niedziela, 15 marca 2015

Opowiadanie drugiego żebraka

Księga 1001 nocy

Opowiadanie drugiego żebraka



O pani, ja także nie urodziłem się ślepy, lecz przeżyłem niezwykłą przygodę. A gdyby ją zapisać igłą w kąciku oka, byłaby przestrogą dla tego, kto wziąłby ją sobie za przykład. Ja także byłem królem i synem króla. Czytałem Koran według siedmiu przekazów i księgi największych mędrców, studiowałem naukę o gwiazdach i słowa poetów i zajmowałem się różnymi gałęziami wiedzy, aż prześcignąłem ludzi moich czasów, a moje pismo przewyższało pismo innych kaligrafów. I rozeszła się wieść o mnie po rozmaitych prowincjach i krajach, i dotarła do różnych władców. Usłyszał o mnie także król Indii i wysłał do mego ojca posła z darami i kosztownościami godnymi królów, prosząc, abym go odwiedził. Ojciec przygotował dla mnie sześć statków, którymi podróżowaliśmy po morzu przez cały miesiąc, aż dopłynęliśmy do lądu. Wtedy wyprowadziliśmy konie, które mieliśmy z sobą na statku, i objuczyliśmy dziesięć wielbłądów darami. A ledwie uszliśmy niewielki kawałek drogi, gdy oto pojawiła się chmura pyłu, wzniosła się, zawirowała i wypełniła całą okolicę, pozostając tak przez chwilę. Potem pył opadł, a spod niego wynurzyło się sześćdziesięciu jeźdźców, podobnych srogim lwom. 

Przyglądnęliśmy się im i spostrzegliśmy, że byli to koczownicy uprawiający rozbój na drogach. Oni zaś ujrzeli, że jest nas niewielu i że mamy z sobą dziesięć juków z darami dla króla Indii, i przygalopowali ku nam, kierując włócznie w naszą stronę. I jęliśmy dawać im znaki palcami, a potem zawołaliśmy do nich: „Jesteśmy posłami do wielkiego króla Indii, nie czyńcie nam krzywdy!” Ale tamci odrzekli: „Nie jesteśmy w jego kraju ani pod jego panowaniem”, i zabili część niewolników, a reszta uciekła. Ja także im uszedłem, choć otrzymałem ciężką ranę, ale beduini już nie zwracali na nas uwagi, zajęci mieniem i darami, które wieźliśmy z sobą. I szedłem tak, nie wiedząc, dokąd się udać. Przedtem byłem możny, teraz zostałem poniżony. Wędrowałem więc, aż dotarłem do szczytu pewnej góry i znalazłem tam schronienie w jaskini aż do nadejścia dnia. Potem wędrowałem dalej, aż przybyłem do miasta pięknie zabudowanego, które opuściła już zima wraz z chłodem, a zawitała tam wiosna z kwiatami. 

Ucieszyłem się, że przyszedłem do tego miasta, bo byłem już zmęczony drogą i pobladły ze zmartwienia, gdyż losy moje uległy odmianie i nie wiedziałem, dokąd by się udać. Właśnie przechodziłem obok krawca siedzącego w swym kramie i pozdrowiłem go, a on oddał mi pozdrowienie, powitał mnie i począł ze mną życzliwie rozmawiać. Spytał mnie o przyczynę, dla której opuściłem rodzinny kraj, a ja opowiedziałem mu o tym, co mi się zdarzyło od początku do końca. Krawiec zatroskał się bardzo z mego powodu i rzekł: „Młodzieńcze, nie rozpowiadaj o twoich przypadkach, lękam się bowiem o ciebie, dlatego że król tego miasta jest jednym z największych wrogów twojego ojca i poprzysiągł mu zemstę krwi.” Potem krawiec przyniósł mi pożywienie i napój. Jadłem tedy, a on jadł wraz ze mną i rozmawialiśmy do nadejścia nocy. Wtedy uprzątnął dla mnie miejsce w swoim warsztacie i przyniósł mi potrzebne rzeczy, a mianowicie łoże i przykrycie. I pozostawałem u krawca trzy dni, po czym powiedział do mnie: „Czy nie znasz jakiego rzemiosła, aby zacząć zarabiać?” Odrzekłem: „Jestem prawnikiem, uczonym, kaligrafem i matematykiem”, a krawiec powiedział: „Zaprawdę, na twoje umiejętności nie ma popytu w naszym mieście, jak i nie ma u nas nikogo, kto by znał nauki lub sztukę pisania; ludzie tutaj potrafią jedynie zarabiać pieniądze.” Zawołałem: „Na Allacha, ja nie umiem nic prócz tego, co wymieniłem”, a krawiec powiedział: „Przepasz się tedy, weź siekierę i powróz i zbieraj w stepie drzewo na opał, abyś się mógł wyżywić, do czasu kiedy uwolni cię Allach. I nie opowiadaj nikomu o sobie, bo cię zabiją.” 

Potem krawiec kupił mi siekierę i powróz i wysłał mnie wraz z kilkoma drwalami, zlecając im opiekę nade mną. Chodziłem więc z nimi, zbierałem drzewo i powracałem z ładunkiem na głowie, sprzedawałem to za pół denara i część tej sumy wydawałem na pożywienie, a część odkładałem. I spędziłem w ten sposób cały rok. A gdy po upływie roku poszedłem pewnego dnia jak zwykle w step i zagłębiłem się weń, aby zbierać drzewo, napotkałem tam zarośla krzewów, a w nich wiele chrustu na opał. Wszedłem w owe zarośla, zbliżyłem się do jakiegoś drzewa i zacząłem kopać wokół niego, odrzucając ziemię od korzeni, kiedy nagle siekiera moja uderzyła w miedzianą obręcz. Oczyściłem ją z ziemi i zobaczyłem, że tkwi w spuszczanych drewnianych drzwiach. Podniosłem te drzwi, a pod nimi ukazały się schody. Zszedłem więc po nich na dół i ujrzałem bramę, a gdy ją minąłem zobaczyłem zamek solidnej budowy, w nim zaś znalazłem dziewczynę podobną wspaniałej perle. Widok jej oddalał od serca wszystek smutek, troskę i zmartwienie. A skoro ujrzałem ją, padłem na kolana przed jej Stwórcą, w podziwie dla piękności i wdzięku, których jej udzielił. Ona zaś spojrzała na mnie i rzekła: „Czy jesteś człowiekiem, czy dżinnem?” Odparłem: „Jestem człowiekiem”, a ona pytała dalej: „Któż przywiódł cię w to miejsce, gdzie przebywam już dwadzieścia pięć lat, a nie zdarzyło mi się w tym czasie ujrzeć tu człowieka?” Gdy usłyszałem jej słowa, odkryłem, że są pełne słodyczy, i rzekłem: „O pani moja, Allach przywiódł mię do twej siedziby, aby rozproszyć mój smutek i troskę.” I opowiedziałem jej, co mi się przydarzyło od początku do końca, a dziewczyna zapłakała, bo położenie, w jakim się znalazłem, wzbudziło w niej współczucie. 

Potem rzekła: „Ja także opowiem ci moją przygodę. Wiedz zatem, że jestem córką króla najdalszych części Indii, pana Wysp Hebanowych. Ojciec mój zaślubił mię synowi mego stryja, ale w noc zaślubin porwał mnie ifrit imieniem Dżardżaris ibn Radżmus ibn Iblis i uleciał ze mną w powietrze, a potem wylądował w tym oto miejscu. Przyniósł tu wszystko potrzebne z ozdób, szat, tkanin, sprzętów, pożywienia i napojów i przychodzi do mnie raz na dziesięć dni, by spędzić przy mnie jedną noc. A umówił się ze mną, że gdybym czegoś potrzebowała we dnie albo w nocy, mam dotknąć ręką tych dwu linijek pisma nad wnęką. I nim podniosę rękę, już widzę go przy sobie. Dziś właśnie minęły cztery dni, od kiedy ifrit był u mnie, a jeszcze sześć dni pozostało do jego przyjścia. Czy chcesz zostać u mnie przez pięć dni i odejść dopiero dzień przed jego przybyciem?” Uradowałem się i odpowiedziałem: „Tak!” Wtedy dziewczyna wstała, wzięła mnie za rękę i poprowadziła przez sklepione odrzwia do pięknej i miłej łaźni. Ujrzawszy tę łaźnię zdjąłem szaty, a dziewczyna zrzuciła swoje również i usiadła na macie, a mnie posadziła obok siebie. Potem przyniosła sorbet i dała mi pić, a później podała jedzenie i zaczęliśmy jeść rozmawiając. Wreszcie dziewczyna rzekła do mnie: „Śpij teraz i odpoczywaj, bo przecież jesteś zmęczony.” Położyłem się tedy, o pani, zapominając zupełnie o tym, co mi się było zdarzyło, i dziękując owej dziewczynie. A kiedy się obudziłem, zobaczyłem, że rozciera moje nogi. Zawołałem na nią i usiedliśmy rozmawiając przez chwilę. Potem rzekła: „Na Allacha, nudziłam się sama pod ziemią przez dwadzieścia pięć lat, nie mając w tym czasie nikogo, kto by ze mną porozmawiał. Przeto niech będzie chwała Allachowi, który cię do mnie przysłał.” I powiedziała:

Wiedząc, że przyjdziecie do nas, rozpostarlibyśmy wiernie
Wnętrze serca wam pod stopy albo oczu naszych czernie,
Rozpostarlibyśmy lica gościom, którzy ku nam kroczą,
Aby droga wasza prosto wiodła was ku naszym oczom.

Gdy wysłuchałem wiersza dziewczyny, podziękowałem jej, a w moim sercu wezbrała miłość do niej, troska zaś i smutek opuściły mnie. I siedzieliśmy pijąc wino aż do wieczora. Potem spędziłem z dziewczyną noc i doprawdy nie widziałem w moim życiu podobnej do niej – a rano zbudziliśmy się szczęśliwi. I rzekłem: „Czy mam wyrwać cię spod ziemi i uwolnić od tego dżinna?”, ale ona zaśmiała się i rzekła: „Bądź zadowolony i nie mów nic, bo z każdych dziesięciu dni jeden tylko jest dla ifrita, a dziewięć dla ciebie. „Ja zaś, opanowany namiętnością, rzekłem: „W tej chwili zniszczę wnękę, nad którą wyryty jest ten napis. Niech przyjdzie ifrit, abym go zabił, bo przeznaczeniem moim jest zabijanie ifritów!” A gdy dziewczyna usłyszała moje słowa, wypowiedziała takie wiersze:

O dążący do rozłąki, pora wstrzymać za nią pościg,
Pora wreszcie już położyć kres rozłące.
Bądź cierpliwy, wszak na świecie wiele bywa niewierności,
A rozłąka zawsze jest przyjaźni końcem.

Wysłuchawszy tego wiersza, niepomny jej słów, kopnąłem mocno we wnękę. Kobieta zawołała: „Ifrit już do nas przybył! Czyż nie ostrzegałam cię? Na Allacha, wyrządziłeś mi krzywdę, ale teraz ratuj przynajmniej sam siebie i wyjdź tą samą drogą, którą tu przyszedłeś!” I z wielkiego strachu zapomniałem moich trzewików i siekiery. A kiedy już wyszedłem na schody, odwróciłem się jeszcze, aby zobaczyć dziewczynę z ifritem, i ujrzałem, jak ziemia się rozstąpiła i wyszedł z niej ifrit o szpetnym wyglądzie, i rzekł: „Co to był za hałas, którym mnie zaniepokoiłaś? Co ci się stało?” Odrzekła: „Nic mi się nie stało poza tym, że było mi duszno i chciałam się napić wina, aby odetchnąć swobodniej. Wstałam więc, aby to uczynić, lecz upadłam na wnękę.” I krzyknął na nią ifrit: „Kłamiesz, ladacznico!” Rozejrzał się po komnacie, a zauważywszy trzewiki i siekierę, rzekł do dziewczyny: „Te przedmioty należeć mogą tylko do człowieka! Kto przyszedł do ciebie?” Odrzekła: „Nie widziałam tego wcześniej jak dopiero w tej chwili. Może to ty przyniosłeś te przedmioty z sobą?” Rzekł na to ifrit: „Nie zwiodą mnie te chytre słowa, ty ladacznico!” Potem rozkrzyżował dziewczynę pomiędzy czterema palami i zaczął ją bić, chcąc zmusić do wyznania, co się stało. Ja zaś nie mogłem słuchać jej płaczu i wyszedłem po schodach, drżąc ze strachu. A gdy dotarłem na powierzchnię ziemi, położyłem podnoszone drzwi na powrót, tak jak były, i przykryłem ziemią. Żałowałem bardzo mego czynu, wspominając ową dziewczynę, jej urodę i to, jak ją bił ten przeklęty, z którym przeżyła dwadzieścia pięć lat. A bił ją tylko z mojego powodu. Przypomniałem sobie także mego ojca i jego królestwo, i to, jak stałem się drwalem. I wypowiedziałem ten oto wiersz:

Jeśli los cię dnia pewnego nieszczęściem ugości,
Wiedz, bywają dni rozpaczy i dni szczęśliwości.

Potem szedłem, aż przybyłem do mojego przyjaciela, krawca, i zastałem go, gdy oczekując mnie siedział jak na rozżarzonych węglach. Rzekł: „Spędziłem wczorajszą noc sercem przy tobie i lękałem się o ciebie przez wzgląd na dzikie zwierzęta i inne niebezpieczeństwa. Chwała niech będzie Allachowi za twoje ocalenie!” Podziękowałem krawcowi za troskliwość, jaką mnie otaczał, wszedłem do mojej izby i zacząłem rozmyślać o tym, co mi się zdarzyło, wyrzucając sobie, że kopnąłem w ową wnękę, gdy nagle mój przyjaciel, krawiec, wszedł do mnie i rzekł: „W sklepie jest jakiś Pers, który cię poszukuje i ma z sobą twoją siekierę i trzewiki. Przybył z tymi przedmiotami do drwali i powiedział im, że wyszedł w czasie, kiedy muezzin nawoływał do porannej modlitwy i znalazł te rzeczy, ale nie wie, do kogo należą. Po czym zażądał, by go zaprowadzono do właściciela sandałów i siekiery, a drwale przywiedli go do ciebie. Siedzi teraz w moim kramie, więc wyjdź do niego, podziękuj i odbierz twoją własność.”

Gdy usłyszałem te słowa, zbladłem i nastrój mój się zmienił. A gdy trwałem w tym stanie, rozwarła się oto ziemia w mojej izbie i wyszedł z niej Pers – a był nim tamten ifrit. Bił ową dziewczynę straszliwie, ale ona nie wyznała mu nic. Wziął więc siekierę i sandały i rzekł jej: „Jakem Dżardżaris, potomek Iblisa, przyprowadzę ci właściciela siekiery i sandałów.” Potem poszedł z tym podstępnym zamiarem do drwali, dotarł do mnie i nie zwlekając ani chwili porwał mię, uniósł się ze mną, pofrunął i wylądował. Po czym zapadł się pod ziemię i przybył ze mną do owej komnaty, w której byłem już przedtem. A ja ze strachu nie wiedziałem, co się ze mną dzieje. I ujrzałem tę dziewczynę obnażoną, a krew wyciekała jej z boków. I popłynęły mi łzy z oczu. Ifrit zaś chwycił dziewczynę i zawołał: „Dziewko, oto jest twój kochanek!” Spojrzała na mnie i rzekła do ifrita: „Nie znam go i widzę go po raz pierwszy w tej chwili.” Ifrit zawołał: „Pomimo tej kary nie chcesz się przyznać!” Odrzekła: „Nie widziałam go nigdy w życiu, Allach zaś nie pozwala mi o nim skłamać.” I rzekł do niej ifrit: „Jeśli go nie znasz, weź ten miecz i zetnij mu głowę!” Dziewczyna wzięła miecz, podeszła do mnie i stanęła nad moją głową. Dałem jej znak brwią, a łzy płynęły mi po policzkach, ona zaś zrozumiała mię, odpowiadając znakiem, który mówił: „To ty uczyniłeś mi to wszystko!” Odpowiedziałem znakiem: „Oto jest czas przebaczenia.” A opisać można by to tymi słowy:

Moje oczy są dla mego języka tłumaczem,
One objawiają miłość, co mi w sercu płacze.
Kiedyś, kiedy z naszych oczu spadło łez niemało,
Ja milczałem, lecz spojrzenie wszystko powiedziało.
Gdy mrugnęła na mnie ledwie, pojąłem bez słowa,
Dłoń uniosłem – zrozumiała, czym jest dłoni mowa.
Więc oczyma wszystko sobie powiadamy wzajem.
I milczymy. Serce sercu wszystko niech wyznaje.

A gdy dziewczyna zrozumiała moje znaki, wypuściła miecz z ręki. Wtedy, o pani moja, ifrit podał mnie ów miecz i rzekł: „Zetnij jej głowę, a puszczę cię wolno i nie będę cię dręczył.” Odrzekłem: „Dobrze”, wziąłem miecz do ręki, zbliżyłem się szybko do dziewczyny i uniosłem rękę. A ona przemówiła do mnie znakiem brwi: „Przecież ja nie ścięłam tobie głowy!” Wówczas popłynęły mi z oczu łzy, odrzuciłem miecz i zawołałem: „O potężny ifricie i dzielny bohaterze, jeśli kobieta, mając niedoskonały rozum i wiarę, uznaje, że ścięcie mi głowy jest niedozwolone, jakże ja miałbym jej to uczynić, zwłaszcza że nie widziałem jej nigdy w życiu? Nie zrobię tego nigdy, nawet gdybym miał wychylić kielich śmierci i zguby!” I zawołał ifrit: „Miłość was łączy!” Po czym wziął miecz i uderzywszy w rękę dziewczyny, odrąbał ją, potem uczynił tak samo z jej drugą ręką, a w końcu odrąbał jej prawą, a później lewą nogę. I tak obciął dziewczynie cztery kończyny czterema cięciami miecza. A ja widziałem to na własne oczy i byłem już pewny swej śmierci. Dziewczyna zaś mrugnęła do mnie okiem, a ifrit widząc to zawołał: „Zdradzasz mnie twym okiem!”, i uderzeniem miecza obciął jej głowę. Potem zwrócił się do mnie i rzekł: „Człowiecze, nasze prawo zezwala nam zabić żonę, jeśli zdradzi. Porwałem tę dziewczynę w noc jej zaślubin, a ona miała wtedy dwanaście lat i nie znała nikogo prócz mnie. I przychodziłem do niej pod postacią Persa co dziesięć dni na jedną noc. Ale skoro przekonałem się, że mnie zdradziła, zabiłem ją. Co zaś do ciebie, to nie mam pewności, czy oszukiwałeś mnie z nią razem, ale na pewno nie puszczę cię wolno. Możesz jedynie prosić mnie o coś.” 

Ucieszyłem się tym, o moja pani, i zapragnąłem otrzymać przebaczenie. Rzekłem więc do ifrita: „O co mogę cię prosić?” Odparł: „Wybierz postać, w jaką mam cię zaczarować: w psa, osła czy też w małpę?” I rzekłem do niego, pragnąc, aby mi przebaczył: „Na Allacha, jeżeli mi wybaczysz, Allach daruje ci twoje winy za to, że przebaczyłeś muzułmaninowi, który cię nie skrzywdził.” Ukorzyłem się przed nim głęboko i pozostając w pokłonie, rzekłem jeszcze: „Dzieje mi się krzywda!” Ifrit odrzekł: „Nie przedłużaj tej rozmowy i nie bój się śmierci, ale też nie oczekuj przebaczenia, bo nie unikniesz zaczarowania.” Potem rozwarł ziemię i uleciał ze mną w powietrze tak wysoko, że świat pode mną wyglądał jak miska wody. Wreszcie ifrit postawił mnie na jakiejś górze, zgarnął trochę ziemi, pomruczał nad nią, wypowiedział zaklęcie i posypał mnie tą ziemią mówiąc: „Opuść tę postać, i wejdź w postać małpy!” I od tej chwili stałem się stuletnią małpą. A skoro ujrzałem się w tej ohydnej postaci, zacząłem płakać nad sobą, ale znosiłem cierpliwie przeciwności losu, bo wiedziałem, że los nie sprzyja stale jednemu. Zszedłem tedy ze szczytu owej góry do jej stóp i wędrowałem z tego miejsca przez cały miesiąc, aż przybyłem na brzeg słonego morza. A kiedy stałem tam już chwilę, ujrzałem na środku morza statek, pędzony pomyślnym wiatrem i zmierzający do lądu. Ukryłem się za skałą na brzegu morza, a gdy statek przybił, pobiegłem ku niemu, by dostać się na pokład. 

I rzekł jeden z tych, co byli na statku: „Zabierzcie stąd to zwierzę przynoszące nieszczęście!”, a ktoś inny rzekł: „Zabijmy je!”, a jeszcze ktoś: „Zabiję je tym oto mieczem!”, wtedy złapałem za koniec miecza i zacząłem szlochać, a łzy płynęły mi z oczu. I ulitował się nade mną kapitan statku, i rzekł do tamtych: „O kupcy, ta małpa szuka u mnie schronienia! Oto biorę ją pod opiekę i odtąd jest już pod moją pieczą. Niech jej tedy nikt nie krzywdzi i nie dokucza!” I był dla mnie dobry ów kapitan, a cokolwiek mówił, rozumiałem go, spełniałem wszystko, czego żądał, i byłem jego sługą na tym statku. Wiatr sprzyjał nam przez pięć dni, aż zarzuciliśmy kotwicę w pobliżu dużego miasta, które miało tak wielu mieszkańców, że zliczyć ich ilość mógłby tylko Allach Najwyższy. A skoro przybiliśmy do brzegu i zakotwiczyliśmy nasz statek, przyszli do nas mamelucy króla tego miasta, a pozdrowiwszy, życzyli kupcom szczęścia, po czym rzekli: „Nasz król przesyła wam pozdrowienia wraz z tym oto zwojem Papieru i prosi, aby każdy z was napisał na nim jedną linijkę”, wówczas, choć miałem postać małpy, wstałem i wyrwałem zwój z rąk kupców, a oni przestraszyli się, że go podrę i wrzucę do morza, zaczęli więc łajać mnie i chcieli mnie zabić. Ja jednak dałem im znak, że pragnę także pisać, a kapitan rzekł: „Pozwólcie mu, niech pisze! Jeżeli nie potrafi, wygnamy go, ale jeżeli pisze ładnie, uznam go za syna, bo zaiste nie widziałem jeszcze małpy rozumniejszej od niego!” Wziąłem więc pióro, umoczyłem je w inkauście i napisałem linijkę rodzajem pisma zwanym rika. A był to taki oto wiersz:

Już pisało przeznaczenie o szlachetnych ludzi czynach,
Lecz o twej dobroci milczy, o twych cnotach nie wspomina.
Gdyby Allach zabrał ciebie, cały świat by osierocił,
Bo zaiste ojcem jesteś łaskawości i dobroci.

I napisałem pismem rihani:

Ma pióro, które po całej ziemi
Szerząc szczęśliwość dobra rozdaje,
A palce jego to pięć strumieni.
Dobro z nich spływa we wszystkie kraje.

I napisałem pismem sulus:

Nie ma w świecie pisarza, który by nie umarł,
Ale czas to, co po nim zostało, ochrania,
Nie napisz ręką swoją żadnej rzeczy, która
Nie cieszyłaby ciebie w chwili zmartwychwstania.

I napisałem poniżej pismem miszk te wiersze:

Otwórz kałamarz siły oraz szlachetności,
By weń wlać atramentu dobroci, hojności,
I póki możesz, napisz nim rzecz dobrą, która
Będzie zasługą twoją i twojego pióra.

Potem oddałem kupcom zwój papieru, a oni poszli z nim do króla. A skoro król obejrzał linijki pisma na zwoju, nie spodobało mu się żadne pismo, tylko moje. I rzekł do swej świty: „Idźcie do tego, kto to napisał, ubierzcie go w tę oto szatę, posadźcie na muła i przyprowadźcie go do mnie przy dźwięku trąb!” A gdy ludzie z królewskiej świty usłyszeli jego słowa, roześmiali się, król zaś wybuchnął gniewem i rzekł: „Jakże to? Ja daję wam rozkaz, a wy się ze mnie śmiejecie?!” Odrzekli: „O królu, nie śmiejemy się z twoich słów, lecz dlatego, że ten kto to pisał, jest małpą, a nie człowiekiem, i należy do kapitana statku.” I zdumiał się król ich słowami, zadrżał z zachwytu i zawołał: „Chciałbym kupić tę małpę!”, po czym wysłał na statek posłów, a z nimi muła i szatę, mówiąc im; „Musicie ubrać małpę w tę szatę, posadzić na muła i przyprowadzić tutaj!” Udali się tedy posłowie na statek, wzięli mnie od kapitana i ubrali w ową szatę, a kupcy przyglądali mi się w zdumieniu. A kiedy przybyli ze mną do króla i gdy ujrzałem go, ucałowałem przed nim ziemię trzy razy. I król rozkazał mi usiąść, więc przysiadłem na kolanach, a obecni zadziwili się moim dobrym zachowaniem, najbardziej zaś zdumiony był sam król. Potem odprawił wszystkich zebranych, a gdy odeszli, pozostał tylko on, eunuch, pewien młody mameluk i ja. Wtedy król polecił przygotować posiłek. Ustawiono stół, na którym były potrawy pobudzające smak i cieszące oko, a król dał mi znak, abym jadł z nimi. Powstałem więc, ucałowałem przed nim ziemię siedem razy i zasiadłem razem z nim do jedzenia. W końcu stół usunięto, a ja poszedłem umyć ręce, po czym wziąłem kałamarz, pióro i papier i napisałem te oto wiersze:

Baranina, jako lek jest, który krzepi siły,
Lecz od mięsa baraniego słodką strawę wolę.
Widok stołu nakrytego jakże mi jest miły,
Gdy kunafa z miodem, z masłem stoi na tym stole.

I napisałem także te wiersze:

Wzdycham ciągle za kunafą, więc mi ją przynieście,
Brak mi ciebie, o kunafo, dłużej czekać nie chcę.
Ani we dnie, ani w nocy nie przestanę jeść cię,
Bowiem dobry jest mi smak twój, co mi język łechce.

Później powstałem i usiadłem w pewnej odległości. A król spojrzał na to, co napisałem, przeczytał, zadziwił się i zawołał: „Skąd bierze się u tej małpy tak czysty język i takie pismo? Na Allacha, zaiste to jest cud cudów!” Potem przyniesiono królowi szachy, a on rzekł do mnie: „Czy chciałbyś zagrać ze mną?” Odrzekłem skinieniem głowy: „Tak”, zbliżyłem się, ustawiłem szachy i grałem z królem dwa razy, pokonując go, on zaś popadł w zmieszanie i rzekł: „Gdyby ta małpa miała postać człowieka, prześcignęłaby wszystkich ludzi swego czasu!” Potem rzekł do eunucha: „Idź do twojej pani i powiedz jej: «Przyjdź pomówić z królem», aby mogła zarazem zobaczyć tę niezwykłą małpę.” Poszedł więc eunuch i wkrótce powrócił, a z nim jego pani, córka króla. A gdy tylko spojrzała na mnie, zakryła twarz i rzekła: „O mój ojcze, dlaczego przyszło ci na myśl posłać po mnie i pokazać obcemu człowiekowi?” Odrzekł: „Córko moja, nie ma tu u mnie nikogo, poza tym małym mamelukiem, eunuchem, który cię wychował, i tą małpą – a ja jestem twym ojcem! Przed kim więc zasłaniasz twarz?” 

Odparła: „Ta małpa jest królewskim synem. Imię jego ojca brzmi Ajmar, władca Wewnętrznych Wysp Hebanowych. Młodzieniec jest zaczarowany, a zaczarował go ifrit Dżardżaris, potomek Iblisa. Ifrit ten zabił swą małżonkę, córkę króla Aknamusa, a ten oto, którego uważasz za małpę, jest mądrym i uczonym człowiekiem.” I zadziwiły króla słowa jego córki, spojrzał na mnie i spytał: „Czy to prawda, co powiedziała o tobie?” Przytaknąłem skinieniem głowy i zapłakałem, a król rzekł do swej córki: „Po czym poznałaś, że jest zaczarowany?” Odrzekła: „Ojcze, gdy byłam mała, czuwała nade mną staruszka, mądra czarodziejka, która nauczyła mię sztuki czarowania. Zachowałam w pamięci jej nauki, zgłębiłam i poznałam sto siedemdziesiąt sposobów spośród wszystkich rodzajów zaklęć. Za pomocą najprostszego z nich mogłabym przenieść kamienie twego miasta poza górę Kaf, miasto przemienić w morską głębinę, a ludzi w ryby pośród jej fal.” Rzekł na to król: „Zaprawdę, imię Allacha niech będzie z tobą! Uwolnij nam tego młodzieńca, abym mianował go moim wezyrem. A skądże to w tobie te zalety, o których nic nie wiedziałem? Uwolnij. więc królewicza, abym go uczynił moim wezyrem, bo doprawdy jest mądrym i miłym młodzieńcem!” Odrzekła: „Chętnie i z przyjemnością.” Potem, o pani, córka króla wzięła do ręki nóż, na którym były wypisane hebrajskie słowa, zakreśliła nim krąg pośrodku komnaty i napisała jakieś imiona i tajemne znaki, wymawiając przy tym niezrozumiałe wyrazy i zaklęcia. 

A po chwili pociemniało przed nami i wokół nas, aż myśleliśmy, że świat zawali się nad nami, i wtem zjawił się ifrit w najohydniejszej swej postaci, z rękami jak widły, nogami jak maszty i oczami jak dwie płonące żagwie. Przeraziliśmy się, a córka króla zawołała: „Nie ma tu dla ciebie powitania ani pozdrowienia!” Rzekł na to ifrit (a przemienił się był w postać lwa): „Zdrajczyni, czemu złamałaś przysięgę? Czyż nie przyrzekliśmy sobie, że nie będziemy występować jedno przeciw drugiemu?” Odparła: „Przeklęty, skąd tobie do przysiąg?” Ifrit rzekł: „Przyjmij więc teraz to, co cię spotka!”, po czym lew, w którego był przemieniony, skoczył, otworzył paszczę i rzucił się ku dziewczynie. Lecz ona ubiegła go, wzięła bowiem do ręki jeden ze swych włosów, coś poszeptała i włos stał się zaraz ostrym mieczem. Dziewczyna uderzyła owym mieczem lwa, a on rozpadł się na dwie części, głowa jego zaś stała się skorpionem. Wtedy dziewczyna zamieniła się w wielkiego węża i podpełzła ku temu przeklętemu, który miał postać skorpiona, po czym stoczyli z sobą ciężką walkę. 

Później ifrit przemienił się w orła, a wąż w sępa, który wzleciał ponad orła, i tak ścigali się przez godzinę. Wreszcie orzeł stał się kotem, a dziewczyna wilkiem, i walczyli w komnacie przez pewien czas, prowadząc z sobą zacięty bój. A gdy kot pojął, że został pokonany, przemienił się w wielki czerwony owoc granatu, który wpadł do sadzawki. Wilk podbiegł ku niemu, a on wzleciał w powietrze, spadł na posadzkę komnaty i rozbił się. I ziarna jego rozsypały się, każde osobno, aż cała posadzka komnaty pełna była ziarenek. Wtedy wilk zamienił się w koguta po to, by móc zebrać ziarna granatu, tak by nie pozostało z nich ani jedno. Ale zrządzeniem losu jedno ziarno ukryło się przy brzegu fontanny, a kogut zaczął krzyczeć i bić skrzydłami, dając nam znaki dziobem, ale my nie rozumieliśmy, co chce nam powiedzieć. Potem krzyknął do nas tak strasznym krzykiem, że myśleliśmy, iż zwali się na nas komnata. Zaczął też biegać po całej komnacie, aż wreszcie dostrzegł ziarenko, które ukryte było u brzegu sadzawki. Kogut rzucił się więc ku niemu chcąc zebrać je dziobem, ale wówczas ziarenko wpadło do wody w sadzawce i stało się rybą, która pływała w tej wodzie. 

Kogut przemienił się także w wielką rybę, skoczył za tamtą i znikł na chwilę. I oto usłyszeliśmy straszny krzyk i zadrżeliśmy, a zaraz potem z wody wyszedł ifrit jak płonąca pochodnia, z ust buchały mu płomienie, a z oczu i nozdrzy wystrzelał ogień i dym. Dziewczyna przemieniła się także w potężny płomień, my zaś chcieliśmy wskoczyć do wody, w obawie, że zginiemy. Nim jednak spostrzegliśmy się, ifrit wydał okrzyk spomiędzy płomieni i znalazł się koło nas w komnacie, ziejąc nam ogniem w twarze. Dziewczyna dogoniła go i dmuchnęła mu ogniem w twarz, nas zaś dosięgły iskry od niej i od niego. Jej iskry nie czyniły nam krzywdy, lecz co do iskier pochodzących od ifrita, to jedna z nich dosięgła mnie i wypaliła mi oko – a byłem jeszcze w postaci małpy. Także króla dosięgła iskra ifrita, padła mu na twarz i spaliła jej dolną część, wraz z brodą i podniebieniem, a także wybiła mu dolne zęby. Jedna iskra spadła na pierś eunucha i w tejże chwili stanął on w ogniu i zginął. Byliśmy już pewni naszej zguby i straciliśmy nadzieję na życie. I oto gdy trwaliśmy w tym stanie, głos jakiś zawołał: „Allach jest Wielki! Allach jest Wielki! Zwyciężył i dał zwycięstwo, i pognębił tego, kto odszedł od wiary Muhammada, Pana proroków.” A był to głos córki króla, która spaliła ifrita. Spojrzeliśmy na niego i zobaczyliśmy, że stał się garstką popiołu. Potem dziewczyna podeszła do nas i rzekła: „Podajcie mi miskę wody!”, i przynieśli jej miskę, a córka króla wypowiedziała nad nią słowa, których nie rozumieliśmy, po czym skropiła mnie wodą i rzekła: „Za sprawą Allacha i mocą jego imienia, wróć do swej poprzedniej postaci!” I stałem się znów człowiekiem, jak przedtem, ale oko moje pozostało wypalone. 

Potem dziewczyna zawołała: „Ojcze mój, ogień! Ogień! Nie będę dłużej żyła, bo oto wybiła godzina mej śmierci! Gdyby on był człowiekiem, zabiłabym go zaraz na początku. A osłabłam dopiero, kiedy rozbił się owoc granatu i zbierałam jego ziarna, a przeoczyłam ziarenko, w którym zaklęta była dusza dżinna. Gdybym je była zebrała, ifrit zginąłby od razu. Ale zrządzeniem losu i przeznaczenia nie widziałam go. A pojęłam to dopiero wówczas, gdy znów zjawił się ifrit i wypadła mi z nim ciężka walka pod ziemią, w powietrzu i w wodzie. I za każdym razem, kiedy próbował przeciwko mnie nowego sposobu, znajdowałam na niego sposób potężniejszy, aż użył przeciw mnie ognia. Przeznaczenie pomogło mi tak, że ja go spaliłam pierwszego i zmusiłam do wypowiedzenia wyznania wiary islamu, ale teraz umieram i niech wam Allach mnie zastąpi!” I nie przestawała błagać o pomoc przeciw ogniowi. 

Nagle czarne iskry ogarnęły jej piersi i dosięgły twarzy. A gdy już były przy twarzy, dziewczyna zapłakała i rzekła: „Wyznaję, że nie ma boga prócz Allacha, a Muhammad jest Jego Prorokiem.” Zaraz potem spojrzeliśmy na nią i zobaczyliśmy, że stała się garstką popiołu, tuż obok popiołu ifrita. I ogarnął nas smutek, a ja zapragnąłem być na miejscu dziewczyny i nie widzieć, jak owa miła twarz, która okazała mi tyle dobroci, stała się popiołem. A skoro król ujrzał, że córka jego stała się garstką popiołu, wyrwał sobie resztki brody, jął bić się po twarzy i rozdarł swoje szaty, a ja uczyniłem podobnie i razem opłakiwaliśmy dziewczynę. Potem przyszli szambelanowie i możni kraju i ujrzeli władcę zranionego, a przy nim dwie garści popiołu. Zadziwili się tym i chodzili chwilę wokół króla, a on, gdy tylko przyszedł do siebie, opowiedział im, co zdarzyło się jego córce z ifritem. Kiedy dowiedzieli się o tym, wielka była ich boleść, kobiety i niewolnice zaczęły krzyczeć i opłakiwać córkę króla przez siedem dni. Potem król rozkazał, aby zbudowano nad popiołami jego córki wielki grobowiec i zapalono w nim świece i lampy. A popioły ifrita rzucono na wiatr, aby przeklął go Allach.

Później król zachorował i przez tę chorobę, która trwała cały miesiąc, bliski był śmierci. A kiedy wróciło mu zdrowie, kazał mnie wezwać i tak mi rzekł: „O młodzieńcze, pędziliśmy nasze dni żyjąc szczęśliwie i w poczuciu bezpieczeństwa wobec przeciwności losu, aż przyszedłeś do nas ty, a razem z tobą troski. Obyśmy cię nigdy nie byli ujrzeli i obyśmy nie byli ujrzeli twej wstrętnej postaci, za której przyczyną doszliśmy do takich strat! Po pierwsze bowiem utraciłem moją córkę, wartą tyle co stu innych ludzi, a po drugie zdarzył mi się ów przypadek z ogniem i straciłem zęby, i jeszcze zginął mój eunuch. Jednak nie w twojej mocy było zmienić cokolwiek i tak oto wypełniło się nad nami i nad tobą przeznaczenie Allacha. Dzięki niech będą Allachowi za to, że córka moja uratowała cię, choć sama przez to zginęła. A teraz, synu mój, odejdź z mego kraju! Starczy już tego, co stało się za twoją przyczyną, a co było nam i tobie przeznaczone. Odejdź w pokoju!” I opuściłem króla, o pani moja, nie śmiać nawet wierzyć w moje ocalenie i nie wiedząc, dokąd zwrócić swe kroki. Potem przypomniałem sobie wszystko to, co mi się zdarzyło: jak pozostawili mnie na drodze rozbójnicy, jak ocalałem z ich rąk i jak wędrowałem przez cały miesiąc. Przypomniałem sobie, jak wszedłem do miasta jako obcy człowiek, wspomniałem spotkanie z krawcem i spotkanie z dziewczyną pod ziemią i jak uwolniłem się od ifrita, który już miał mnie zabić. I tak po kolei przypomniałem sobie wszystko, co mnie spotkało, od początku do końca, po czym dziękowałem Allachowi mówiąc: „Zapłaciłem okiem, ale nie życiem!” A zanim opuściłem miasto, wstąpiłem do łaźni i zgoliłem brodę. I wyruszyłem, o pani moja, a każdego dnia płakałem i rozmyślałem o nieszczęściach, których skutkiem była utrata oka. A ilekroć wspominałem, co mię spotkało, płakałem i wypowiadałem ten oto wiersz:

Klnę się na Miłosiernego – ciężko mi i smutno.
Nie wiem, skąd ten smutek przyszedł z niedolą okrutną.
Wytrwam w mojej cierpliwości i w cichej pokorze,
Niechaj widzi świat, jak człowiek być cierpliwym może.
Póki Pan nie postanowi, co się ze mną stanie,
Cóż jest lepsze nad pobożne, cierpliwe czekanie?
Moje myśli zawierają serca tajne słowa.
Jeśli serce me dla ciebie tajemnice chowa,
Góra by się zawaliła w tak wielkiej udręce,
Ogień wygasłby, a wiatr by nie mógł wiać już więcej.
Ten, co rzekł, że w życiu bywa niejedna rzecz słodka,
Bardziej gorzki niźli mirra dzień na pewno spotka.

Potem wędrowałem poprzez różne kraje i wstępowałem do wielkich miast, zdążając do Przybytku Pokoju – Bagdadu, wierząc, że dostanę się do Władcy Wiernych i opowiem mu o moich przygodach. I tej właśnie nocy dotarłem do Bagdadu, i spotkałem tego oto mego pierwszego towarzysza, który stał bezradnie. Rzekłem: „Pokój z tobą”, i zacząłem z nim rozmowę. Wtedy zbliżył się do nas trzeci nasz towarzysz i rzekł: „Pokój z wami! Jestem tu człowiekiem obcym.” Powiedzieliśmy mu: „My też jesteśmy obcy, a tu przybyliśmy tej oto błogosławionej nocy.” I poszliśmy dalej we trzech – a żaden z nas nie znał przypadków drugiego – i losy zaprowadziły nas pod tę bramę, i wstąpiliśmy do was. Oto jaka była przyczyna, dla której mam obciętą brodę i wypalone oko. I rzekła dziewczyna: „Zaiste, opowieść twoja była niezwykła! A teraz przygładź sobie głowę i idź swoją drogą.” Drugi żebrak odparł: „Nie wyjdę, aż usłyszę opowieść mego towarzysza.” Potem wystąpił trzeci żebrak i mówił: Opowiadanie trzeciego żebraka... cdn.


Zapraszamy na sufickie warsztaty, śpiewy, tańce i modlitwy


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz