiem On zechce, to może, dla sług swoich jest łaskawy i wie o wszystkim.” Potem wysławiała Allacha, błagała Go o przebaczenie i poddała się zrządzeniom losów, w przekonaniu, że wszystko, co miało początek, musi mieć swój koniec. A później wypowiedziała słowa poety:

Nie udręczaj się i swoim nie niepokój stanem,
Bo koleje życia w rękach Boga są jedynie.
Nie zagraża ci nic z tego, co nieprzewidziane,
Ale co jest przeznaczone, to ciebie nie minie.
A potem wypowiedziała słowa innego poety:
Dozwól dniom mijać jak czas chyżym,
Ale omijaj trosk siedziby.
Bywa, że to, co nie chce przybyć,
Jeden szczęśliwy traf przybliży.

I jeszcze wypowiedziała takie słowa poety:

Łagodny bądź, gdy gniewny los ciebie druzgoce,
Gdy cię jakieś nieszczęście spotka, bądź cierpliwy.
Zaiste, w naszych czasach brzemienne są noce,
A z każdej z nich, ciężarnej, zrodzą się nam dziwy.
I wypowiedziała słowa innego poety:
Miej cierpliwość, w niej jest dobro. Gdybyś wiedział o nim,
Żyłbyś w szczęśliwości, która wszelki ból wyżenie.
Jeśli się ku wytrwałości dusza twa nie skłoni,
Będziesz cierpiał, poróżniony ze swym przeznaczeniem.

Skończyła mówić wiersze, po czym przez cały miesiąc od tego wieczoru rządziła i rozkazywała ludziom za dnia, nocami zaś płakała i szlochała za swoim panem Alim Szar. A gdy się zaczął nowy miesiąc, jak zawsze kazała rozstawić na dziedzińcu stoły i usiadła przy ludziach, a oni oczekiwali na znak od niej, by rozpocząć jedzenie. Miejsce wokół półmiska z ryżem było puste, Zumurrud siedziała u szczytu stołu, wytężając wzrok w kierunku bramy wejściowej, aby widzieć każdego, kto wejdzie. Mówiła sobie w duchu: „O Ty, który wróciłeś Jusufa Jakubowi i uwolniłeś od cierpień Ajjuba, okaż mi swoją łaskę i zwróć mi mego pana, Alego Szar, przez Twoją moc i wspaniałomyślność! Ty możesz wszystko, o Panie Światów, Przewodniku błądzących, Wysłuchujący głosów i Odpowiadający na błagania, spełnij moją prośbę, Panie Światów!” Nie skończyła jeszcze swoich modłów, gdy przez bramę dziedzińca wszedł jakiś człowiek, o postaci jak gałązka banu. Mimo wychudłego ciała i bladości był pośród młodzieńców najpiękniejszy, prześcigając ich dokonałością umysłu i wychowania. Wszedłszy, nie znalazł innego wolnego miejsca, jak tylko przy półmisku z ryżem. Usiadł więc tam, a gdy Zumurrud go ujrzała, serce jej zatrzepotało, utkwiła w nim wzrok i poznała w nim swojego pana, Alego Szar. Chciała krzyknąć z radości, lecz powstrzymała się od tego ze wstydu przed ludźmi. Chociaż więc wszystko w niej drżało i tłukło się serce, zataiła swoje uczucia.

A przyczyna przybycia Alego Szar była taka: Kiedy zasnął na ławce, a Zumurrud zeszła po linie i porwał ją Kurd Dżawan, Ali Szar ocknął się w chwilę po jego odejściu i zauważył, że ma gołą głowę. Zrozumiał, że ktoś wyrządził mu krzywdę, zabierając zawój podczas snu. Wypowiedział więc słowa, które dodają otuchy temu, kto je wymawia: „Należymy do Allacha i do Niego wszyscy powrócimy.” Następnie poszedł do starej sąsiadki, która przyniosła mu była wiadomość o miejscu pobytu Zumurrud, i zastukał do jej drzwi. Gdy wyszła do niego, począł płakać przed nią, aż wreszcie upadł zemdlony. Odzyskawszy przytomność opowiedział jej o wszystkim, co się zdarzyło. Staruszka zganiła go i złajała za to, co uczynił, wołając: „Sam jesteś winien swojego nieszczęścia i biedy!” I wciąż mu wymyślała, aż wreszcie krew pociekła mu z nosa i stracił przytomność. Kiedy ją odzyskał, zobaczył, że staruszka płacze nad nim, roniąc łzy z oczu. Rozpacz go ogarnęła i wypowiedział te dwuwiersze:

W czym się więcej goryczy mieści niż w rozłące?
Cóż słodsze niż zbliżenia chwila upragniona?
Allachu! Połącz wszystkie serca kochające
I bądź mi ku pomocy, bowiem rychło skonam.

Staruszka powiedziała litując się nad nim: „Posiedź tu i czekaj. Idę zasięgnąć wieści i wrócę szybko.” Ali Szar odpowiedział: „Słyszę i jestem posłuszny.” Pozostawiła go więc i odeszła. Nie było jej przez pół dnia, a potem wróciła i powiedziała: „O Ali, sądzę, że umrzesz z rozpaczy i nie ujrzysz już swojej ukochanej przed śmiercią. Kiedy bowiem mieszkańcy pałacu zbudzili się rano, znaleźli okno wychodzące na ogród otwarte, a Zumurrud przepadła i z nią razem worek złota należący do chrześcijanina. Wchodząc tam zauważyłam walego, który stał przed bramą pałacu z gromadą ludzi. Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym!” Skoro Ali Szar usłyszał od niej te słowa, światło przed jego oczyma zmieniło się w mrok, utracił nadzieję życia i pewny był śmierci. Płakał, póki nie upadł zemdlony, a kiedy odzyskał przytomność, powaliły go miłość i rozłąka i ciężko zaniemógł. Nie opuszczał swego mieszkania, a sąsiadka sprowadzała mu lekarzy, poiła napojami i przyrządzała mu jedzenie przez cały rok, aż wreszcie znów duch w niego wstąpił. Wtedy natychmiast naszły go wspomnienia tego, co minęło, i wypowiedział te wiersze:

Troska biegnie za troską w rozstania godzinie,
Ogień pali się w sercu i za łzą łza płynie.
Nie znający wytchnienia słabnie w duszy swojej;
Zgnębiła go tęsknota, dręczą niepokoje.
O, Panie! Ratuj! Niech Cię nie błagam daremnie,
Dopóki iskra życia tli się jeszcze we mnie.

Z początkiem następnego roku staruszka powiedziała do Alego: „Mój synu, przez to, że się pogrążasz w smutku i rozpaczy, nie odzyskasz swojej ukochanej! Wstań, pokrzep serce i ruszaj na poszukiwanie Zumurrud. Wędrując po krajach możesz natrafić na wieści o niej.” I nie przestawała dodawać mu otuchy i sił, aż wreszcie duch w niego wstąpił. Kazała mu wówczas pójść do łaźni, poiła go rosołem i karmiła kurami. Postępowała z nim tak codziennie, przez miesiąc, aż nabrał sił i wyruszył w drogę. Jechał i jechał, aż przybył do miasta Zumurrud, a tam wszedł na dziedziniec, usiadł przy stole i sięgnął ręką po jedzenie. Lecz biesiadnicy użalili się nad nim i powiedzieli: „Młodzieńcze, nie jedz z tego półmiska, gdyż nieszczęście spotyka każdego, kto z niego je!” Ali Szar odparł jednak: „Pozwólcie mi zjeść, niech czynią ze mną, co zechcą, może uwolnię się od tego ciężkiego życia.” Po czym wziął pierwszą garść ryżu. Zumurrud chciała, by go przed nią przyprowadzili, lecz pomyślała, że jest na pewno głodny, i rzekła sobie w duchu: „Zaczekam, aż się naje.”

Jadł więc Ali Szar, a ludzie patrzyli na niego w osłupieniu i czekali, co się z nim stanie. Kiedy już zjadł do syta, Zumurrud powiedziała do kilku eunuchów: „Idźcie do młodzieńca, który jadł ryż, i przyprowadźcie go do mnie, ale łagodnie! Powiedzcie mu tak: «Wstań i chodź porozmawiać z królem, który chce cię o coś łaskawie zapytać i prosić o odpowiedź.»” Odparli: „Słyszymy i jesteśmy posłuszni”, po czym podeszli do Alego Szar, a stanąwszy przed nim, powiedzieli: „O panie, pozwól, porozmawiaj z królem i bądź spokojny.” Ali odrzekł: „Słyszę i jestem posłuszny”, wstał i poszedł z eunuchami, a ludzie powiadali jeden do drugiego: „Nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym! Ciekawe, co też król z nim uczyni?” Inni zaś mówili: „Nie zrobi mu nic złego. Gdyby chciał wyrządzić mu krzywdę, nie zostawiłby go przy stole, aż się naje do syta.”

Stanąwszy przed Zumurrud, Ali Szar pozdrowił ją i ucałował przed nią ziemię, a ona powitała go i przyjęła z szacunkiem mówiąc: „Jak się nazywasz, jakie jest twoje rzemiosło i po co przybywasz do naszego miasta?” Odpowiedział: „O królu, moje imię jest Ali Szar, pochodzę z Chorasanu, kraju kupców. Przybyłem do tego miasta, szukając niewolnicy, która mi zginęła, a była mi droższa niż wzrok i słuch. Dusza moja jest ciągle przy niej, odkąd ją utraciłem. Taka jest moja sprawa.” Potem wybuchnął płaczem i zemdlał. Zumurrud kazała spryskać mu twarz wodą różaną, spryskiwali go więc wodą różaną, aż się ocknął. Kiedy przyszedł do siebie, rozkazała: „Dajcie mi deskę z piaskiem i miedziany rylec!” Przynieśli jej to, czego żądała, a ona wzięła rylec, rozsypała piasek i patrzyła na niego przez chwilę, a potem powiedziała do Alego Szar: „Twoje słowa są prawdziwe, a Allach pozwoli ci spotkać twoją niewolnicę w niedługim czasie, więc bądź spokojny!”

Kazała następnie jednemu z szambelanów, by zaprowadził go do łaźni, przyodział w piękną szatę królewską, wybrał mu konia z najlepszych okazów stadniny króla i wrócił z nim do pałacu pod koniec dnia. Szambelan odrzekł: „Słyszę i jestem posłuszny.” Zabrał Alego Szar i odszedł z nim, a ludzie mówili między sobą: „Co to znaczy, że król taki łaskawy dla tego młodzieńca?” Jakiś człowiek powiedział: „Czy nie mówiłem, że nie zrobi mu nic złego? Wygląda wszak tak pięknie! Już kiedy król pozwolił mu się najeść, przeczuwałem to.” Każdy z nich omawiał to wydarzenie, a później wszyscy odeszli swoją drogą. Zumurrud nie mogła uwierzyć, że z nadejściem nocy spotka się w odosobnieniu z ukochanym swego serca. Gdy noc zapadła, weszła do swojej sypialni i udała, że ogarnęła ją senność. A taki był jej zwyczaj, że nikt u niej nie sypiał prócz dwóch małych chłopców do posługi. Kiedy więc została sama, posłała po swego ukochanego Alego Szar i usiadła na łożu, u którego wezgłowia i w nogach paliły się świece, a złote lampy oświetlały komnatę. Skoro ludzie usłyszeli, że posłała po Alego Szar, byli zdziwieni i każdy z nich zaczął sobie różne rzeczy wyobrażać i wygłaszać swoje zdanie. Ktoś powiedział, że królowi spodobał się ten chłopiec i że uczyni go nazajutrz dowódcą wojsk. 

A gdy Ali Szar wszedł do komnaty Zumurrud, ucałował przed nią ziemię i upraszał Allacha o łaski dla niej. Ona zaś pomyślała sobie: „Podręczę się z nim trochę, nie dając się poznać”, głośno zaś spytała: „Czy byłeś w łaźni, Ali?” Odrzekł: „Tak, o mój panie”, a ona powiedziała: „Zjedz więc nieco tej kury i mięsiwa i spróbuj tego napoju, gdyż jesteś zmęczony, a potem przyjdź tutaj.” Ali odparł: „Słyszę i jestem posłuszny”, i uczynił, co mu kazała. Kiedy skończył jeść i pić, powiedziała do niego: „Chodź tu do mnie na łoże i pomasuj mnie!” Ali Szar począł więc masować jej nogi i kolana i poczuł, że są gładsze niż jedwab. Rozkazała mu: „Masuj wyżej!” Lecz Ali rzekł: „Wybacz, panie mój, nie posunę się powyżej kolan.” Zawołała: „Sprzeciwiasz mi się zatem. Złowieszcza będzie dla ciebie ta noc! Lecz jeśli mnie posłuchasz, będziesz moim ukochanym i uczynię cię emirem.” Zapytał Ali Szar: „O królu czasu, w czym mam ci być posłuszny?” Rozkazała: „Zdejmij szaty i połóż się na brzuchu!” Ali zawołał: „Nigdy w życiu tego nie robiłem, oskarżę cię przed Allachem w Dniu Sądu o przymuszanie do tego! Zabierz wszystko, co mi dałeś, i pozwól mi opuścić twoje miasto.” Potem płakał i szlochał, lecz Zumurrud znów zawołała: „Zrzuć mi zaraz szaty i połóż się na brzuchu, bo jeśli nie, zetnę ci głowę!” 

Spełnił więc rozkaz, a ona położyła się mu na plecach. Poczuł wtedy coś miękkiego, gładszego niż jedwab i delikatniejszego niż olej sezamowy, i pomyślał sobie: „Ten król jest lepszy od wszystkich kobiet.” Zumurrud leżała chwilę na jego plecach, po czym zsunęła się na podłogę. Ali Szar zaś powiedział sobie w duszy: „Chwała Allachowi, że się nie podniecił.” Lecz ona rzekła: „Ali, mój członek pręży się tylko wtedy, gdy go pocierać dłonią. Pocieraj go więc, aby powstał, a. jeśli tego nie zrobisz, zabiję cię!” To rzekłszy położyła się na plecach, chwyciła go za rękę i położyła ją sobie między uda, a on poczuł pod ręką coś miększego niż jedwab, białego i nabrzmiałego, coś, co przypominało gorącem żar łaźni lub serce kochanka ogarniętego namiętnością. Pomyślał sobie: „Cóż to za dziwy, król posiada to, co mają kobiety!”, i ogarnęła go taka żądza, że członek mu się wyprężył. Kiedy Zumurrud to zauważyła, zaśmiała się i zachichotała mówiąc: „O mój panie, do tego już doszło, a ty jeszcze mnie nie poznałeś?” Zapytał: „A kimże ty jesteś, królu?” Odpowiedziała: „Jestem Zumurrud, twoja niewolnica.”

Gdy się Ali o tym dowiedział, ucałował ją, pochwycił w objęcia i rzucił się na nią jak lew na owcę. Poznał, że jest ona jego niewolnicą, i opuściły go wszelkie wątpliwości. Wsunął swój miecz do jej pochwy, stał się odźwiernym jej wrót i imamem w jej mihrabie, a ona wraz z nim klękała, biła pokłony, podnosiła się i siadała, a modłom tym towarzyszyły ruchy i miłosne westchnienia. Posłyszeli to eunuchowie, przybiegli i poczęli podglądać zza zasłony. Zobaczyli króla leżącego i unoszącego się nad nim Alego Szar, zauważyli, że król pojękuje i wije się. Mówili więc między sobą: „Tak się nie zachowuje mężczyzna! Czy może to być, że król jest kobietą?” Zataili jednak tę sprawę i nie wyjawili jej nikomu. Rankiem Zumurrud posłała po wszystkie swoje wojska i dostojników swego państwa, każąc im przybyć do siebie, a gdy się stawili, rzekła: „Chcę wyjechać do kraju tego człowieka. Wybierzcie więc sobie namiestnika, który by rządził do czasu mojego powrotu.” Odpowiedzieli jej: „Słyszymy i jesteśmy posłuszni.” Później Zumurrud zajęła się przygotowaniami do podróży. Wybrała sobie zapasy żywności, drogocenne przedmioty, towary i podarunki, wielbłądy i muły, po czym opuścili miasto. Jechali, dopóki nie przybyli do miasta Alego Szar. Gdy Ali wszedł do swego domu, począł obsypywać ludzi darami, rozdawać jałmużnę i nie szczędził datków. Zumurrud urodziła mu dzieci i żyli w nieustającym szczęściu, aż przyszła do nich ta, która przerywa rozkosze i rozdziela więzi. Chwała niech będzie Temu, który jest Wieczny i nie ma kresu: chwała Allachowi w każdym stanie rzeczy. A pośród tego, co opowiadają, jest jeszcze: Opowieść o niewolnicach różnych kolorów

Zapraszamy na warsztaty mistyki arabskiej, żydowskiej i chrześcijańskiej


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz