niedziela, 24 stycznia 2016

Opowieść o hebanowym koniu

Księga 1001 Nocy

Opowieść o hebanowym koniu


Opowiadają, że w dawnych czasach żył król potężny i pan wielmożny, który miał trzy córki, podobne błyszczącym księżycom w pełni, i miał też syna, o którym mówiono, że jest podobny księżycowi w dniu czternastym. I oto pewnego dnia, podczas gdy król siedział na tronie swego królestwa, weszło do niego trzech mędrców. Jeden z nich miał złotego pawia, drugi spiżową trąbę, a trzeci konia z kości słoniowej i hebanu. I spytał ich król: „Co to są za rzeczy i jaki z nich jest pożytek?” Odrzekł właściciel pawia: „Pożytek z niego jest taki, że za każdym razem, gdy upłynie godzina dnia czy też nocy, paw wybija ją swymi skrzydłami i krzyczy.” Właściciel trąby powiedział: „Jeżeli położy się tę trąbę na bramie miasta, będzie ona na niej jako strażnik. Ilekroć bowiem podejdzie ku miastu wróg, ona zagra przeciwko niemu i wróg zostanie rozpoznany i zatrzymany.” I rzekł właściciel konia: „O panie mój, pożytek z tego konia jest taki: jeżeli dosiędzie go jakiś człowiek, koń zaniesie go do każdego kraju, do którego człowiek ten będzie chciał się udać.” Rzekł im na to król: „Nie obdarzę was moją łaską wcześniej, aż wypróbuję użyteczność tych przedmiotów”, po czym wypróbował pawia i stwierdził, że jest taki, jak mówił jego właściciel. Wypróbował też trąbę i stwierdził, że jest taka, jak powiedział jej właściciel. Rzekł tedy król do obydwu mędrców: „Proście mnie o jakąś łaskę”, a oni odrzekli: „Prosimy cię, abyś dał każdemu z nas jedną z twoich córek.” I dał im król dwie córki za żony. Potem wystąpił trzeci mędrzec – właściciel konia, ucałował ziemię przed królem i tak u rzekł: „O królu czasu, udziel mi łaski, tak jak udzieliłeś jej moim towarzyszom.” 
Król jednak rzekł: dopiero wtedy to uczynię, gdy wypróbuję to, co przyniosłeś.” Wówczas wystąpił syn króla i powiedział: „Ojcze mój, ja dosiądę tego konia, wypróbuję go i zbadam jego użyteczność.” odrzekł król: „Wypróbuj go, synu mój, tak jak sobie tego życzysz.” Powstał więc królewicz, dosiadł konia i ścisnął go nogami, ale koń nie ruszył się ze swego miejsca. I rzekł królewicz: „Gdzież jest, o mędrcze, zachwalana przez ciebie szybkość twojego rumaka?”, mędrzec zaś podszedł do królewicza, pokazał mu śrubę, która sprawiała, iż koń unosił się w powietrze, i powiedział: „Przekręć tę śrubę.” Królewicz przekręcił ją i oto nagle koń drgnął, uniósł królewicza aż do chmur na niebie i nie przestawał wznosić się, aż zniknął wszystkim z oczu. Wówczas ogarnęło królewicza przerażenie i żałował, że dosiadł konia, potem zaś rzekł: „Zaiste, mędrzec ten uknuł podstęp, by mnie zgubić! Lecz nie ma potęgi ni siły poza Allachem Wielkim i Mocnym.” 

Później jął oglądać wszystkie członki konia i gdy tak je oglądał, dostrzegł nagle na prawej łopatce coś podobnego do głowy koguta i to samo na lewej łopatce. Pomyślał sobie: „Nie widzę na nim nic poza tymi dwoma guzikami.” Przekręcił guzik na prawej łopatce, a koń jeszcze szybciej począł unosić go w powietrze. Puścił więc ten guzik i zwrócił się ku lewej łopatce konia, patrząc na ów guzik. Przekręcił go, a wtedy ruchy konia zmieniły się i z wolna zaczął opadać w dół. Tak oto koń powoli opadał z nim ku ziemi, podczas gdy on martwił się o swe życie. Gdy jednak zauważył, że opada coraz niżej, pojął, jakie są właściwości konia. Serce jego napełniło się radością i weselem i dziękował Allachowi Najwyższemu za to, co mu wyświadczył, ratując go od zguby. Koń zaś wciąż opadał i czynił to przez cały dzień, w czasie wzlatywania oddalił się bowiem bardzo od ziemi. Królewicz natomiast kierował koniem, w jaką stronę chciał. To zniżał jego lot, to wznosił się na nim wedle upodobania. Gdy już koń wykonał wszystko, czego chciał królewicz, zbliżyli się ku powierzchni ziemi i młodzieniec oglądał z góry wszelkie kraje i miasta, których nie znał i nie widział ich nigdy przedtem w swym życiu.

Między innymi ujrzał miasto zabudowane najpiękniejszymi domami. Leżało ono pośród zielonych połaci ziemi bogatej w kwiaty, drzewa i rzeki. Pomyślał sobie przeto i zawołał: „O gdybym wiedział, jak zwie się to miasto i w jakim kraju leży!” Potem jął zataczać nad nim kręgi i oglądać je z prawa i z lewa. Ale że dzień już odchodził, a słońce zniżało się ku zachodowi, rzekł do siebie: „Zaiste, nie znajdę piękniejszego miejsca do spędzenia nocy niż to miasto. Zostanę tu na noc, a rankiem powrócę do mojej rodziny i mego pałacu królewskiego. Oznajmię mojej rodzinie i ojcu o tym, co mi się zdarzyło, i opowiem im, co widziałem własnymi oczyma”, i zaczął rozglądać się za miejscem, w którym byłby bezpieczny on i jego koń i gdzie by go nikt nie ujrzał. I gdy się tak rozglądał, dostrzegł pośrodku miasta zamek wzniesiony wysoko w górze, a otaczał go mur szeroki z wysokimi blankami. I rzekł do siebie królewicz: „Zaiste, to jest miejsce przyjemne.” Przekręcił zatem guzik, który sprawiał, że koń opadał. I tak długo się zniżali, aż osiedli równo na tarasie zamku. 

Królewicz zsiadł wówczas z konia, wzniósł modły do Allacha Najwyższego, a później począł obchodzić konia wokoło, oglądał go, a w końcu powiedział: „Na Allacha, ten, który wykonał cię w ten sposób, był zręcznym mistrzem! Jeżeli Allach Najwyższy przedłuży jeszcze moje życie i w zdrowiu pozwoli mi wrócić do mego kraju i mojej rodziny, i połączy mnie z moim ojcem, z pewnością udzielę temu mędrcowi każdej łaski i dam mu najwspanialszy dar.” Potem siedział jeszcze na tarasie tak długo, aż miał pewność, że ludzie posnęli. A doskwierał mu głód i pragnienie, bo odkąd opuścił swego ojca, nie jadł żadnego posiłku. Rzekł przeto do siebie: „W takim pałacu jak ten nie brak na pewno pożywienia.” Pozostawił konia na tarasie i odszedł w poszukiwaniu czegoś do jedzenia. Odnalazł schody, zszedł po nich na dół i ujrzał komnatę wyłożoną marmurem. Zachwycił się tym pomieszczeniem i pięknością jego budowy, ale nie usłyszał w całym tym pałacu żadnego głosu ani nie spotkał żadnego człowieka. Stanął więc bezradny, rozglądał się w prawo i w lewo i nie wiedział, dokąd ma iść. W końcu rzekł do siebie: „Postąpię najlepiej, gdy wrócę do mego konia na taras i przenocuję tam. A gdy zaświta ranek, dosiądę konia i odjadę.” Podczas gdy tak stał i przemawiał do siebie tymi słowami, ujrzał światło zbliżające się do jego kryjówki. Popatrzył uważnie i stwierdził, że pochodziło ono od grupy dziewcząt, wśród których była jedna szczególnie urodziwa, o postaci smukłej jak litera alif, podobna błyszczącemu księżycowi w pełni, tak jak mówi o tym poeta:

Pojawiła się znienacka, kiedy noc zapadła wokół,
Jako księżyc, który wzeszedł ponad horyzontem mroku.
Smukła była; gdzież na świecie mógłby istnieć człowiek, który
Jej urodzie by dorównał, czy harmonii jej natury?
Zawołałem, bom olśniony był widokiem jej urody:
„Chwała Temu, który stworzył wszystkich ludzi z kropli wody.”
Przed złym chronię ją spojrzeniem, niechaj nic jej nie zatrwoży.
Więc uciekam się do Pana ludzi i porannej zorzy.

Była to córka króla tego miasta. Ojciec kochał ją wielką miłością i z tej przyczyny wybudował dla niej ów zamek. Zawsze gdy była smutna, udawała się tam ze swymi służebnymi i pozostawała dzień, dwa dni lub dłużej. Później wracała do królewskiego pałacu. I tak się zdarzyło, że przyszła tam owej nocy dla rozweselenia i rozrywki. I szła pomiędzy służebnymi, a przy niej kroczył rzezaniec z przypasanym mieczem. Skoro weszli do zamku, rozpostarli kobierce i zapalili wonne kadzidła, bawili się i radowali. I oto nagle, gdy zajęci byli uciechami i zabawą, królewicz rzucił się na owego rzezańca, uderzył go mocno, powalił na ziemię i wyrwał mu z ręki miecz. Potem skoczył ku służebnym otaczającym królewnę i rozpędził je na wszystkie strony. Królewna zaś, gdy spostrzegła jego piękność i urodę, spytała: „Czy jesteś może tym, który prosił wczoraj ojca o moją rękę, lecz ojciec odmówił tobie, a mnie powiedział, że wstrętnie wyglądasz? Na Allacha, ojciec mój skłamał mówiąc te słowa! Ty jesteś przecież piękny!”

A rzeczywiście o jej rękę prosił syn króla Indii, lecz ojciec królewny odmówił mu dla jego wstrętnego wyglądu. Ona zaś pomyślała teraz, że to ten, który chciał ją pojąć za żonę. Zbliżyła się zatem do niego, objęła go, ucałowała i usiedli obok siebie, a służebne rzekły do niej: „O pani, to nie jest ten, który prosił króla o twoją rękę. Tamten bowiem był wstrętny, ten zaś jest piękny. Tamten starający, którego twój ojciec przepędził, nie jest godny być sługą u tego i zaiste, o pani, młodzieniec ten jest kimś znacznym.” Następnie zwróciły się służebne ku rozciągniętemu na ziemi rzezańcowi, a gdy ocuciły go, on podskoczył przestraszony i jął szukać miecza, ale nie znalazł go. Służebnice powiedziały mu wtedy: „Ten, który wziął twój miecz i powalił cię na ziemię, siedzi teraz z królewną!” A król zlecił temu właśnie rzezańcowi opiekę nad swą córką, lękając się przeciwności losu i nieszczęśliwych zdarzeń. Toteż rzezaniec podbiegł spiesznie ku zasłonie, podniósł ją i ujrzał królewnę i królewicza siedzących i zajętych rozmową. A skoro ujrzał ich, rzekł do królewicza: „O panie mój, czy jesteś człowiekiem czy dżinnem?” Królewicz zaś wykrzyknął:

„Biada ci, najnędzniejszy niewolniku! Jak śmiesz porównywać potomka królów perskich z niewiernym szejtanem?” Potem ujął miecz w dłoń i dodał: „Jestem zięciem króla. Oddał mi on swoją córkę za żonę i rozkazał mi spełnić małżeństwo.” Gdy usłyszał rzezaniec te słowa, rzekł: „O panie mój, jeżeli jesteś człowiekiem, tak jak to oświadczyłeś, to zaiste, ona jest odpowiednia tylko dla ciebie i ty masz do niej prawo większe niż ktokolwiek inny.” Potem jednak pobiegł do króla krzycząc, rozdzierając szaty i sypiąc sobie pył na głowę. Gdy zaś król usłyszał jego krzyki, zapytał: „Co się stało? Opowiedz mi prędko i w zwięzłych słowach, bo sprawiłeś, że drży moje serce!” Rzekł na to rzezaniec: „O królu, pospiesz do twej córki! Zawładnął nią szejtan spośród dżinnów, pod postacią człowieka i o wyglądzie królewicza. Strzeż się go!” Król, usłyszawszy jego słowa, postanowił go zabić i krzyknął do niego: „Dlaczego nie uważałeś na moją córkę i dopuściłeś, by ją coś takiego spotkało?!” I pospieszył do zamku, w którym znajdowała się jego córka.

Gdy przybył na miejsce, zobaczył stojące tam służebne i spytał: „Co stało się mojej córce?” Odrzekły: „O królu, gdy siedziałyśmy wraz z nią, nic nie przeczuwając, napadł na nas ten młodzieniec, a był jako księżyc w pełni i nigdy nie widziałyśmy nikogo o obliczu piękniejszym od jego oblicza. W ręku dzierżył obnażony miecz. Zapytałyśmy, kim jest, a on powiedział, że ty poślubiłeś go swej córce. Nic ponadto nie wiemy. Nie wiemy nawet, czy jest on człowiekiem czy dżinnem. Ale jest przyzwoity, dobrze ułożony i nie czyni nic złego.” Usłyszawszy ich słowa król ostygł w swym gniewie i powoli rozsunął zasłonę, a wtedy zobaczył królewicza i swą córkę, którzy siedzieli rozmawiając. Twarz królewicza była jak księżyc błyszczący, a postać miał niezwykłej piękności. Król jednak nie mógł uspokoić swej troski o córkę. Podniósł zasłonę, wszedł, trzymając w ręce obnażony miecz, i runął na nich, jak gdyby był demonem. Na jego widok królewicz spytał dziewczynę: „Czy to jest twój ojciec?” Odrzekła: „Tak.” Wówczas królewicz skoczył na równe nogi, chwycił miecz w obie ręce i krzyknął tak straszliwie, że przeraził króla, zwłaszcza że podniósł miecz na niego. Pojął tedy król, że królewicz jest silniejszy od niego, schował swój miecz do pochwy i stanął spokojnie, czekając, aż zbliży się do niego młodzieniec, po czym przemówił uprzejmie i rzekł mu: „Młodzieńcze, czy jesteś człowiekiem czy dżinnem?” Odrzekł królewicz: „Gdybym nie dbał o prawa gościnności i cześć twej córki, przelałbym twoją krew! Jak mogłeś zaliczyć mnie do złych duchów? Ja jestem potomkiem królów perskich, a oni, gdyby tylko chcieli, zagarnęliby twoje królestwo, pozbawiliby cię tronu i władzy, i zabraliby wszystko, co jest w twoich krajach.”

Skoro usłyszał król jego słowa, przestraszył się o siebie i ogarnęła go trwoga. Rzekł przeto: „Jeżeli jesteś potomkiem królów, tak jak twierdzisz, to dlaczego wszedłeś do mego zamku bez pozwolenia, uchybiłeś mojej czci i siedzisz z moją córką? Powiedziałeś, że jesteś jej mężem, twierdząc, że ja ją tobie poślubiłem, a ja zabiłem już wielu królów i królewskich synów, którzy starali się o jej rękę. Któż wyzwoli cię z mej mocy? Jeżeli zakrzyknę na moich niewolników i służbę i rozkażę im zabić cię, natychmiast to uczynią. Któż ocali cię z moich rąk?” Skoro usłyszał te słowa królewicz, odrzekł: „Dziwię się tobie i znikomości twego rozsądku. Czy możesz dla twej córki pragnąć męża piękniejszego ode mnie? Czy widziałeś kogoś o sercu bardziej stałym i posiadającego większe państwo, armię i świtę niż ja?” Odrzekł król: „Na Allacha, nie widziałem! Ale jednak życzę sobie, młodzieńcze, abyś starał się o nią przy świadkach, bym mógł cię z nią ożenić. Gdybym ci ją bowiem oddał bez świadków, potajemnie, zhańbiłbyś przez to i mnie, i ją.” Rzekł na to królewicz: „Słusznie to powiedziałeś, ale wiedz, o królu, że jeżeli zwołałbyś przeciwko mnie twoich niewolników i sługi, i twoją armię, a oni zabiliby mnie, tak jak to przedtem powiedziałeś, sam zhańbiłbyś siebie, a z twoich poddanych jedni wierzyliby tobie, inni zaś nie. Według mego zdania, winieneś, o królu, uczynić tak, jak ja ci radzę!” Rzekł król: „Powiedz, co masz do powiedzenia”, a królewicz rzekł: „Oto co chcę tobie powiedzieć: Możemy stanąć jeden przeciw drugiemu, a który zabije swego przeciwnika, będzie miał więcej prawa i bardziej będzie godny panowania. Albo też daj mi spokój tej nocy, a gdy nadejdzie ranek, wyprowadź przeciwko mnie twoje wojsko, twoich żołnierzy i sługi i podaj mi ich liczbę.” Odrzekł król: „Ilość ich jest czterdzieści tysięcy jeźdźców, nie licząc mej służby i ich sług, równych im liczbą.” 

Królewicz odparł: „Skoro więc wzejdzie dzień, wyprowadź ich przeciwko mnie i powiedz im: «Ten oto człowiek stara się o moją córkę. Lecz ja mu ją oddam pod warunkiem, że stanie do walki z wami wszystkimi, a on zapewnia, że pobije was i zwycięży, a wy mu nie dacie rady.» Potem pozwól mi stanąć do walki. Jeżeli mnie zabiją, ukryje to najlepiej twoją tajemnicę i zachowa twoją cześć, ale jeśli zwyciężę ich i pobiję, każdy król może takiego jak ja pragnąć za zięcia.” Gdy usłyszał król te słowa, uznał jego pomysł za dobry i przyjął jego radę, chociaż uważał to, co rzekł królewicz, za dziwne i przerażał go ów zamiar zmierzenia się z całym wojskiem, jak mu to przedstawił. Potem usiedli obaj i rozmawiali, a po chwili król wezwał rzezańca i posłał go do wezyra z poleceniem, by zgromadził on całe wojsko, uzbrojone i na koniach. Pobiegł więc rzezaniec do wezyra i powtórzył mu królewski rozkaz. Wezyr wezwał zatem dowódców armii i możnych państwa i rozkazał im, aby dosiedli swoich koni uzbrojeni i gotowi do boju. Takie były ich sprawy. A co do króla, to nadal rozmawiał on z królewiczem, zachwycony jego mową, rozumem i dobrym wychowaniem. A gdy tak rozmawiali, zaświtał ranek, król powstał więc i udał się do swojej siedziby, rozkazał swojej armii dosiąść koni, polecił też przygotować dla królewicza wspaniałego rumaka spośród najlepszych królewskich koni i nałożyć mu piękną uprząż. 

Ale królewicz rzekł: „O królu, ja nie dosiądę wierzchowca, dopóki nie zobaczę wojska i nie obejrzę go.” A król odrzekł: „Będzie tak, jak chcesz. Poszli tedy razem, król z młodzieńcem, aż dotarli na majdan, gdzie ujrzał królewicz wojsko i jego olbrzymią liczbę. Wtedy król zawołał: „O wszyscy tu zebrani! Przybył do mnie ten młodzieniec starać się o moją córkę. Nie widziałem nigdy piękniejszego od niego ani bardziej dumnego i odważniejszego. Oświadczył oto, że zwycięży was i pokona sam, i nawet gdybyście byli w liczbie stu tysięcy, nie byłoby to dla niego wiele. Skoro stanie z wami do walki, weźcie go na ostrza waszych włóczni i klingi waszych mieczy. Zaiste, podjął się wielkiego zadania!” Potem rzekł król do młodzieńca: „Nuże, synu mój, czyń z nimi, co zechcesz.” Odrzekł królewicz: „Nie jesteś, królu, dla mnie sprawiedliwy. Jakże mam stanąć z nimi do walki? Ja jestem pieszo, a twoi ludzie siedzą na koniach.” Król odparł: „Kazałem ci przecie dosiąść konia, ale ty nie chciałeś. Masz tu rumaki, wybierz sobie spośród nich, którego zechcesz!” Odrzekł królewicz: „Nie odpowiada mi żaden z twoich koni i nie dosiądę z nich żadnego, tylko tego, na którym tu przyjechałem.” Król spytał: „Gdzież jest ten twój koń?” Odrzekł królewicz: „Na twoim zamku.” Król pytał dalej: „W której części, mego zamku?”, a królewicz odparł: „Na tarasie.” Gdy usłyszał król jego słowa, rzekł: „Oto jest pierwszy objaw twego szaleństwa. Biada ci! Jakże koń może znaleźć się na tarasie? Zaraz jednak sprawdzimy, czy mówisz prawdę, czy kłamiesz.” I zwrócił się król do jednego ze swych dworzan mówiąc: „Idź do mego zamku i wróć z tym, co znajdziesz na tarasie.” A ludzie byli zdziwieni słowami młodzieńca i mówili między sobą: „Jakże zejdzie ten koń z tarasu schodami? Zaiste, nie słyszeliśmy o podobnej sprawie!” Ten zaś, którego król wysłał do zamku, wszedł na dach i ujrzał stojącego tam konia, od którego piękniejszego nie widział ów człowiek nigdy. 

Zbliżył się do niego, obejrzał go i stwierdził, że zrobiony jest z hebanu i kości słoniowej. A wraz z nim poszło do zamku jeszcze kilku innych zaufanych ludzi króla. Ujrzawszy owego konia, śmiali się i mówili: „Więc to o takim koniu opowiadał ten młodzieniec! On jest chyba obłąkany! Ale wnet pokaże nam, co potrafi. Możliwe, że jest w tym coś niezwykłego.” Potem podnieśli konia i dźwigali go na ramionach bez ustanku, dopóki nie stanęli przed królem, a wtedy postawili przed nim konia. I zeszli się ludzie, by go obejrzeć, i podziwiali, jak pięknie jest wykonany i jak wspaniałe ma siodło i uzdę. Także król uznał piękność konia i ogarnęło go wielkie zdziwienie, po czym rzekł do królewicza; „Młodzieńcze, czy to jest twój koń?” Odrzekł: „Tak, królu, to mój koń i wkrótce pokaże ci on dziwne sprawy.” Rzekł tedy król: „Weź go przeto i dosiądź!” A młodzieniec odpowiedział: „Dopiero wtedy go dosiądę, gdy oddalą się odeń żołnierze.” Rozkazał więc król żołnierzom, którzy stali wokół konia, aby oddalili się na odległość lotu strzały, a wówczas królewicz wypowiedział przed królem te słowa: „O królu, oto dosiądę mego konia i uderzę na twoje wojska. Rozproszę je na wszystkie strony i rozpłatam ich serca!” Odrzekł mu król: „Czyń, co chcesz, i nie oszczędzaj ich, bo zaiste, oni nie będą oszczędzać ciebie!” Wówczas podszedł królewicz ku swemu koniowi i dosiadł go, a wojsko ustawiło się w szyk bojowy przeciwko niemu, i mówili jedni do drugich: „Gdy wejdzie ów młodzieniec pomiędzy szeregi, weźmiemy go na ostrza włóczni i głownie mieczy.” A jeden z nich rzekł: „Na Allacha, to jest nieszczęście! Jakże nam zabić tego młodzieńca o pięknym obliczu i wiotkiej postaci?” Inny zaś rzekł: „Na Allacha, nie pokonacie go inaczej, jak tylko z wielkim trudem, bo młodzieniec ten na pewno czyni to wszystko, znając swoją waleczność i zręczność!”

Królewicz zaś, usadowiwszy się na koniu, przekręcił śrubę służącą do wznoszenia się, a wszystkie oczy skierowane były ku niemu, wszyscy bowiem chcieli dojrzeć, co będzie czynił. A koń zaczął podrygiwać i wykonywać najosobliwsze ruchy, jakie koń kiedykolwiek wykonuje. Wnętrze jego wypełniło się powietrzem, po czym wzniósł się i uleciał w górę. Król zaś, widząc konia wznoszącego się i wzlatującego, zawołał do swego wojska: „Biada wam! Trzymajcie go, zanim ucieknie!” Rzekli mu na to jego wezyrowie i namiestnicy: „O królu, czyż może ktoś schwytać lecącego ptaka? Ten młodzieniec jest wielkim czarownikiem, od którego uwolnił cię Allach, i chwała niech Mu będzie za to, że ocalił cię z jego rąk!” Po tym, co zdarzyło się z królewiczem, wrócił król do swego zamku. Przybywszy tam pospieszył do swojej córki, chcąc opowiedzieć jej o tym, co miało miejsce na majdanie. Zastał ją pogrążoną w wielkim żalu za królewiczem, aż wskutek rozłąki z nim zachorowała ciężko i leżała na posłaniu. Kiedy ją ujrzał ojciec w takim stanie, przycisnął ją do piersi, pocałował między oczy i rzekł: „O córko moja, chwal Allacha Najwyższego i dziękuj mu za to, że uwolnił nas od tego podstępnego czarownika.” I jął opowiadać jej o królewiczu to, co był widział, opisując, w jaki sposób wzniósł się on w powietrze. Królewna jednak wcale nie słuchała słów ojca, tylko coraz rzewniej płakała i biadała, a w końcu rzekła do siebie: „Klnę się na Allacha, że nie zjem żadnej potrawy i nic nie wypiję, dopóki nie połączy mnie z nim Allach.” 

Tak tedy nastał dla króla czas wielkiej troski z tego powodu. Martwił się on stanem swej córki i smutek przepełniał jego serce. A wszystko, czym ją pocieszał, wzmagało tylko jej wielką tęsknotę do królewicza. Takie były sprawy króla i jego córki. A co do spraw królewicza, to wzbił się on na swym koniu w powietrze, a gdy był już sam, przypomniał sobie o urodzie dziewczyny i jej wdzięku. Przed odlotem spytał dworzan króla o nazwę miasta, imię króla i imię jego córki i dowiedział się, że miasto to jest miastem Sana. Potem królewicz zwiększył szybkość rumaka, aż wreszcie przyleciał nad miasto swojego ojca. Okrążył miasto wkoło i skierował swój lot ku zamkowi ojca. Wylądował na tarasie, pozostawił tam konia i udał się do króla. Gdy wszedł, zastał go zasmuconym z powodu ich rozłąki. A gdy król ujrzał swego syna, podbiegł, objął go i przycisnął do piersi, i cieszył się nim wielką radością. A gdy już królewicz przywitał się ze swym ojcem, spytał go o mędrca, który wykonał konia, i rzekł: „Ojcze, co uczynił z nim los?” Odrzekł król: „Nie pobłogosławił Allach mędrcowi ani godzinie, w której go ujrzałem, bo on to właśnie był przyczyną twojej rozłąki z nami. Jest uwięziony, mój synu, od dnia, w którym nas opuściłeś.” Rozkazał wówczas królewicz uwolnić mędrca, wypuścić go z więzienia i przyprowadzić przed króla. A gdy zjawił się przed nimi mędrzec, król podarował mu piękną szatę honorową i okazał mu wielką łaskawość, lecz córki swej nie oddał mu za żonę. Mędrzec zapłonął z tego powodu wielkim gniewem i żałował swego czynu, bo wiedział, że królewicz poznał już tajemnicę konia i sposób kierowania nim. Potem rzekł król do swego syna: „Radzę ci, abyś nie zbliżał się już po tym wszystkim do swego konia i byś nie dosiadał go od dziś dnia nigdy, bo nie znasz wszystkich jego właściwości i możesz być przezeń narażony na niebezpieczeństwo.” 

Królewicz zaś opowiedział swemu ojcu o tym, co przydarzyło mu się z córką króla, władcy tamtego miasta, jak też o przygodach z królem. I rzekł mu jego ojciec: „Gdyby zechciał ów król zabić cię, zabiłby cię na pewno, ale czas twej śmierci jeszcze nie nadszedł.” Później jednak opanował królewicza smutek z miłości do córki króla, władcy Sany. Zakradł się do konia, dosiadł go i przekręcił śrubę służącą do wzlatywania, a koń wzleciał z nim w powietrze i wzniósł się aż do chmur na niebie. Gdy nastał ranek, szukał go ojciec i nie znalazł. Wyszedł tedy zatroskany na taras zamku i ujrzał, jak jego syn wznosi się w powietrze. Zasmuciło go ponowne rozstanie i żałował wielce, że nie zabrał konia i nie ukrył przed synem, po czym rzekł sobie w duchu: „Przysięgam na Allacha, że jeżeli powróci do mnie mój syn, nie pozostawię tu tego konia, aby moje serce było o niego spokojne.” Potem znów zaczął płakać i lamentować za swoim synem. Takie to były jego sprawy. A co dotyczy spraw jego syna, to tak długo leciał na swym koniu w powietrzu, aż zatrzymał się nad miastem Sana. Wylądował w tym samym miejscu, co za pierwszym razem, i szedł ukrywając się, aż dotarł do mieszkania królewny. Ale nie znalazł ani jej, ani jej służebnych, ani rzezańca, który czuwał nad nią wtedy, i to go zmartwiło. Jął przeto krążyć po zamku, szukając królewny, i znalazł ją w innej komnacie, nie w tej, w której przebywał z nią wówczas. Leżała na łożu, a wokół niej stały służebne i piastunki. Królewicz wszedł pomiędzy nie i pozdrowił je. Dziewczyna zaś, usłyszawszy jego głos, podniosła się, objęła go i zaczęła go całować pomiędzy oczy i przyciskać do piersi. I rzekł do niej: „O pani moja, rozłąka z tobą była dla mnie udręczeniem przez cały ten czas!” Odrzekła: „To twoja nieobecność tak mnie dręczyła, że gdyby nie było cię przy mnie jeszcze trochę dłużej, umarłabym bez wątpienia!”

Spytał królewicz: „O pani moja, co myślisz o tym, co zaszło pomiędzy mną i twoim ojcem, i o tym, co mi on uczynił? Gdyby nie miłość do ciebie, o cudzie pośród ludzi, zabiłbym go na pewno i uczynił odstraszającym przykładem dla obecnych. A jednak dzięki tobie, kocham go.” Rzekła: „Jak mogłeś mnie opuścić! Czyż bowiem życie moje może być szczęśliwe z dala od ciebie?” Rzekł jej tedy: „Czy wysłuchasz mnie i postąpisz wedle moich słów?” Odrzekła: „Powiedz, czego pragniesz, a ja zgodzę się na wszystko, czego będziesz chciał, i w niczym ci się nie sprzeciwię.” Rzekł więc do niej: „Jedź ze mną do mego kraju i mego królestwa!”, a królewna odparła: „Z największą chęcią i radością!” Skoro usłyszał królewicz jej słowa, uradował się wielce i ująwszy ją za rękę, kazał jej przysiąc na Allacha Najwyższego. Potem wyszedł z nią na górę, na taras zamku, dosiadł swego konia, a ją posadził na koniu za sobą. Następnie przyciągnął ją do siebie i przywiązał mocnym sznurem, po czym przekręcił na łopatce konia śrubę służącą do wzlatywania. I wzbił się z nimi koń w powietrze, a służebne podniosły krzyk i powiadomiły ojca królewny i jej matkę, ci zaś wybiegli w pośpiechu na taras zamku. A gdy król spojrzał na niebo i zauważył konia hebanowego lecącego z tym dwojgiem w powietrzu, przeraził się i trwoga jego wciąż rosła, wreszcie krzyknął i zawołał: „Królewiczu, błagam cię na Allacha, miej litość nade mną i nad moją małżonką i nie porywaj nam naszej córki!” Ale królewicz nie odpowiedział mu.

Potem jednak pomyślał sobie, że może dziewczyna boleje nad rozstaniem ze swym ojcem i matką, i spytał: „O. cudzie czasu, czy chcesz, abym wrócił z tobą do twej matki i ojca?” Odrzekła mu: „O panie mój, nie chcę tego. Moim życzeniem jest być z tobą, gdziekolwiek ty będziesz, bo z miłości do ciebie wyrzekłam się wszystkiego, nawet ojca i matki!” A królewicz, usłyszawszy jej słowa, wielce był rad i sprawił, że koń leciał z nimi lotem spokojnym, nie chciał bowiem przestraszyć dziewczyny. I leciał wraz z nią tak długo, aż ujrzał łąkę zieloną, a na niej bijące źródło wody. Tam wylądowali, posilili się i ugasili pragnienie, po czym królewicz dosiadł hebanowego konia, posadził dziewczynę za sobą, a bojąc się o nią, przywiązał ją sznurami. I poleciał, i nie przerywał lotu w powietrzu, aż dotarł do miasta swego ojca. Wtedy radość jego stała się jeszcze większa i zapragnął pokazać dziewczynie przybytek władzy i królestwo swego ojca, a także przekonać ją, że potęga jego ojca jest większa niż potęga jej ojca. Opuścił się więc na ziemię w jednym z ogrodów, w którym ojciec jego przebywał dla rozrywki, i wprowadził dziewczynę do altany przeznaczonej dla jego ojca. Konia hebanowego postawił przy wejściu do altany i polecając dziewczynie, aby go pilnowała, rzekł do niej: „Pozostań tu, aż przyślę do ciebie mego posłańca, a ja idę do ojca, aby przygotować dla ciebie pałac i pokazać ci moją władzę!” Królewna ucieszyła się, słysząc te słowa i rzekła: „Czyń, jak chcesz”, gdyż sądziła, że wejdzie do miasta z honorami i wśród uroczystości, jak przystało takim jak ona.

Królewicz tymczasem, pozostawiwszy królewnę, szedł, aż dotarł do miasta i wszedł do swego ojca. A skoro ujrzał go ojciec, ucieszył się jego przybyciem, przyjął go i powitał, królewicz zaś rzekł: „Wiedz, że przywiozłem królewnę, o której ci opowiadałem. Zostawiłem ją poza miastem w jednym z ogrodów i przyszedłem powiadomić cię o tym, abyś mógł zgromadzić orszak, wyjść jej na spotkanie i pokazać twoją potęgę, twoje wojska i straż przyboczną.” I rzekł mu król: „Z chęcią i z przyjemnością”, po czym rozkazał swym poddanym natychmiast przystroić miasto pięknymi ozdobami, sam zaś, wyglądając wspaniale i ubrany w najpiękniejszy strój, jechał konno, a z nim całe jego wojsko i możni jego państwa, wszyscy inni dostojnicy i słudzy. Królewicz zaś wyniósł ze swego pałacu klejnoty i stroje, i wszystko, co zgromadzili poprzedni królowie, i przygotował dla królewny palankin z zielonego, czerwonego i żółtego brokatu, a w nim posadził niewolnice indyjskie, rumijskie i abisyńskie. I wyjął ze skarbców najcudowniejsze przedmioty. Potem zostawił lektykę wraz z tym, co w niej było, i pospieszył przed wszystkimi do owego ogrodu. Wszedł do altany, w której zostawił królewnę, i szukał jej tam, ale nie znalazł ani dziewczyny, ani konia. Wtedy zaczął bić się po twarzy, rozdarł na sobie szaty i w stanie oszołomienia jął biegać wkoło po ogrodzie. Później jednak przyszedł do siebie i rzekł: „Jakże mogła poznać tajemnicę tego konia, jeżeli ja nie nauczyłem jej tego? Może to perski ów mędrzec, który zrobił konia, zaskoczył ją i porwał w odwet za to, co uczynił mu ojciec mój?”

Poszukał więc królewicz strażników tego ogrodu i chcąc wiedzieć, czy kto obok nich przechodził, spytał: „Czy widzieliście, by ktoś koło was przechodził i wstępował do tego ogrodu?” Odrzekli: „Nie widzieliśmy nikogo wchodzącego do tego ogrodu oprócz mędrca perskiego, który pragnął nazbierać ziół leczniczych.” I upewnił się królewicz, usłyszawszy te słowa, że tym, kto porwał królewnę, był ów mędrzec. Stało się bowiem za sprawą przeznaczenia, że gdy królewicz zostawił królewnę w ogrodowej altanie, a sam udał się do zamku swego ojca, aby wszystko przygotować, wszedł do ogrodu perski mędrzec, chcąc nazbierać nieco ziół leczniczych. I poczuł zapach piżma i pachnideł, którymi przesycone było to miejsce – a woń ta pochodziła od królewny. Poszedł przeto mędrzec w kierunku tego zapachu i dotarł do altany, a tam ujrzał konia, którego wykonał był własnymi rękami, a który stał teraz u wejścia. Gdy więc go ujrzał, serce jego napełniło się radością i weselem, żałował bowiem bardzo, że wypuścił konia z rąk. Podszedł do konia, obejrzał wszystkie jego części i stwierdził, że jest nie uszkodzony. I już chciał dosiąść go i odjechać, ale rzekł jeszcze do siebie: „Muszę sprawdzić, co też przywiózł królewicz na koniu i pozostawił tutaj wraz z nim!” To rzekłszy wszedł do altany i zobaczył siedzącą tam dziewczynę, niczym słońce błyszczące na bezchmurnym niebie. A skoro ujrzał ją, pojął, że jest to dziewczyna wysokiego rodu i że królewicz porwał ją, i przybył z nią na koniu, a zostawiwszy ją w tej altanie, udał się do ojca, aby przygotować jej orszak i wprowadzić ją do miasta uroczyście i z honorami.

Wszedł więc mędrzec do altany i ucałował ziemię przed królewną, a ona podniosła oczy, spojrzała na niego i spostrzegła, że jest brzydki i niemiłą ma postać. Spytała go: „Kto jesteś?” Odrzekł: „O pani moja, jestem posłańcem królewicza. Posłał mnie do ciebie i rozkazał mi, abym cię przeniósł do innego ogrodu bliżej miasta.” Gdy zaś dziewczyna usłyszała te słowa, spytała: „A gdzież jest. królewicz?” Odpowiedział: „Królewicz jest na zamku u swego ojca i zaraz przyjdzie do ciebie ze wspaniałym orszakiem.” Rzekła do niego: „Ejże, czyż królewicz nie mógł znaleźć kogoś innego, aby go posłać do mnie?” Roześmiał się mędrzec na jej słowa i rzekł: „O pani moja, niech cię nie zwiedzie brzydota mej twarzy i szpetny mój wygląd. Gdybyś otrzymała ode mnie to, co dałem królewiczowi, wychwalałabyś mnie z pewnością. Ale królewicz wysłał mnie do ciebie właśnie dla mego wstrętnego wyglądu i strasznej postaci, bo miłując cię, jest o ciebie zazdrosny. A mameluków i niewolników, służby, rzezańców i świty ma tyle, że ich nie zliczysz!” Kiedy usłyszała królewna słowa mędrca, przemówiły jej one do przekonania i uwierzyła mu. Powstała więc, podała mu swą dłoń i rzekła: „Jakiego przywiodłeś z sobą dla mnie, ojcze, wierzchowca, abym mogła na nim pojechać?” Odrzekł: „Pojedziesz, o pani moja, na koniu, na którym tu przybyłaś.” Ona zaś rzekła: „Nie umiem jechać na nim sama!”, a mędrzec, usłyszawszy to, uśmiechnął się i zrozumiał, że już ją ma w swej mocy. I rzekł: „Ja pojadę z tobą”, po czym dosiadł konia i posadził dziewczynę za sobą, przyciągnął ją do siebie i silnie przywiązała a ona nie przeczuwała, co chce z nią uczynić.

Później mędrzec przekręcił śrubę służącą do wznoszenia się, powietrze wypełniło wnętrze konia, który drgnął, zadrżał i uniósł się wysoko w przestworza. I leciał z nimi tak długo, aż oddalił się sporo od miasta. Wtedy rzekła królewna: „Ejże, człowieku, gdzież jest prawda twoich słów o królewiczu? Twierdziłeś przecie, że to on wysłał cię do mnie!” Mędrzec odparł: „Niechaj Allach okryje hańbą królewicza! On jest zły i nikczemny!”, a królewna krzyknęła: „Biada ci! Jak śmiałeś zmieniać rozkazy, które dał ci twój pan!” Odrzekł: „On nie jest moim panem! Czy wiesz, kto ja jestem?” Rzekła: „Wiem tylko to, co mi sam o sobie powiedziałeś.” Wówczas rzekł: „To, co opowiadałem ci o sobie, to tylko podstęp uknuty przeciw tobie i królewiczowi. Długi czas martwiłem się o tego konia, którego masz pod sobą. Jest on moim dziełem, ale był we władzy królewicza. Teraz jednak odzyskałem go i ciebie także dostałem w swe ręce, a jego serce złamałem, tak jak on złamał moje. Konia tego nie dostanie już nigdy więcej. Ty zaś bądź dobrej myśli i raduj się, bo zaiste, ja będę ci bardziej przydatny niż on.” Skoro usłyszała królewna słowa mędrca, zaczęła bić się po twarzy i zawołała: „O biada mi! Nie zdobyłam mego ukochanego, a utraciłam ojca i matkę!” I płakała gorzko nad tym, co ją spotkało, a mędrzec nieustannie jechał z nią do kraju Rum, aż w końcu wylądował na zielonej łące, na której były strumienie i drzewa. Łąka ta leżała w pobliżu miasta, zaś w mieście tym panował potężny król.

A zdarzyło się w owym dniu, że król tego miasta wyruszył dla rozrywki na polowanie i przejeżdżał przez tę łąkę. I ujrzał mędrca stojącego tam, a przy nim konia i dziewczynę. I oto ani się spostrzegł mędrzec, kiedy go słudzy królewscy otoczyli i pojmali, a z nim dziewczynę i konia, i przywiedli ich wszystkich przed króla. A gdy ujrzał król wstrętny wygląd i brzydotę mędrca, a także piękność i urodę dziewczyny, rzekł do niej: „O pani moja, jakiż związek istnieje między tobą a tym starcem?” I pospieszył mędrzec z odpowiedzią mówiąc: „Ona jest moją żoną i córką mego stryja.” Dziewczyna zaś, słysząc te słowa, zarzuciła mu kłamstwo i rzekła: „O królu, klnę się na Allacha, że nie znam go. On nie jest moim małżonkiem, ale porwał mnie przemocą i przez podstęp!” I rozkazał król, usłyszawszy te słowa, aby wymierzono mędrcowi chłostę, i bili go tak, że omal nie umarł. Potem rozkazał król zanieść go do miasta i wtrącić do więzienia. I uczyniono wedle rozkazu władcy, ów zaś zabrał ze sobą dziewczynę i konia. Nie znał jednak właściwości konia ani sposobu wprawienia go w ruch. Tak miała się sprawa z mędrcem i królewną. A co do królewicza, to przywdział on strój podróżny, zabrał tyle pieniędzy, ile było mu trzeba, i wyruszył w drogę w wielkim smutku. Wędrował szybko od kraju do kraju i z miasta do miasta, szukając śladów mędrca i królewny i rozpytując o hebanowego konia. A każdy, kto słyszał od niego opowieść o koniu hebanowym, dziwił się i uważał słowa jego za niezwykłe. Podróżował w ten sposób przez długi czas i pomimo częstego pytania i poszukiwań nie trafił na wiadomość o nich. 

Potem przybył do miasta ojca królewny i pytał o nią tam, ale nie usłyszał żadnej wieści, a tylko spotkał króla zasmuconego utratą córki. Zawrócił więc do kraju Rum i tam zaczął szukać ich śladów i dowiadywać się o nich. I zdarzyło się kiedyś, że stanął w pewnym zajeździe, gdzie ujrzał grupę kupców, siedzących i rozmawiających. Usiadł w pobliżu nich i usłyszał, jak jeden z nich mówił: „Przyjaciele moi, widziałem raz dziw nad dziwy”, a oni spytali: „Cóż takiego widziałeś?” Rzekł: „Byłem w pewnym kraju, w takim to a takim mieście – tu wymienił nazwę miasta, w którym przebywała królewna – i słyszałem, jak jego mieszkańcy opowiadali taką oto zadziwiającą przygodę: Pewnego dnia król owego miasta wyruszył na polowanie i łowy, a z nim zastęp jego dworzan i możnych jego państwa. Gdy już wyszli na otwarte pole i przejeżdżali przez zieloną łąkę, spotkali tam człowieka, u jego zaś boku niewiastę, a opodal zobaczyli konia z hebanu. Co do tego człowieka, to wygląd jego był wstrętny, a postać odpychająca. Niewiasta natomiast była urodziwa, posiadała wdzięk, doskonałą postać i wspaniałą budowę. Co zaś do konia hebanowego, to był to cud cudów i nikt z obecnych przy tym nie widział nigdy piękniejszego i doskonalej zbudowanego.” I spytali kupcy: „A co uczynił z nimi król?” Odrzekł opowiadający: „Owego człowieka zatrzymał i spytał go o dziewczynę, on zaś oświadczył, że jest jego żoną i córką jego stryja. Dziewczyna jednak zadała kłam jego słowom, król więc uwolnił ją od niego i kazał wychłostać go i wtrącić do więzienia. A co do konia hebanowego, to nic o nim więcej nie wiem.”

Gdy usłyszał królewicz słowa kupca, zbliżył się do niego i zaczął go wypytywać ostrożnie i uprzejmie, aż powtórzył mu kupiec nazwę miasta i imię jego króla. Dowiedziawszy się w ten sposób nazwy miasta i imienia króla, młodzieniec spędził noc w radości, a gdy zaświtał ranek, opuścił zajazd i wyruszył w drogę. I wędrował bez przerwy, póki nie dotarł do owego miasta, lecz gdy już miał wejść do bram, pochwycili go strażnicy i chcieli zaprowadzić przed króla, aby go zapytał o jego sprawy, o przyczynę jego przybycia do tego miasta i o rzemiosło, jakie wykonuje. Było bowiem zwyczajem owego króla pytać obcych o ich stan i rzemiosło. Ale ponieważ królewicz przybył do miasta wieczorną porą, a był to czas, kiedy nie można już było iść do króla ani naradzać się z nim, strażnicy bram zabrali go więc i zawiedli do więzienia, aby go tam umieścić. Strażnicy więzienia wszakże, ujrzawszy jego piękność i wdzięk, nie byli w stanie wtrącić go do ciemnicy i zezwolili mu siedzieć wśród nich przed więzieniem. A gdy przyniesiono im posiłek, jadł razem z nimi do syta. Po skończonym posiłku zaczęli rozmawiać, po czym zwrócili się do królewicza i spytali go: „Z jakiego jesteś kraju?” Odrzekł: „Jestem z Farsu, z kraju królów sasanidzkich!” Usłyszawszy jego słowa strażnicy zaśmiali się, a jeden z nich rzekł: „Potomku Sasanidów! Słyszałem opowieści różnych ludzi i wiadomości, które podawali. Byłem też świadkiem różnych ich spraw, ale nie spotkałem większego kłamcy od tego potomka Sasanidów, którego mamy tu u nas w więzieniu.” A inny rzekł: „Nie widziałem oblicza brzydszego nad jego oblicze i postaci wstrętniejszej niż jego postać!”

I spytał królewicz: „Na jakim kłamstwie złapaliście go?” Odrzekli: „Twierdzi, że jest lekarzem. Król spotkał go w drodze, jadąc na polowanie. Była z nim niewiasta, cud piękności, urody, doskonałości i wdzięku, ładnego wzrostu i nienagannej budowy. Był z nimi także hebanowy czarny koń. Piękniejszego konia nigdy nie widziałem! Co zaś do dziewczyny, to jest ona teraz u króla, który ją kocha, lecz ona jest obłąkana. Gdyby więc ów człowiek był lekarzem, tak jak twierdzi, uleczyłby ją przecie! Król stara się odpędzić od niej chorobę, gdyż życzeniem jego jest wyrwanie dziewczyny ze stanu, w jakim się znajduje. Koń hebanowy natomiast został umieszczony w skarbcu królewskim, a ów człowiek o wstrętnym wyglądzie, który był razem z dziewczyną, przebywa u nas w więzieniu. Gdy zapada noc, płacze i skarży się, biadając nad sobą i nie daje nam spać.” Gdy strażnicy więzienni opowiedzieli królewiczowi o przypadku perskiego mędrca, który był u nich w więzieniu, i o tym, że on tam płakał i skarżył się, przyszło królewiczowi na myśl, by uknuć podstęp i przy jego pomocy osiągnąć swój cel. Gdy zaś strażnicy zapragnęli spać, odprowadzili królewicza do więzienia i zamknęli za nim bramę. I usłyszał, jak mędrzec płakał i biadał nad sobą w perskiej mowie, mówiąc w swoich skargach: „Biada mi, że zgrzeszyłem przeciwko sobie i przeciw królewiczowi, że tak postąpiłem z dziewczyną! Nie pozostawiłem jej w spokoju, ale też nie osiągnąłem tego, czego pragnąłem. A wszystko to przez moje głupie postępowanie, bo pożądałem tego, co mi się nie należy i co nie przystoi takiemu jak ja. Kto bowiem pragnie tego, co mu nie przystoi, wpada w takie nieszczęście, w jakie ja wpadłem!” Kiedy usłyszał królewicz słowa mędrca, odezwał się do niego po persku, mówiąc: „Jak długo trwać będzie ten płacz i to zawodzenie? Czy myślisz, że spotkało cię coś, co nie zdarzyło się nikomu przedtem?” Mędrzec zaś, słysząc jego słowa, nabrał do niego zaufania i wylał przed królewiczem wszystkie żale na swoje położenie i na nieszczęście, które go spotkało.

A kiedy zaświtał ranek, odźwierni wzięli królewicza, zawiedli go do swego króla i oznajmili mu, że młodzieniec przybył do miasta wieczorem, w czasie kiedy nie można już było przyprowadzić go do króla. Władca zaczął stawiać królewiczowi pytania i rzekł: „Z jakiego jesteś kraju i jak masz na imię? Jakie znasz rzemiosło i z jakiej przyczyny przybyłeś do tego miasta?” Odrzekł królewicz: „Moje imię jest perskie i brzmi Hardża, a ojczyzną moją jest Fars. Należę do ludzi uczonych, a szczególnie dobrze znam nauki lekarskie i uzdrawiam chorych i obłąkanych. Dlatego też wędruję po krajach i miastach, aby wzbogacać moją wiedzę przez doświadczenie. Gdy widzę chorego, leczę go. Oto jakie jest moje rzemiosło.” Usłyszawszy jego słowa król ucieszył się wielce i rzekł: „O szlachetny mędrcze, przybyłeś do nas w chwili, gdy bardzo cię potrzebujemy.” Opowiedział mu następnie o królewnie i dodał: „Jeżeli wyleczysz ją i uwolnisz od szaleństwa, otrzymasz ode mnie wszystko, o co poprosisz.” I rzekł królewicz, gdy usłyszał te słowa: „Niech Allach obdarzy króla potęgą! Opisz mi, panie, wszystkie objawy jej szaleństwa, jakie zauważyłeś, i powiedz, jak dawno dotknęło ją to opętanie, a także, jak ta dziewczyna, koń i mędrzec dostali się w twe ręce.” I opowiedział mu król tę przygodę od początku do końca, po czym dodał, że mędrzec jest teraz w więzieniu. Spytał królewicz: „O królu szczęśliwy, co uczyniłeś z koniem, który był z nimi?” Odrzekł król: „Mam go u siebie dotychczas, przechowuję go w jednej z komnat.” I rzekł sobie w duchu królewicz: „Wydaje mi się, że przede wszystkim muszę odszukać konia i obejrzeć go; jeżeli jest cały i nic mu się nie stało, dokonam wszystkiego, czego chcę. A jeżeli stwierdzę, że stracił już swą zdolność ruchów, będę musiał wynaleźć inny podstęp, aby wyjść z tego cało.” Potem zwrócił się do króla i rzekł: „Muszę koniecznie zobaczyć tego konia, o którym wspomniałeś. Może znajdę w nim coś, co pomoże mi wyleczyć chorobę dziewczyny.”

Odparł król: „Z chęcią i z przyjemnością”, po czym wstał i wziąwszy królewicza za rękę, zaprowadził go do konia. I począł królewicz obchodzić konia wokoło, badał go i sprawdzał jego stan, i stwierdził, że jest cały i nic mu się nie stało. Ucieszyło go to bardzo i rzekł: „Niech Allach umocni władzę króla! Chcę iść teraz do dziewczyny, aby zobaczyć, co jej dolega i pokładam ufność w Allachu, że ją wyleczę przy pomocy konia, jeżeli Allach Najwyższy zezwoli.” I kazał strzec konia. Król udał się z nim do komnaty, w której była dziewczyna. A gdy weszli do niej, zobaczyli, że bije się po twarzy i tarza się po podłodze, jak to czyniła przez cały czas. Nie była jednak szalona, a czyniła tak tylko po to, aby nikt nie mógł się do niej zbliżyć. Królewicz zaś, ujrzawszy ją w tym stanie, rzekł jej: „Nic ci nie grozi, o cudzie pośród ludzi!”, po czym zaczął przemawiać do niej w sposób miły i przyjazny i dał się jej poznać. A gdy go poznała, krzyknęła głośno i straciła przytomność z wielkiej radości, której doznała. Król natomiast myślał, że dostała ataku ze strachu przed nim. Potem królewicz przyłożył usta do jej ucha i rzekł: „O cudzie pośród ludzi! Ocal moje i twoje życie! Miej cierpliwość i wytrwaj! Zaiste, w miejscu tym trzeba cierpliwości i dokładnie trzeba przemyśleć podstęp, aby uwolnić się od tego króla-tyrana. Podstęp zaś jest taki: ja wyjdę do króla i powiem mu: «Jej choroba pochodzi od marida spośród dżinnów, lecz przyrzekam ci, że zostanie wyleczona.» Postawię mu też warunek, by uwolnił cię z więzów, i przyrzeknę mu, że wówczas opuści cię ten marid. Gdy zaś przyjdzie do ciebie król, rozmawiaj z nim przyjaźnie, aby nabrał przekonania, że cię już wyleczyłem. Wtedy bowiem spełni on wszystkie nasze życzenia.” Odparła: „Słyszę i jestem posłuszna!” Wyszedł tedy od niej, udał się do króla uradowany i rzekł: „O królu szczęśliwy! Rozpoznałem na szczęście jej chorobę i wyleczyłem ją dla ciebie! Powstań teraz przeto, idź i przemów do niej miłymi słowami, bądź dla niej łagodny i przyrzeknij jej coś, co ją ucieszy, a ona z pewnością spełni to, czego ty od niej zechcesz.” 

Powstał więc król i poszedł do dziewczyny, a gdy go ona ujrzała, pospieszyła ku niemu, ucałowała przed nim ziemię i powitała go. Król uradował się tym wielce, po czym rozkazał służebnicom i rzezańcom, aby stanęli przed nią do usług, by zaprowadzili ją do łaźni i przygotowali dla niej ozdoby i stroje, a oni spełnili królewskie polecenie i pozdrowili ją, ona zaś odwzajemniła pozdrowienie najuprzejmiejszymi wyrazami i najmilszymi słowami. Potem służebne ubrały ją w szaty królewskie, nałożyły jej naszyjnik z drogich kamieni, a wreszcie zawiodły ją do łaźni i usługiwały jej tam. W końcu wyszła z łaźni, piękna niby księżyc w pełni. Gdy przybyła do króla, pozdrowiła go i ucałowała przed nim ziemię, jego zaś opanowała z tego powodu wielka radość i tak rzekł do królewicza: „Wszystko to stało się za sprawą twego błogosławieństwa! Oby Allach pomnożył nam twoje dobrodziejstwa!” Odpowiedział: „O królu, jeśli chcesz, aby dziewczyna wyzdrowiała całkowicie i by już na zawsze opuściła ją choroba, musisz wyjść ze wszystkimi twymi strażami i wojskiem na miejsce, w którym ją znalazłeś. I niechaj będzie tam również koń hebanowy, który był tam wtedy, a ja uwolnię ją tam ostatecznie od marida, uwiężę go i zabiję, aby nigdy już do niej nie powrócił.”

Król odparł: „Z chęcią i radością”, po czym kazał wynieść konia hebanowego na łąkę, na której go znalazł wraz z królewną i perskim mędrcem, sam zaś dosiadł konia i polecił swym wojskom uczynić to samo. Zabrał też ze sobą dziewczynę, a ludzie nie wiedzieli, co chce uczynić. I kiedy już przybyli na ową łąkę, królewicz, który podawał się za lekarza, rozkazał, aby postawiono dziewczynę wraz z koniem tak daleko od króla i wojska, jak sięga wzrok, i rzekł do króla: „Pozwól mi zapalić kadzidło i wypowiedzieć zaklęcie. Chcę bowiem schwytać marida, aby już nigdy do niej nie powrócił. Potem dosiądę hebanowego konia i posadzę dziewczynę za sobą. Gdy to uczynię, poruszy się koń i zacznie iść, a gdy dojdzie do ciebie, wszystko będzie skończone. Później uczynisz z nią, co będziesz chciał. Gdy usłyszał król te słowa, uradował się wielce, królewicz zaś dosiadł konia i posadził dziewczynę za sobą, a król i całe jego wojsko patrzyli na to. Później przyciągnął dziewczynę do siebie, przywiązał ją mocno i wreszcie przekręcił śrubę służącą do wznoszenia się. Koń wzleciał z nimi w powietrze, a wojsko śledziło ich wzrokiem, póki nie zniknęli im z oczu. Król czekał pół dnia, wyglądając ich powrotu, ale oni nie wrócili. Stracił więc nadzieję, żałował wielce i bolał nad rozstaniem z królewną. Wreszcie zebrał swoje wojsko i powrócił do miasta. Takie były jego sprawy.

A co do królewicza, to zdążał on ku miastu swego ojca, uradowany i szczęśliwy, i wciąż leciał, aż wylądował na tarasie swego zamku. Potem zaprowadził dziewczynę do wnętrza i zostawił w bezpiecznym miejscu, po czym udał się do swego ojca i matki. Powitał ich i powiadomił o przybyciu dziewczyny, a oni byli bardzo z tego radzi. Tak wyglądały sprawy królewicza, konia i dziewczyny. Król kraju Rum natomiast powrócił do miasta i udał się do swego zamku smutny i ponury. I przyszli doń jego wezyrowie i zaczęli go pocieszać, mówiąc tak: „Zaiste, ten, który porwał dziewczynę, był czarownikiem, i chwała niech będzie Allachowi za to, że ustrzegł cię przed jego czarami i przebiegłością.” I tak długo do niego przemawiali, aż pocieszyli go. A co do królewicza, to przygotował on wielką ucztę dla mieszkańców miasta, która trwała przez cały miesiąc. Potem spełnił małżeństwo z królewną i oboje wielce się sobą radowali. Takie były ich sprawy. Ojciec królewicza zaś zniszczył hebanowego konia, by nie można było więcej na nim latać. Potem królewicz napisał list do ojca swej żony, donosząc mu o jej losie. 

Powiadomił go, że ożenił się z nią i że przebywają razem w największej pomyślności. Wysłał ten list przez posłańca wraz ze wspaniałymi darami i kosztownościami. A gdy posłaniec dotarł do miasta, w którym panował ojciec królewny, to jest do Sany w Jemenie, oddał królowi list i dary. Król przeczytał list i ucieszył się wielce, wziął dary i przyjął posła z honorami. Potem zaś przygotował wspaniałe dary dla królewicza, swego zięcia, i wysłał tym samym posłańcem, który powrócił z nimi do królewicza i oznajmił mu o radości króla, jego teścia, na wieść o córce. Sprawiło to królewiczowi wielką radość i co roku pisał do swego teścia, i posyłał mu dary. I pędzili takie życie, aż zmarł ojciec królewicza i ów objął po nim panowanie. Był sprawiedliwy względem poddanych i postępował z nimi dobrotliwie. Rozmaite kraje podporządkowywały się jego władzy, a poddani okazywali mu posłuszeństwo. Tak oto żyli szczęśliwie, w dobrym zdrowiu, aż przyszła do nich ta, która każe umilknąć radości i rozdziela związki, burzy zamki, a buduje grobowce. A chwała niech będzie Wiecznie Żywemu, który nie umiera, który w swym ręku dzierży władzę na tym i przyszłym świecie. A pośród rozmaitych innych opowieści jest jeszcze: O Harunie ar-Raszidzie i Zubejdzie w kąpieli...

Zapraszamy na warsztaty mistyki sufickiej, żydowskiej i chrześcijańskiej


© Wszelkie prawa do publikacji zastrzeżone przez: sufi-chishty.blogspot.com



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz